[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drugie. Oczywiście, niczego nie pozwoliła wyrzucić. Wszystko na
mojej głowie, bo ktoś, kto miał jej pomóc oprócz mnie, wcale się nie
zjawił. Woziłem więc potulnie tysiące pudeł i pudełek, jednak kiedy
kazała mi przewiezć na nowe miejsce trzy ledwie żywe drzewka
kauczukowe i uschniętą begonię... nie wytrzymałem.
Eksplodowałem. Pokłóciliśmy się potwornie. Na dodatek w pewnym
momencie upuściłem karton ze szkłem, które rozprysnęło się w
kuchni. Tego było już za wiele. Wyszedłem i trzasnąłem drzwiami, a
w drodze do domu zapłaciłem jeszcze mandat za zbyt szybką jazdę.
Czekałem na was długo, więc kiedy przyjechaliście, musiałem się na
kimś wyładować. Oberwało się tobie. To tyle. Chciałem, żebyś
wiedziała o wszystkim. Ciągle ściskał jej rękę i uśmiechał się przy
tym tak żałośnie, że miała ochotę pogłaskać go po policzku. Musiał
wyczytać coś z wyrazu jej oczu, bo uścisnął też drugą rękę Sary.
- Wybaczysz mi? - spytał uroczyście. - Zachowałem się wobec
ciebie strasznie.
Nie można było gniewać się na niego długo.
- Naprawdę kazała ci zabrać uschniętą begonię? - spytała drżącym
głosem.
- I trzy oklapłe drzewka kauczukowe - powiedział.
- Nie znasz Elise.
Nie miała ochoty poznać Elise. Brett usłyszał w głosie Sary
50
RS
stłumiony śmiech i sam się rozpogodził.
- Więc widzisz, musisz mi wybaczyć.
- Nie znajduję najmniejszego powodu, dla którego, miałabym to
zrobić.
- Chcesz, żebym wił się przed tobą w prochu i pyle, prawda? Ale
tego nawet dla ciebie nie zrobiÄ™.
- Wielka szkoda - odparła Sara.
- No tak, ale mógłbym przebłagać cię w inny sposób. Pamiętasz, że
obiecałem ci kolację. W przyszły weekend Tony jedzie do kolegi w
mieście. Przyjęłabyś zaproszenie na piątek?
- A kto przygotuje kolację? - spytała podejrzliwie. -Sądzisz, że
zapraszam cię z nadzieją, że sama wszystko przygotujesz? - spytał,
najwyrazniej dotknięty takim posądzeniem.
- Muszę być przygotowana na każdą ewentualność.
- Ale akurat ta nie wydaje ci się specjalnie nęcąca, prawda,
Królowo Zniegu? Widzę, że nie mam co liczyć na pomoc. Więc jakoś
sam sobie poradzÄ™ z tym kurczakiem. Przyjdziesz?
No tak, pieczony kurczak. Nie chciała powiedzieć tak", ale czuła
też, że nie chce odmówić. Nagle wyobraziła sobie żonę Bretta.
Biedna kobieta wpatrywała się w pustą noc za oknem i na próżno
czekała, aż mąż wróci do domu.
- Nie... nie wiem - powiedziała niepewnie.
- Ciągle się mnie boisz? - spytał cicho. - Czy znów ci coś o mnie
naopowiadano?
- Wcale się ciebie nie boję - odrzekła Sara. - Więc dobrze, przyjdę -
zgodziła się niechętnie. - Dziękuję.
- Prawdę mówiąc nie wyglądasz na zachwyconą. Nie będzie aż tak
zle, jak siÄ™ spodziewasz. Zobaczysz.
Sara wcale nie była tego pewna. Zwłaszcza że wszystko szło jakoś
na opak. Brett puścił ręce Sary, uśmiechnął się i dotknął jej ramienia.
Przez cienki jedwab czuła ciepło jego ręki. Przygarnął ją do siebie.
Westchnęła, oczekując nieuniknionego. Brett tymczasem schylił się i
pocałował ją w czoło.
- Dobranoc, Saro. Do zobaczenia w piątek. Drzwi zamknęły się.
51
RS
Słyszała cichnące kroki na
ścieżce. Usiadła na krześle i, patrząc tępo na wciąż nie
dokończony model Victory", pokręciła głową.
Cóż za nieoczekiwany finał! Była pewna, że rzuci się na nią i
obsypie pocałunkami. A on tymczasem pocałował ją w czoło. Na
dobranoc. Jak ojciec, a nie jak... No właśnie -jak kto?
Nie potrafiła zwalczyć w sobie uczucia przykrego rozczarowania. I
to przede wszystkim nie dawało jej spokoju.
Poszła do sypialni, ciągle jeszcze nie bardzo wiedząc, co się
właściwie stało. Machinalnie odsłoniła okno. I dopiero wówczas
zdała sobie sprawę, że podeszła tu po to, żeby je szczelnie zasłonić.
- Kompletnie zwariowałaś, Saro - mruknęła do siebie.
Zanim się położyła, długo jeszcze siedziała tego wieczoru na
brzegu łóżka i wpatrywała się tępo w białe, puste ściany.
Go się ze mną dzieje? - myślała gorączkowo. Czyżby spokój,
samotność, dobra, bezpieczna praca, w której nie może wydarzyć się
nic nadzwyczajnego, przestały jej wystarczać? Odkąd pojawił się
Brett, na wszystko patrzyła jakoś inaczej. Nawet żałowała trochę, że
do niczego między nimi nie doszło. I cieszyła się na myśl o kolacji we
dwoje. Brett sprawił, że znów zaczęła czuć się w pełni kobietą. Nie
miała pojęcia, do czego może to prowadzić. Przeszedł ją dreszcz,
weszła więc pod kołdrę. Nie chciała odczuwać niczego. Bała się
chłodu. Bała się bólu. Najpierw jest fascynacja, ekstaza, miłość. Ale
kończy się zawsze tak samo. Nie chciała więcej łez i bólu po utracie
kogoÅ› bliskiego.
Tydzień mijał powoli. Angela z coraz większym zaciekawieniem
przypatrywała się Sarze i jej podpuchniętym oczom. Tymczasem
Sara zupełnie nie wiedziała, co robić. W końcu mogła zrezygnować z
kolacji u Bretta i zamknąć się na dobre w czterech ścianach swojego
domu. Ale czy chciała?
Nadszedł piątek. Zaczęło padać. O siódmej wieczorem Sara ciągle
jeszcze siedziała przy oknie, za którym mżył deszcz. Po pracy nie
przebrała się nawet, nadal miała na sobie brązowy tweedowy
kostium. Zdenerwowana, ściskała w dłoni rożek białej poduszki,
52
RS
którą wzięła z kanapy.
Piętnaście po siódmej zobaczyła Bretta. Biegł w deszczu po
ścieżce. Miał na sobie tylko dżinsy i koszulkę w paski. Był cały
mokry. Zobaczył ją przez szybę i przyśpieszył kroku.
- Co się stało? - spytał, gdy wpuściła go do środka. - Mieliśmy
przecież zjeść razem kolację, zapomniałaś?
- Nie - odrzekła Sara. - Przepraszam, ale...
- No tak, ale w tym czymÅ› nie wpuszczÄ™ ciÄ™ do mojego domu -
rzucił okiem na brązowy kostium. - Nie ma mowy, nie usiądę do
stołu z piękną kobietą, która za wszelką cenę chce wyglądać jak
podstarzała, nudna urzędniczka. Zciągaj to.
- Nie będę... - zaczęła Sara.
- Właśnie, że będziesz. No już, natychmiast. - Popchnął ją lekko w
stronÄ™ sypialni.
- Nie bądz śmieszny, Brett.
- Mój spokój jest już na wyczerpaniu. Jeżeli w ciągu dwudziestu
sekund nie zrzucisz z siebie tego okropieństwa, ja sam postaram się,
żebyś nie miała go na sobie. Ostrzegam.
Sara westchnęła ciężko. Brett uśmiechał się, ale widać było, że nie
odstąpi od raz powziętego zamiaru.
- Zrobię to. Przysięgam - powiedział cicho, ale stanowczo.
Była pewna, że stać go na to. Popatrzyła na niego ze złością,
dumnie podniosła głowę i wyszła z pokoju.
Za chwilę była z powrotem. Miała na sobie szarą sukienkę z
małym dekoltem pod szyją. Brett oparł się o ścianę i patrzył na nią z
góry. Jak senator w starożytnym Rzymie, od woli którego zależało
życie krnąbrnego niewolnika.
- Niech będzie - zawyrokował wreszcie. - To już jest trochę lepsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tlonastrone.pev.pl
22. Hooper Kay Namiętności 22 Miłość pod specjalnym nadzorem
Benford, Gregory Galactic Center 6 Sailing the Bright Eternity
198. Thorpe Kay Milioner z Portugalii
Graham Masterton Czternascie obliczy strachu
CośÂ› do stracenia Cora Carmack
Krasicki Ignacy [XBW] MikośÂ‚aja DośÂ›wiadczyśÂ„skiego przypadki