[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecności licznych turystów - i znów ogarnął ją niepokój pomieszany ze złością.
Szła obok Matthew z wyraznym ociąganiem.
- Chodz trochę szybciej! - ponaglił ją. - Mam nadzieję, że nie myślisz o
ucieczce do samochodu? Jeśli ktoś cię zaatakuje, obiecuję, że rzucę się na niego
jak lew.
- Bruk jest nierówny - wymamrotała. - Mam pantofle na wysokim
obcasie.
- Zauważyłem - skwitował. - Między uprasowaniem bluzki a zejściem ze
schodów zdążyłaś się trochę postarzeć.
Sophie zarumieniła się w ciemnościach, przypominając sobie
jednocześnie o obłoku perfum, który ją otaczał i złośliwej uwadze Matthew na
ten temat. Czyżby nadal odurzała go swym zapachem?
- Jeszcze tylko kilka kroków - tłumaczył, mocno ściskając ją za ramię.
- Trochę mi głupio z powodu tych perfum - wymamrotała zakłopotana.
- Perfumy są w porządku - zbagatelizował. - Jesteś zachwycająco
ekscentryczną osóbką, Sophie Grant.
Co za uprzejmość, pomyślała ponuro.  Zachwycająco ekscentryczna"!
Pewnie chciał powiedzieć: niezbyt mądra...
- Dziękuję - powiedziała chłodno, ignorując własne refleksje o stanie
swego umysłu. - Zastanawiałam się tylko, czy nie użyłam zbyt dużo perfum. Tu
jest takie ciche, ustronne miejsce, a ja przywykłam do większej gali w
Londynie.
- 46 -
S
R
- Tu również znają perfumy - rzekł ironicznie i na tym zakończył
rozmowę, ponieważ dotarli wreszcie do oświetlonych drzwi, zza których
dochodził gwar rozbawionych głosów.
Nim Sophie zdążyła cokolwiek powiedzieć, znalazła się w jasno
oświetlonym wnętrzu.
ROZDZIAA CZWARTY
Lokal nie wyglądał tak, jak Sophie go sobie wyobrażała. W wyobrazni
widziała przestronne pomieszczenie oświetlone łagodnym światłem świec
ustawionych na stolikach. Przy wtórze cichej muzyki pomiędzy stolikami
poruszała się z gracją Eve, rozmawiając uprzejmie z elegancko ubranymi
gośćmi, i raz po raz rzucając Matthew znaczące spojrzenie; w tym samym zaś
czasie jej mąż spoglądał na nich obydwoje oczami maltretowanego psa.
W rzeczywistości tylko cicha muzyka pasowała do tego obrazu. Pierwsze
pomieszczenie było niewielkie, do następnego zaś prowadziło łukowate
przejście, jakby żywcem wyjęte ze średniowiecznego klasztoru.
Znajdował się tam długi, półokrągły bar - bardzo staroświecki - za nim
zaś stał wysoki, przystojny mężczyzna o pogodnej, rubasznej twarzy i szarych
oczach. Na widok Matthew pojawił się w nich szczery, radosny błysk. Sophie
odgadła, że to Brad Corwin we własnej osobie wychodził zza baru, żeby ich
przywitać.
- Wiele o pani słyszałem, panno Grant - odezwał się uprzejmie. - Eve
opowiedziała mi o bratanicy Matthew, Sophrinie.
- Nie denerwuj jej! - ostrzegł Matthew. - Gdy jest wściekła, potrafi
ugryzć. Ma na imię Sophie i wcale nie jest moją bratanicą. - Rozejrzał się po
sali, która dopiero w połowie była zapełniona... - Usiądziemy przy oknie. Sophie
lubi patrzeć na morze.
- Coś do picia? - spytał Brad.
- 47 -
S
R
- Sherry. Dla mnie wytrawną, a Sophie lubi słodką.
Skąd o tym wiedział, że wypowiadał się tak autorytatywnie?! Tylko raz
piła sherry w jego obecności - i mogła to robić po prostu przez grzeczność.
Dlaczego zachowywał się wobec niej tak władczo? Traktował ją jak nastolatkę!
Nawet nie dał jej szansy porozmawiania chwilę z Bradem Corwinem. Po prostu
wziął ją pod ramię i zaprowadził do stolika.
Gdy siadała na krześle, Matthew stanowczym ruchem wyjął jej z ręki
płaszcz.
- Odniosę go do szatni. Zupełnie o nim zapomniałem. Właściwie dlaczego
nie włożyłaś go na siebie? Na dworze jest dość chłodno.
- Nie pasował do reszty mego stroju - wycedziła przez zęby. Popatrzył na
niÄ… rozbawionym wzrokiem.
- Mogłaś go zdjąć dopiero tutaj. Twój strój wywarłby jeszcze większe
wrażenie.
- Nie usiłuję wywierać wrażenia - zapewniła go z całą godnością, na jaką
ją było stać.
- Ale już ci się to udało z Bradem Corwinem - rzekł z sardonicznym
uśmiechem. - O mało nie przewrócił się z wrażenia, przynosząc ci sherry.
- Zachowuje się uprzejmie i przyjacielsko, ponieważ wie, że jestem twoją
krewną! - odcięła się ze złością.
- %7łe też na to nie wpadłem! - Strzelił palcami w teatralny sposób. - To
wszystko wyjaśnia, czyż nie? - Rzucił jej sceptyczne spojrzenie i odszedł, żeby
odwiesić płaszcz.
O co mu chodziło? Siedziała zła i nachmurzona, podczas gdy Matthew
rozmawiał wesoło z Bradem.
Jakież to wszystko było cyniczne i przewrotne! Czyżby Brad o niczym nie
miał pojęcia? A może akceptował ten stan rzeczy? Mężczyzni to dziwne
stworzenia... Pomyślała ciepło o Andrew i swoich rówieśnikach z Londynu. Z
- 48 -
S
R
Andrew całkowicie kontrolowała sytuację, ale tu z Matthew nie była już tak
pewna siebie...
Traktował ją miło i przyjaznie, żeby po chwili zmienić front i zgromić ją
ostrym słowem i lodowatym spojrzeniem. W dodatku potrafił czytać w jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl