[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kaczuszki. - Przez chwilę uważnie słuchała. - Są wyrazne szmery,
temperatura się podniosła - stwierdziła i spojrzała na Isobel. - Zaczniemy
chyba podawać antybiotyk.
Twarz Isobel pozostała nieruchoma, tylko w jej oczach błysnęło
przerażenie.
- To... zapalenie oskrzeli? - zapytała cicho.
Sarah skinęła głową. Podejrzewała raczej zapalenie płuc, ale nie chciała
tego mówić. Obie zbyt dobrze wiedziały, co to oznacza. Alice spojrzała na
Sarah jasnym wzrokiem.
- Już wiem - powiedziała.
- Co takiego, kochanie?
- Kaczuszka będzie miała na imię Ping.
Następnego dnia rano Sarah, zgodnie z instrukcją swej matki, przyszła do
pracy z torbą karmy dla małych kociąt, pełnoziarnistym chlebem i
malutkimi szczypczykami. Pod szpitalem musiała wyminąć pikietę
sprzątaczek, co przypomniało jej problemy, z jakimi musiał borykać się
Paul. Starannie upraną i wyprasowaną chusteczkę miała przy sobie i w
każdej chwili mogła wykorzystać ją jako pretekst, by się z nim zobaczyć.
Ale czy Paul zechce ją widzieć?
Większą część nocy spędziła na rozpamiętywaniu jego słów i na
pomniejszaniu skruchy, jaką w niej wywołały. Jakim prawem tak od razu
wymagał od niej całkowitego zaufania? Skąd ta pewność siebie? Przecież
wcale go nie znała.
Jednak sama się zgodziła z jego opinią, że mogą bez wstępów  przejść
do głównego dania". Tak jakby ich historia była unikalna i wyjątkowa.
Zgodziła się na fizyczne zbliżenie, a przecież gdyby mu instynktownie nie
zaufała, nigdy by tego nie zrobiła. Nie chodziło jej tylko o seks. W jakiś
sposób jednak mu zaufała, bo bardzo pragnęła mu zaufać. Ale kiedy ujrzała
jego syna... Przecież każdy od razu pomyślałby, że to oznacza, iż Paul ma
rodzinę. Powinien to zrozumieć, zamiast tak od razu potępiać ją w czambuł!
Bardzo chciała jakoś sprawę załagodzić, ale Paul odszedł bez słowa. Czy
duma pozwoli jej zrobić pierwszy krok? Na razie chyba nie, ale na wszelki
wypadek warto jest mieć tę chusteczkę w pogotowiu... Jako znak, że
wszystko jest możliwe. Taka biała flaga oznaczająca poddanie się twierdzy..
RS
49
Ping rzuciła się na jedzenie i Sarah przez dłuższą chwilę patrzyła, jak
potem kaczątko kąpie się w misce. Ociągając się, wstała. Isobel wyszła za
niÄ… na korytarz.
- Jest gorzej, prawda? - zapytała. Sarah skinęła potakująco głową.
- Prześwietlenie potwierdziło zapalenie płuc. Robimy wszystko; co w
naszej mocy, wiesz o tym, Isobel, prawda?
Matka Alice skinęła głową, przełykając łzy.
- Od dawna nie widziałam, żeby była taka szczęśliwa
- wykrztusiła wreszcie. - Jak to się stało, że znalazłaś tę kaczuszkę?
Przecież to jakieś.
- Czary - dokończyła za nią Sarah. - Tak, to były czary.
- Pocałowała Isobel w policzek. - Wracaj do niej i cieszcie się sobą -
rzekła - a jeśli będziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.
Isobel zadzwoniła do niej po południu. Sarah natychmiast powiadomiła
Martina Lyncha. Martin zbadał dziewczynkę. Gorączka znacznie się
podniosła, dziecko podsypiało. Spojrzenie Martina powiedziało Sarah
wszystko; w milczeniu objęła Isobel. Ta łagodnie wyswobodziła się z jej
ramion i podeszła do okna. Widać było, jak jej plecy drżą.
Sarah zbliżyła się do niej.
- Przyjdę do ciebie, jak tylko będę mogła. Będziemy przy niej czuwać
razem - obiecała.
Reszta dnia wlokła się straszliwie, mimo że pracy nie brakowało. Sarah
musiała się udać na oddział intensywnej terapii, by zobaczyć, co z Jamiem
Wilsonem. Poziom potasu i digoxinu znacznie opadł, rytm serca był
miarowy. Przez następny tydzień miano jeszcze chłopca monitorować, a
potem miał zostać przeniesiony na oddział pediatryczny.
Równie optymistyczny był przypadek Amy Turner. Dziecku nic już nie
groziło i wkrótce również miało opuścić intensywną terapię. W normalnych
warunkach Sarah byłaby szczęśliwa. Teraz jednak nic nie mogło jej
pocieszyć: ani odzyskujące zdrowie dzieci, ani ich wyraznie uszczęśliwieni
rodzice. Myślami bez przerwy przebywała w pokoju Alice i z ulgą przyjęła
fakt, że dzień pracy dobiega końca i może iść tam, gdzie sercem była przez
cały czas.
Alice była nieprzytomna, oddychała z trudem. W pewnej chwili uniosła
powieki i słabym szeptem zapytała o swoją kaczuszkę. Matka wyjęła pisklę
z pudełeczka i posadziła je na kołdrze. Rączka dziecka dotknęła żółtego
puchu. Na twarzy Alice ukazał się cień uśmiechu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl