[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Y TabÄ™.
 Jeszcze nie straciliśmy  odrzekł Conan.  Kezatja siada na tamtej skale. Na Croma,
jeśli trzeba będzie tam płynąć, zrobię to.
Sajara i Nyona zobaczyły to samo, co on. Z daleka skała wydawała się nie większa, niż
pięść, ale gdy się zbliżyli, dostrzegli jej rzeczywiste rozmiary. Cztery razy mniejsza od
Ganaku, siedziba Kezatij była niczym innym, jak skalistą wysepką o pionowych ścianach,
wyrastającą nad powierzchnię oceanu niczym niedostępna forteca.
Potężne skrzydła czatownika nagle przestały uderzać bez żadnego ostrzeżenia. Conan
zdołał nabrać trochę powietrza w płuca, zanim czatownik wraz ze swymi pasażerami runął w
wodę. Barbarzyńca płynął w kierunku skalistej wysepki, młócąc ramionami wodę, jakby
ścigały go krwiożercze rekiny. Sajara spieszyła za nim, z trudem wytrzymując tempo. Nyona
pozostała przy Dawakubwie. Czatownik zdecydowanie nie był w formie, miotał się
nieudolnie, by utrzymać na powierzchni. Nyona usiłowała mu pomóc, dmuchała w muszlę i
wydawała jakieś polecenia.
Cymmerianin, stanął na brzegu kamienistej wyspy ociekając wodą, i ściskając miecz w
pokrytej bliznami pięści. Sól morskiej wody przestała drażnić jego rany, i choć miał za sobą
ciężką walkę, choć przepłynął dystans, jakiego niejeden nie wytrzymałby, zmęczenie spłynęło
po nim wraz ze słoną wodą. Ze zwinnością górskiej kozicy, zaczął wspinać się na strome,
prawie pionowe zbocze. Kiedy Sajara znalazła się u podnóża ściany, on był już w połowie
drogi na szczyt. Sajara zniechęcona była stromą drogą, ale zaczęła wdrapywać się za
Conanem. Jej wspinaczka nie była nawet w połowie tak sprawna i szybka, jak Cymmerianina.
Takie umiejętności i doświadczenie, jak jego, mieli nieliczni tylko na świecie. Conan nadał
sobie takie tempo, bo gdyby spóznił się o moment, znalazłby na górze Kezatję kończącą
zżerać starego przewodnika duchowego.
Od szczytu dzielił go już tylko mały fragment ściany. Podciągnął się, ostrożnie wyjrzał,
wskoczył na górę i stanął na nogi. Góra była płaska, powierzchnię szczytu tworzyła gładka,
wygładzona przez wiatr i deszcz naga skała. Niedaleko od brzegu urwiska znajdował się
otwór prowadzący w dół, do wnętrza góry.
Tu barbarzyńca zobaczył plamy krwi, nieco dalej naszyjnik z czarnych muszli. Podniósł go
i założył sobie na szyję. W chwili gdy podkradł się do ciemnego włazu, jego uwagę odwrócił
krzyk dochodzący zza krawędzi skały. Zawrócił i podszedł do urwiska. Spojrzał w dół, czy
Sajara przypadkiem nie odpadła od ściany. Ale zobaczył, że stało się wręcz przeciwnie 
zniknęła w niej! Jej krzyk przerażenia urwał się nagle. Przeklinał swój pośpiech. Powinien był
trzymać się blisko tej dziewczyny! Sajara wybrała inną drogę na szczyt, niż on i musiała
odkryć jakąś grotę, z pewnością były tam Kezatje.
Conan zły na siebie opuścił się w dół i skierował do miejsca, w którym ostatnio widział
Ganaczkę. W połowie drogi od podnóża góry do szczytu znalazł szczelinę. W tunelu, który
prowadził do wnętrza skały, zobaczył nóż Sajary. Tunel początkowo był bardzo wąski  nie
pomieściłyby się tu obok siebie dwie osoby, ale za chwilę nagle rozszerzał się. Sklepienie
wysokością przekraczało trzy razy wzrost Conana. Ze środka dobiegło go nikłe echo jakiegoś
skrobania, ale już po chwili zaległa niezmącona niczym cisza.
Cymmerianin wkroczył do jaskini. Jego oczy szybko przyzwyczajały się do mroku. W
pewnym momencie poczuł jakiś niemiły zapach. Gdzieś z góry docierał stłumiony,
nieokreślony dzwięk. Słoneczne światło docierało nieco do wnętrza, mimo, że tunel piął się
ostro pod górę.
W ścianach jaskini gdzieniegdzie wyżłobione były nisze. W przebłysku świadomości
Conan zrozumiał, że trafił do gniazda Kezatij. Dokładniej obserwował ściany, a tam, gdzie
było to konieczne, kierował się dotykiem. Wtedy poczuł palcami, że ściany nie były zwykłe,
jak w innych jaskiniach z zaschniętym błotem i skałami. Tu pełno było kości  duże, ludzkie
szkielety wymieszane ze szkieletami Kezatij. Nic dziwnego, że Ganakowie zabierali swoich
poległych z wybrzeża czaszek. W jednej niszy tkwiła wielka sępia czaszka, na szczęście
należąca do jakiejś od dawna nieżywej Kezatij. Sprawdził wszystkie zakamarki jaskini i
uspokoił się, że żadna żywa bestia nie czyha na niego w ciemnościach. Poszedł dalej tunelem,
minął zakręt, a potem korytarz prowadził stromo pod górę. Wił się, jak spirala, być może aż
po sam szczyt, gdzie wcześniej widział otwór prowadzący na dół.
Kroczył dalej krętym tunelem, mijał puste legowiska. Wyglądało na to, że Y Taba miał
rację  miejsce było opustoszałe. Prawdopodobnie Ganakowie wybili wszystkie stwory, z
wyjątkiem jednego, najgorszego. W pewnym momencie dostrzegł słoneczne światło
dochodzące z góry. Zwolnił, uniósł miecz i począł stąpać tak cicho, jak skradająca się pantera.
Tam, gdzie kończył się korytarz, zaczynała się niespodziewanie szeroka sala. Jasne
promienie słońca wpadały przez otwór w sklepieniu  ten, który Conan widział już z drugiej
strony. Obraz, który zobaczył przyprawił go o mdłości.
W pomieszczeniu leżały setki, tysiące jaj, z których każde było wielkości beczułki piwa.
Wiele nakrapianych czerwienią skorupek drżało nieznacznie. Jedna z nich właśnie pękła i
rozleciała się, pokazując pokryty jakimś śluzem, pomarszczony łeb małej Kezatij. Nieduży,
ale ostry dziób otworzył się i rozległ się cichy skrzek. Kilka kroków dalej leżeli bez ruchu
Y Taba i Sajara. Pierś Y Taby podnosiła się i opadała, co dodało Conanowi trochę nadziei.
Sajara poruszyła się, na jej głowie widoczna była duża rana. Przy nich, tyłem do Conana,
siedziała gigantyczna Kezatja. Wyprostowała się i wydała obrzydliwy dzwięk, który złączył
się ze skrzeczeniem świeżo wyklutej Kezatij. Olbrzyrnka właśnie zniosła jajo, które potoczyło
się po sali. Tymczasem świeżo wykluta bestia strącała z siebie skorupy, resztki zdejmowała
zakrzywionym dziobem. Ptak miał wielkość dorosłego orła, choć skrzydła były jeszcze nie
rozwinięte. Zataczając się na swych koślawych łapach, mała bestia ruszyła w stronę świeżego
mięsa przyniesionego przez matkę.
Tego już było za wiele. Wywijając mieczem Cymmerianin wpadł do skalnej komnaty jak
cyklon, miażdżąc stopami kilka jaj. Nim sępia królowa zdążyła go zauważyć, sieknął
mieczem pisklę, rozcinając je na dwie części.
Niesamowicie podobne do ludzkich ślepia gigantycznej Kezatij przepełnione były taką
nienawiścią, że kryjąca się w nich mroczna moc zatrzymała barbarzyńcę na chwilę w miejscu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl