[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mniej więcej kwadrans temu przyjechała do niej
Sophie. Pomogłem jej wyjąć z samochodu kojec, wiel
ką torbę z pieluchami i przenośną huśtawkę. Zdaje się,
że ma dziś jakieś ważne spotkanie, River zaś przyjmuje
poród jednej z klaczy, więc cioci Cheyenne przypadła
rola opiekunki.
Doskonale, pomyślał Jackson. Poczeka, aż mała
Meggie pójdzie spać i wtedy pogada z Cheyenne.
Zresztą gotów był czekać w nieskończoność.
ROZDZIAA PITY
Pół godziny po tym, jak Sophie Colton James
wsiadła do jaguara i odjechała sprzed małego drew
nianego domku zamieszkanego przez bratowÄ…, trzy
miesięczna Meggie James rozpoczęła koncert.
Cheyenne sprawdziła pieluszkę. Była suchusieńka.
Podgrzała butelkę z mlekiem, którą Sophie dostarczyła
wraz z pieluszkami. Płacz nie ustał. Wyjęła z torby
grzechotkę w kształcie puszystej białej owieczki.
Dziecko nie wykazało nią najmniejszego zaintereso
wania. Przez cały czas nuciła kojącą kołysankę w ję
zyku Mokee-kittuun. Nic nie pomagało.
- Ciii, maleńka. - Coraz bardziej przejęta, Che
yenne gładziła miękkie czarne loki. - Już dobrze,
aniołku. Zpij, malutka, śpij.
Chodziła po pokoju, tuląc do piersi czerwone na
twarzy, krzyczące dziecko. %7łałowała, że nie ma fotela
na biegunach i zatyczek do uszu.
- Meggie próbuje przełamać barierę dzwięku?
Cheyenne odwróciła się na pięcie. Za siatkowymi
drzwiami zobaczyła Jacksona.
- Na to wyglÄ…da.
- Sprawdziłaś, czy ma sucho? - Nie czekając na
zaproszenie, otworzył drzwi i wszedł do środka.
KAREN HUGHES
82
- Tak. - Skrzywiła się z bólu, kiedy Meggie za
cisnęła rączkę na jej włosach. Następnym razem musi
pamiętać, aby przed wizytą bratanicy zapleść warkocz.
- Sophie zmieniła pieluszkę tuż przed wyjściem.
- Może jest głodna?
- Wątpię. Nie chciała butelki. Grzechotki też nie.
Ani kołysanki, którą jej zaśpiewałam.
Jackson wyprostował maleńkie paluszki, uwalniając
z nich włosy Cheyenne.
- Co jak co, ale płuca to ma zdrowe - oznajmił.
- Chcesz mi ją dać? Może będę miał więcej szczęścia.
- Znasz siÄ™ na dzieciach?
Wzruszył ramionami.
- Mam dziesiątki kuzynów. Rodzonych i przybra
nych. W swoim czasie wszyscy darli się wniebogłosy.
I chyba wszystkich udało mi się uspokoić.
- Skoro jesteś ekspertem od małych wyjców... -
Cheyenne podała Jacksonowi wrzeszczące dziecko. -
Gdybym tylko wiedziała, co jej dolega...
- Gorączki nie ma - stwierdził Jackson, przykła
dając palce do zapłakanej buzi.
- Nie, policzki ma całkiem chłodne.
- A dziąsła? Nie są spuchnięte? Ząbki się nie wy-
rzynajÄ…?
Cheyenne otworzyła szeroko oczy.
- Ząbki? Przecież ona ma zaledwie trzy miesiące.
W tym wieku chyba siÄ™ jeszcze nie zÄ…bkuje?
- Diabli wiedzą. Ale jeśli nie chcemy ogłuchnąć
i jeśli nie chcemy, żeby krowy uciekły przerażone,
warto sprawdzić.
WIZJONERKA
83
- SÅ‚usznie.
- Widziałem, jak to robiła ciotka Meredith. - Przy
sunął kłykieć do ust dziecka. - No, maleńka, otwórz
buzkÄ™. Ugryz wujka. Grzeczna dziewczynka - po
chwalił ją, kiedy posłusznie wykonała polecenie. Po
chwili wskazał głową w stronę torby z pieluszkami po
zostawionej w kojcu. - Czy Sophie dała coś, co by
się nadawało do żucia? Jakiegoś gryzaka?
- Nie wiem. Ale w razie czego sama coÅ› skombi-
nuję. - Pod paczką pieluszek Cheyenne znalazła nie
duży izotermiczny pojemnik, a w nim dwa różowe kół
ka z gumy. - Trzymaj.
Jackson zabrał Meggie swój palec, a na jego miej
sce wsunął schłodzone kółko. Dziewczynka, wciąż je
szcze pochlipując, zacisnęła dziąsła. Twarz miała za
czerwienionÄ… i mokrÄ… od Å‚ez.
- Po raz pierwszy w życiu opiekuję się takim ma
leństwem. - Cheyenne podeszła bliżej i odgarnąwszy
włosy za uszy, przyjrzała się swojej bratanicy. - Sophie
nigdy nie zostawi mi jej na cały weekend, jeżeli nie
radzÄ™ sobie nawet przez godzinÄ™.
- Spokojna głowa, zostawi. - Jackson uśmiechnął
się promiennie. - Zresztą możemy zawrzeć trójstronny
pakt. %7ładne z nas nikomu nie piśnie słowa o tym, co
się tu dzisiaj działo. Tb będzie nasza słodka tajemnica.
Prawda, kruszynko? - Popatrzył na Meggie, która roz
ciągnęła wargi w bezzębnym uśmiechu.
Wysoki, szczupły, pachnący mydłem i szamponem,
o zaczesanych do tyłu wilgotnych włosach, wyglądał
tak naturalnie, tak swobodnie z gaworzącym maleń-
KAREN HUGHES
84
stwem w ramionach, jakby codziennie siÄ™ nim zaj
mował.
Wzruszona jego delikatnością, Cheyenne odwróciła
wzrok. Zdumiała się, widząc, że słońce zaczyna już
zachodzić.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że jest tak pózno
- powiedziała, spoglądając ponownie na Jacksona. -
Przyznaj się: reperując dach stajni, usłyszałeś płacz
Meggie i postanowiłeś przybiec tu, żeby wybawić ją
z opresji?
- Nie. %7łeby odwiedzić ciebie. Chcę o czymś z tobą
porozmawiać. Wolałbym nie odkładać tego do jutra.
Wyraz powagi na jego twarzy sprawił, że Cheyenne
zaschło w ustach. Natychmiast przypomniała sobie
swoją wizję sprzed paru dni. Wiedziała, że Jackson ma
kłopoty, ale nie wiedziała jakie. Instynkt podpowiadał
jej, że właśnie one go do niej teraz sprowadziły.
- Dobrze, tylko położę malutką spać.
Jackson pocałował Meggie w czubek głowy, po
czym przekazał ją Cheyenne.
Podczas gdy Cheyenne nuciła kołysankę, usiłując
uśpić Meggie, Jackson rozglądał się po jej królestwie.
Salon był nieduży, o chłodnych kamiennych ścianach
i ciepłej drewnianej podłodze. Na dużej beżowej ka
napie piętrzyły się miękkie poduszki w złocistobrązo-
wych pokrowcach. Pod oknem wychodzÄ…cym na ganek
stał stół, a na nim ogromny cynowy dzban pełen barw
nych kwiatów. Na środku lśniącej dębowej podłogi le
żał prosty, supełkowy dywan.
WIZJONERKA 85
Przez otwarte drzwi widać było małą, porządnie
utrzymaną kuchnię; w oczy rzucały się wypełnione
ziołami dekoracyjne koszyczki zawieszone nad zle
wem. Sypialnia przypuszczalnie znajdowała się na koń
cu pogrążonego w mroku korytarza.
Dom był skromnie urządzony, czysty i schludny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- okiemkrytyka.xlx.pl
L Frank Baum Oz 09 The Scarecrow of Oz
Alan Burt Akers [Dray Prescot 09] Bladesman of Antares (pdf)
Conrad Linda Dynastia Danforthów 09 Prawo miłości
Bujold, Lois McMaster Vorkosigan 09 Brothers in Arms
Dąbkowska Marta Sevile. Magia i miłoÂść
Barbara Elsborg Digging Deeper (pdf)
ZdzisśÂ‚aw Korczak UmieraśÂ‚em sto razy