[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Czemu wampir nie może mieć władzy nad Alfą? - zapytałam.
Odpowiedzi udzielił mi Samuel.
- Rzeczywiście, prawie o tym zapomniałem. To kwestia działania magii watahy. Jeśli wampir nie jest na tyle silny, by podporządkować sobie
każdego jednego członka stada, nie może przejąć kontroli nad Alfą. To nie wyklucza całkowicie takiej sytuacji. W Europie jest kilka wampirów...
Nie, w zasadzie większość z nich już nie istnieje. Tak czy owak, tutaj nie ma wampira, który byłby do czegoś takiego zdolny.
- A Blackwood?
Samuel wzruszył ramionami.
- Nigdy nie spotkałem Blackwooda i ojciec chyba także nie.
Zapytam.
- Koniecznie - rzekł Adam. - W każdym razie Stefan jest lepszą opcją. Bardziej martwi mnie ta silna więz pomiędzy Blackwoodem a Amber.
Straciłam apetyt. Wyrzuciłam resztki i włożyłam talerz do zmywarki. Też mnie to gryzło. Jedynym wyjściem według mnie było zabicie Blackwooda.
Już miałam odłożyć szklankę do zmywarki, ale zmieniłam zdanie i nalałam sobie soku żurawinowego. Jego cierpkość pasowała do mojego
nastroju.
- Mercy? - Adam chyba pytał mnie o coś, czego nie usłyszałam, pogrążona we własnych myślach, więc powtórzył: - Czy oboje, i Amber, i jej mąż,
majÄ… kontakty z Blackwoodem?
- Tak. Mąż jest jego prawnikiem, a żona pożywieniem i... -
Miałam wrażenie, że powinnam, zatrzymać dla siebie fakt, iż wyczułam na Amber także zapach seksu. - W każdym razie nie sądzę, żeby była tego
świadoma. Wydawało jej się, że robiła zakupy. - A mąż? Broniłam się przed myślą, że jest w to zamieszany. - Raczej nie wie, że jego klient żeruje
na Amber. Choć nie mam pojęcia, ile w ogóle wie.
- Kiedy zaczęło się to nawiedzanie? - zapytał Samuel posępnie. -
Jak długo mają kłopoty z duchem?
Musiałam się zastanowić.
- Chyba niedługo. Kilka miesięcy.
- Jakoś w tym samym czasie pojawił się ten wampir opętany przez demona - zauważył Adam.
- I co? - Ta sprawa nie dostała się do prasy. Adam odwrócił się do Samuela w taki sposób, że nikt nie miałby wątpliwości, iż jest drapieżnikiem.
- Co wiesz o Blackwoodzie?
W głosie i postawie Adama było odrobinę zbyt wiele agresji jak na Alfę stojącego w kuchni Samuela. Kiedy indziej Samuel pewnie by odpuścił, ale
miał za sobą nerwowy dzień, a kołomyja z wampirami nie pomogła. Warknął, podnosząc rękę, żeby odepchnąć Adama, który odtrącił ją, zrywając
się na równe nogi. Fatalnie, pomyślałam, zastygając w bezruchu. Gorzej niż fatalnie. Moc, hierarchia, piżmo, magia stada zawibrowały wokół,
zagęszczając atmosferę.
Obaj byli na granicy. Obaj byli osobnikami dominującymi, tyranami, gdybym im na to pozwoliła. Ich najsilniejszym nakazem jest instynkt ochrony. A
ja ostatnio zostałam skrzywdzona, znajdując się pod ich pieczą. Raz przez Tima i drugi przez Blackwooda, plus jeszcze w mniejszym stopniu przez
Stefana. To wyzwoliło w nich niebezpiecznie wysokie natężenie agresji.
Wilkołak to nie jest zwykły choleryk, tylko istota, w której równoważą się dusza ludzka i instynkty drapieżnika. Lekki przechył w jedną stronę, a
kontrolÄ™ przejmuje zwierzÄ™, wilk zaÅ› nie zwraca uwagi, kogo rani.
Samuel był silniejszym wilkiem, ale nie Alfą. W razie walki żadnemu nie pójdzie dobrze. Jeszcze trochę, a chwila napięcia nazbyt się przedłuży i
ktoś zginie. Chwyciłam szklankę i rzuciłam w nich, gasząc pożar lasu naparstkiem soku żurawinowego. Stali nos w nos, więc oblałam obu. Furia
lśniąca w zwróconych na mnie dwóch parach oczu mogła sprawić, że ktoś słabszy rzuciłby się do ucieczki. Ale ja wiedziałam, jak postąpić.
Zjadłam kęs racucha z Adamowego talerza. Kawałek przylepił mi się do podniebienia. Złapałam kubek Samuela i popiłam, spłukując lepką gulę
do gardła.
Nie można udać, że nie boi się wilkołaka, zbyt dobrze wyczuwają emocje. Ale jeśli wystarcza odwagi, można spojrzeć im w oczy. Jeśli na to
pozwolÄ….
Adam opuścił powieki i zaczął cofać się, póki nie stanął pod ścianą. Samuel skinął mi głową, lecz dostrzegłam więcej, niż chciał
mi pokazać. Znajdował się w lepszej formie, choć nie był tym samym radosnym wilkiem, którego znałam, dorastając w stadzie. Może nie był tak
spokojny, jak zawsze sądziłam, ale przecież nie tracił
panowania ot tak.
- Wybacz - przeprosił Samuel. - Kiepski dzień w pracy.
Adam skinął głową.
- Przesadziłem - przyznał.
Samuel sięgnął po ręcznik, zmoczył go, wytarł sok z twarzy i włosów, które stanęły dęba. Gdyby nie oczy, można by pomyśleć, że jest dzieciakiem.
Zmoczył drugi raz.
- Trzymaj! - rzucił w kierunku Adama, który złapał ręcznik, nawet nie patrząc. Zrobiłoby to większe wrażenie, gdyby róg nie uderzył go w twarz.
- Dzięki - wycedził, ociekając wodą i sokiem. Zjadłam jeszcze kawałek racucha. Kiedy Adam skończył się wycierać, oczy miał już ciemne i czyste,
a ja zdążyłam pożreć resztę jego racuchów i posprzątać podłogę. Myślałam, że zrobi to Samuel, ale nie mógł przy Adamie. Poza tym to ja
narobiłam bałaganu.
- To jak? - zwrócił się Adam do Samuela, nie patrząc wprost na niego. - Wiesz coś o Blackwoodzie poza tym, że jest wredny i lepiej trzymać się z
dala od Spokane?
- Nie. I ojciec chyba też nie. - Machnął ręką. - Och, oczywiście zapytam. Będzie miał informacje o jego finansach, interesach, gdzie przebywa i
pewnie też nazwiska ludzi przekupionych, aby nikt nie domyślił się, czym naprawdę jest. Jednak osobiście nie zna Blackwooda. Jedno można
powiedzieć o wampirze z całą pewnością: jest wielki i zły. Inaczej nie utrzymałby w rękach takiego miasta przez sześćdziesiąt lat.
- Jest aktywny za dnia - powiedziałam. - Amber przyzwał w dzień.
Obaj wlepili we mnie wzrok, ja zaś, pomna wcześniejszych problemów, spuściłam oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl