[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mężczyzny zrobił na mej takie wrażenie, ze nie mogła ruszyć się
z miejsca
Peter otworzyÅ‚ oczy i widzÄ…c jÄ… przed sobÄ…, przyjaznie po­
machaÅ‚ dÅ‚oniÄ… na powitanie Ostrożnie wstaÅ‚ z łóżka, zeby przy­
padkiem me obudzić dziecka, i udał się w ślad za Libby do
kuchni
- Przepraszam, ze zasnąłem - powiedział, przecierając
oczy - Chyba byłem bardziej zmęczony, niz sądziłem
- Nie obawiaj siÄ™, nie zwolniÄ™ ciÄ™ za spanie w czasie pracy
- Kamień spadł mi z serca - westchnął z ulgą, siadając na
krześle
- Co z Kyle'm?
- Nadal tiochÄ™ gorÄ…czkuje
- Tego siÄ™ obawiaÅ‚am Niestety, nie bÄ™dziemy wam towa­
rzyszyć na przyjęciu
- Przyniesiemy wam coś - obiecał
Libby wsparła się rękoma o stół
- Nie mieliście żadnych problemów
82 CZAS UKOJENIA
- Absolutnie. Kyle jest wspaniałym dzieckiem. Możesz być
z niego dumna.
- Jestem.
- Jest niezwykle przejęty perspektywą wybierania choinek
dla nas wszystkich. Obawiam siÄ™, że spÄ™dzimy caÅ‚y dzieÅ„, bÅ‚Ä…­
dząc po plantacji w poszukiwaniu doskonałego drzewka.
- Tylko pamiętajcie, żeby się ciepło ubrać.
Peter spojrzał na zegarek.
- Muszę już iść, żeby przynajmniej wziąć prysznic przed
wyjściem. Przecież nie mogę się pojawić u Sylvii, wyglądając
jak ostatni włóczęga.
Libby pomyślała, że gdyby wszyscy włóczędzy wyglądali
tak jak on, świat byłby piękny. Z trudem powstrzymała się, by
nie dotknąć jego ramion.
- A co w szpitalu? - spytał znienacka.
- W szpitalu? - Libby ocknęła siÄ™ z zamyÅ›lenia. - Nie­
wiele się działo, co stanowiło miłą odmianę. Kathy Sanders
wyglądała dziś dużo lepiej. Nawet poprosiła, żeby jej umyć
włosy.
- U kobiet to niezawodny objaw powrotu do zdrowia.
- Pewnie masz rację - roześmiała się. - W każdym razie jej
wyniki też były dziś lepsze. Poziom fibrynogenu i płytek krwi
wyraznie się zwiększył.
- Wiem. Dzwoniłem rano do laboratorium.
- NaprawdÄ™?
Uśmiechnął się niby to przepraszająco.
- Nie mogłem znieść napięcia. - Znowu spojrzał na zegarek.
- No, muszę już lecieć, jeśli mam zdążyć po Ralpha i stawić się
u Sylvii o wpół do szóstej.
O dziwo, Libby wcale nie miała ochoty rozstawać się z nim.
- No to się pośpiesz! Ona nie lubi, jak się goście spózniają
- dodała i odprowadziła go do drzwi. - Dzięki za opiekę nad
Kyle'em.
- Nie było tak zle - odpowiedział, zapinając kurtkę. - Szko-
CZAS UKOJENIA 83
da, ze nie możecie iść z nami Bardzo chciałem, żebyśmy mogli
spędzić ten wieczór razem
Libby nie wierzyła własnym uszom
- Ja tez - odrzekła bez zastanowienia
Peter uważnie obserwował jej twarz, jakby chciał policzyć
piegi na jej nosie
- Kiedy Kyle wyzdrowieje, to może nadrobimy tę stratę
- zaproponował z serdecznym uśmiechem
- Moze
- Zarezerwuj sobie niedzielÄ™
- Popołudnie czy wieczór?
- Miałem na myśli cały dzień - wyjaśnił z niebezpiecznym
błyskiem w oczach
ROZDZIAA SZÓSTY
W niedzielę Kyle był już całkiem zdrów. Emocje związane
z wyprawÄ… ha plantacjÄ™ pozwoliÅ‚y mu caÅ‚kiem pogodnie prze­
trwać kilka dni spędzonych w łóżku.
- Ale byłoby super, gdybyśmy mogli jezdzić tam co roku
- powiedział, wciągając zimowe buty.
- Przecież bywamy tam każdej zimy - zauważyła Libby,
uradowana entuzjazmem dziecka.
- Ale żebyśmy mogli co roku zabierać Sam i jej tatę.
- Na razie skupmy się na nadchodzących świętach. Dopiero
potem będziemy planować następne. - Libby nie chciała kusić
losu, wybiegając za daleko w przyszłość. - Przez ten rok wiele się
może zdarzyć.
Wyciągnęła z szafy dwie wysłużone, starannie załatane
kurtki. Obie okres świetności już dawno miały za sobą, lecz
Libby trzymała je właśnie na takie okazje jak dzisiejsza. Po co
brudzić lepsze ubrania żywicą i wycierać je o ostre sosnowe
igły?
- Może kiedyś będziemy mieć jedno wspólne duże drzewko
z Sam, zamiast dwóch mniejszych? - marzył Kyle.
Libby podaÅ‚a synkowi rÄ™kawiczki. Jego gÅ‚osik brzmiaÅ‚ zde­
cydowanie zbyt niewinnie. Owszem, mogÄ… siÄ™ przyjaznić z Pe­
terem i Samanthą, ale znajomość ta nie może nigdy przekroczyć
ram sąsiedzkich kontaktów.
- Jeśli nie masz ochoty na własną choinkę - powiedziała,
udając, że nie zrozumiała aluzji - to wybierzemy tylko jedną
dla...
- Wspólne, to znaczy, że będziemy wszyscy czworo w jed-
CZAS UKOJENIA 85
nym domu - powiedziaÅ‚ z oczami bÅ‚yszczÄ…cymi jeszcze bar­
dziej niż zwykle. - Moglibyśmy wtedy zawiesić skarpety na
prawdziwym kominku. Tylko że Sam mówi, że trzeba dokupić
jedną dla jej taty, bo będzie nieładnie, jak powiesimy tylko
swoje.
Libby poczuÅ‚a nagle, że szalik jÄ… uwiera, a kurtka jest sta­
nowczo za ciepła.
- Więc już omawialiście ten temat z Samanthą, tak?
- Oczywiście, mamusiu. Wszystko zaplanowaliśmy.
Owinął szyję wełnianym ocieplaczem, zasunął suwak kurtki
i naciÄ…gnÄ…Å‚ czapkÄ™ na uszy.
Libby starała się utrzymać żartobliwy ton.
- A co właściwie zaplanowaliście?
- Ja się z nią ożenię. Czy to nie świetny pomysł?
Być może, gdyby chodziło o inną koleżankę; jednak jeśli
chodzi o eórkę Petera Caldwella, taka możliwość w ogóle nie
wchodzi w grę. Co gorsza, Libby nie mogła wyjaśnić Kyle'owi
dlaczego. Próbowała wymyślić jakiś niewinny powód, ale nic
jej nie przychodziło do głowy.
- Może i tak, ale na razie jesteśmy tylko przyjaciółmi -
rzekła w końcu, próbując zapomnieć, jak wielkie wrażenie robił
na niej Peter, ilekroć go spotkała.
- Małżeństwa zawsze na początku są tylko przyjaciółmi.
Sama mówiłaś, że miłość rozwija się z upływem czasu.
Kyle najwyrazniej uważnie słuchał lekcji, jakiej mu niegdyś
udzieliła.
- Tak czasem bywa, ale nie zawsze.
Dzwonek przy wejÅ›ciu na szczęście uwolniÅ‚ jÄ… od koniecz­
ności udzielania dalszych wyjaśnień.
- Już przyjechali. - Kyle zeskoczył ze stołka i rzucił się ku
drzwiom, by powitać gości.
Peter i Samanthą stali na werandzie, ubrani bardzo ciepło.
- Gotowi?
- No pewnie! - Chłopiec wybiegł na dwór.
CZAS UKOJENIA
86
- Mogę jechać pierwsza - zaproponowała Libby, wciągając
parę roboczych rękawic.
- Nie ma potrzeby. Choinka i tak nie zmieściłaby się do
mojej hondy, wiÄ™c pożyczyÅ‚em od Eldona półciężarówkÄ™. Mo­
żemy jechać wszyscy razem.
- To Å›wietnie. - Zamknęła drzwi i schowaÅ‚a klucze do kie­
szeni. PodniosÅ‚a z ziemi torbÄ™, w której trzymaÅ‚a termos gorÄ…­
cego jabÅ‚kowego kompotu z dodatkiem cynamonu i cztery ku­
beczki, i podążyła za Peterem.
Otworzyła szeroko oczy na widok nowego modelu chevro-
leta zaparkowanego przed wejściem, błyszczącego tak, jakby
przed chwilą wyjechał z salonu.
- Niezły wóz, prawda? - zauważył Peter z nie ukrywanym
podziwem.
- Piękny - uznała, schodząc po schodach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl