[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nabitą ideałami. Mniej więcej szesnaście lat pózniej, po nieudanym
małżeństwie, cudem przeżytej eksplozji, która uszkodziła mu słuch, po dwóch
wypadkach samochodowych i paru postrzałach, musiał zrezygnować ze służby
czynnej, bo stan zdrowia mu na nią nie pozwalał. W obawie przed pracą przy
biurku przeszedł na wcześniejszą emeryturę.
Opuszczając policję nie był ani rozgoryczony, ani załamany. Pozostał
jednak tym, kim był. W każdym calu realistą.
A więc dlaczego ten realista spędza teraz czas na rozważaniach, w jaki
sposób zwiększyć środki finansowe kobiety,którą poznał przed zaledwie
paroma dniami? zastanawiał się, spoglądając na sufit. Co go obchodził fakt, że
miała nad głową walący się dach? Dlaczego tak bardzo zależało mu na tym,
aby zamki w drzwiach wymieniła na solidniejsze, zainstalowała w sypialni
drugi aparat telefoniczny, a może nawet sprawiła sobie psa? Najlepiej takiego,
który groznie wygląda, lecz w gruncie rzeczy jest łagodny. Zresztą każdy pies
będzie lepszą ochroną niż złota rybka z wyłupiastymi oczyma i przydługim
ogonem.
Zanim zasnął, długo myślał o tych wszystkich sprawach i o innych,
związanych z Sophie Bayard. Tuż przed zapadnięciem w sen jego umysł
68
RS
podsunął mu obraz tej kobiety. Z obnażonymi piersiami, karmiącej dziecko.
Uśmiechającej się do niego. Dzielącej tę radosną, jakże intymną chwilę z
twardym facetem. Byłym gliniarzem z Dallas.
Z człowiekiem, który wyśledził ją z zamiarem oskarżenia o popełnienie
przestępstwa.
Następnego ranka tuż po wpół do siódmej zadzwonił telefon. Joe
otworzył zaspane oczy i spojrzał odruchowo na przegub ręki. Był pusty. Zaklął
szpetnie, uprzytomniwszy sobie, że wieczorem zdjął z ręki zegarek i zostawił
go na szafce po drugiej stronie pokoju. Zły na siebie, poleżał jeszcze parę
chwil, a potem zwlókł się z łóżka. Uważając na zesztywniałe kolano, wciągnął
dżinsy i ruszył w stronę telefonu.
Gdy znalazł się w połowie schodów, aparat zamilkł.
Sophie wysunęła głowę z sypialni.
 Czy dzwonił telefon?  spytała.
 Tak. Pewnie pomyłka  odparł Joe, ale ani przez chwilę w to nie
wierzył.
 Miał dzwonić człowiek, z którym wczoraj rozmawiałam.
 Raczej ktoś wybrał zły numer. Wracaj do łóżka. Jeśli telefon odezwie
się jeszcze raz, sam podniosę słuchawkę.
Była ubrana w nocną koszulę. Luzną i grubą. Zupełnie bezkształtną.
Mimo to jednak wyglądała w niej wspaniale. Joe czekał, co ma mu do
powiedzenia. Wyczuwał, że nadal żywi urazę o to, że wczoraj spławił
potencjalnego kupca chińskiej wazy.
Miała zafrasowaną minę.
 Joe...  odezwała się po chwili  czy możesz tu przyjść i dotknąć Iris?
 O co chodzi?
 Wydaje mi siÄ™ rozpalona.
69
RS
 Dzieci mają szybszy metabolizm. Jestem pewny, że gdzieś o tym
czytałem.
 I więcej płakała niż zwykle. W nocy budziła się co chwila. Dotknij jej,
proszę. Powiedz, co o tym sądzisz. Może mi się tylko wydaje.
Joe miał za sobą zwykłe policyjne szkolenie oraz lata praktycznego
doświadczenia. Własnoręcznie odebrał kilka porodów. Woził też na pogotowie
ciężarne kobiety, ale o stawianiu diagnozy niemowlakom nie miał zielonego
pojęcia. Zamierzał powiedzieć to Sophie, lecz zobaczył jej oczy pełne
niepokoju i drżące wargi.
Z dwojga złego wolałby teraz rekinowi obejrzeć migdałki niż sprawić, by
Sophie się rozpłakała.
 Chętnie to zrobię  odpowiedział i wszedł za nią do dziecinnego
pokoju.
Wziął dziecko na ręce. Mała Iris wyglądała na rozpaloną, ale od
urodzenia miała czerwoną buzkę. Joe najpierw położył dłoń na jej udku, a
potem dwa palce w zagłębieniu szyjki.
 Jest ciepła.
 Rozpalona. Ma gorączkę. Od razu wiedziałam, że jest zle  wyszeptała
przerażona Sophie.
Ze zdenerwowania zaczęła wyłamywać sobie palce.
Joe rozważał szybko różne możliwości. Dziecko nie mogło złapać żadnej
infekcji od innych ludzi, gdyż z nikim się nie stykali. Chyba że stało się to
jeszcze w szpitalu. Pokarm Iris był w porządku. Wprost z piersi matki.
 Skontaktuję się z lekarzem. Iris płakała coraz głośniej.
 Zawiozę was do szpitala. To lepsze niż diagnoza przez telefon.
Twarz Sophie nagle się rozpromieniła.
 Zawieziesz nas? A może powinnam wezwać karetkę?
70
RS
 Jazda w obie strony potrwa zbyt długo. Znam drogę do miasta. O tej
porze nie powinno być dużego ruchu. Z samochodu skontaktuję się
telefonicznie ze szpitalem, żeby byli przygotowani.
Joe włożył Iris do łóżeczka. Rzeczywiście była rozpalona i nieszczęśliwa.
Pobiegł na piętro, włożył koszulę i buty, zapominając o skarpetkach.
Polecił Sophie, żeby szybko się ubrała. Bez żenady ściągnęła przy nim
nocnÄ… koszulÄ™.
Po chwili byli już w drodze. Na szosie panował mały ruch. Na szczęście,
gdyż zanim dojechali do miasta, stan dziecka pogorszył się znacznie. Było [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl