[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wracamy? - zapytałem nie chcąc kontynuować tej rozmowy.
Ju\ schodziliśmy na balkon pierwszego piętra, gdy usłyszałem rozmowę. To
przemawiała Monika. Rozpaczliwie rozglądałem się za kryjówką. Pociągnąłem
Roksanę i wepchnąłem ją do pierwszej od naszej strony celi pokutnej. Usiadłem na
kawałku murku, posadziłem sobie Roksanę na kolanach i zatopiłem twarz w jej
włosach, jednocześnie uwa\nie nasłuchując, o czym mówi tancerka. Rozmówcy
weszli do sÄ…siedniej komnaty komtura.
- Mówił, \e wie, kim jest ma - powiedziała Monika.
- Kogo wskazał? - zapytał pan Ludwik.
- Nikogo; mówił, \e go złapie. Kto to jest? Gliniarz? Jak to było z Kosą? Kto
go zabił? A Beata?
Pytania Moniki przerwał odgłos policzka, jakim zapewne dyrektor obdarzył
tancerkÄ™.
- Gdyby policja miała dowody przeciw mie, to by ju\ weszli do cyrku. Nie
panikuj, nic na ciebie nie mają. Od kiedy to nie wolno zamieszkać w hotelu, zgubić
perfum? Jesteś czysta. Tak jak ci obiecałem, odchodzę na emeryturę i cyrk będzie
twój...
Usłyszałem, \e wychodzą, zaraz mieli przekroczyć próg celi pokutnej, w
której byliśmy ukryci. Obróciłem do siebie twarz Roksany i pocałowałem ją w usta,
zamknąłem oczy, jakbym bez reszty oddawał się pocałunkowi. Roksana pewnie
miałaby ochotę opierać się, ale wiedziała, \e to dla dobra sprawy, więc objęła mnie za
szyjÄ™.
Usłyszałem chrząknięcie pana Ludwika. Otworzyłem oczy i udałem
zaskoczonego i zmieszanego...
- Tylko nie spóznij się na próbę - \yczliwie przypomniał mi dyrektor.
Monika ponuro patrzyła mi w oczy próbując wyczytać z nich, czy słyszałem
rozmowę. Mogłem, ale przecie\ wyglądało to tak, jakbym oddawał się tu innym
przyjemnościom.
- Nie przeszkadzajmy - pan Ludwik delikatnie pociÄ…gnÄ…Å‚ za sobÄ… MonikÄ™.
Gdy usłyszeliśmy, \e oboje weszli na górę i po górnym ganku poniosły się
odgłosy ich kroków, Roksana głęboko nabrała powietrza i głośno je wypuściła.
Zmieszana potarła czoło.
- Potrafisz poświęcić się dla pracy - stwierdziła. - Kamufla\ był nawet
przyjemny, ale czy skuteczny?
- Jestem pewny, \e ma przyjmie wyzwanie.
- Czy to dyrektor jest mą? Czemu Monika z nim rozmawiała?
- Ty jesteÅ› mÄ… - \artobliwie uszczypnÄ…Å‚em nos Roksany.
Wstaliśmy i zeszliśmy na dziedziniec. Zwiedziliśmy podziemia i wróciliśmy
do cyrku. Spieszyłem się na próbę z Brazylijczykami. Czekali na mnie we trzech.
- Sevro lepiej się czuje i spróbuje z nami - wyjaśnił Pedro.
Przez dwie godziny do póznego popołudnia ćwiczyliśmy wczorajszy układ, w
kółko to samo. Pod koniec naszego treningu przyszedł pan Ludwik. Zjechaliśmy po
linach do niego.
- Jak spisuje się wasz nowy Brązylijczyk? - za\artował dyrektor.
- Poprawnie - uśmiechnął się Pedro. - Sevro ju\ wraca do dawnej formy.
Zrobimy tak, \e pierwsze przejście wykona Małpa, potem zejdzie z trapezu i dalej
będzie skakał Sevro. Małpa tak się napracował, \e szkoda mu odbierać drugiej szansy
występu.
- Z przyjemnością zrezygnuję - zastrzegłem się.
- Musimy wejść wszyscy czterej - argumentował Pedro. - Sevro wtedy oceni,
czy da radÄ™, czy nie. Sam z Auco nie zrobiÄ™ salta mortale.
- Zgadzam się - przytaknął dyrektor. - Małpa, robisz przejście, tam będzie na
ciebie czekał Sevro i powie ci jak się czuje. Jasne?
- Tak - kiwnąłem głową.
Wychodząc z próby słyszałem, jak Kajtek klął szukając czegoś.
- Co ci zginęło? - zapytał go dyrektor, który szedł za mną.
- Aańcuchy ognia - odpowiedział Kajtek.
- Pana szympans nie zabrał tego? To straszny kleptoman...
- Zaraz sprawdzę - zapewnił pan Ludwik.
Przypomniałem sobie, \e teraz jest pora na zajęcie się końmi Iwana.
Pobiegłem do ich stajni.
- Odpowiedzialność to twoje drugie imię - zakpił Iwan na mój widok.
Chciałem się wytłumaczyć, ale on mi przerwał.
- Wiem, \e pracowałeś, nic nie mów, tylko bierz się do roboty - rzekł podając
mi szczotkę. - Jak ci leci? - zapytał po chwili pracy w milczeniu.
- Dobrze, a czemu pytasz?
- Sprawiasz wra\enie, jakbyś pracował na kilku etatach.
- Czasami czujÄ™, \e tak jest.
- Mam nadzieję, \e to co robisz ma sens - powiedział Iwan. - śyczę ci
powodzenia.
- Czy się z nami rozstajesz? - zdziwiłem się.
- Nikt nie ma stuprocentowej pewności, co się wydarzy, ale nasz cyrk coraz
bardziej przypomina ten transatlantyk. Wiesz, statek idzie na dno, a orkiestra gra
dalej.
Skończyliśmy pracę, pobiegłem do siebie przebrać się, ugryzć kanapkę, wypić
herbatę. Smakowała jakoś dziwnie.
- Co do niej dałaś? - zapytałem Roksanę.
- Miałeś tam jakieś zioła. Nawet nie wiem, co to za mieszanka...
Nie wiedziałem, czy teraz mi nie zaszkodzą. To był prezent od Doroty,
dziwnej dziewczyny z  Clans . Zrezygnowany machnąłem ręką i wyszedłem na swoją
pozycję za kulisy. Gdy przyszła kolej na Brazylijczyków, zrzuciłem dres i w nieco
komediowym kostiumie wybiegłem na arenę i razem z dwoma trapezistami
wspinałem się na pierwszy maszt. Na drugim czekał Sevro, którego zadaniem było
puszczanie do nas trapezu.
Najpierw na pierwszym trapezie Auco i Pedro zaprezentowali sztuczki
akrobatyczne, zwisanie, przejścia, wymyki. Potem Pedro został sam i czekał, a\
skoczÄ™ do niego.
- Alle! - krzyknął wypróbowaną ju\ komendę.
Skoczyłem, Sevro puścił do mnie drugi trapez, Pedro wyrzucił mnie w tamtym
kierunku, zrobiłem obrót w powietrzu, złapałem się drą\ka i wtedy razem z trapezem
zacząłem spadać. Widziałem w kącie, jak niezablokowany kołowrotek obraca się
wyprowadzajÄ…c linÄ™.
Widownia zamarła wstrzymując oddech. I tu, do Radzynia, dotarła wiadomość
o wypadku w cyrku. Teraz na oczach tylu ludzi miała wydarzyć się druga tragedia.
Puściłem drą\ek, odchyliłem się do tyłu, jakbym chciał poło\yć się w łó\ku i
rozło\yłem ramiona. Modliłem się, \eby napinacze siatki nie były podobnie
poluzowane jak liny trapezu. Uderzenie odebrało mi dech w piersiach, Wyrzuciło
mnie w górę. Szybko zerknąłem przez ramię, czy siatka jest wcią\ pode mną, Była.
Spadłem i tym razem palcami zaczepiłem o oczka siatki.
Tłum odetchnął z ulgą. Przetoczyłem się na bok i zeskoczyłem z siatki.
- Proszę państwa, zaraz po krótkiej przerwie dokończymy przedstawienie! -
krzyczał pan Ludwik, który wszedł na arenę.
Milcząc, wściekły wyszedłem z namiotu. Nie miałem wątpliwości, \e ma
chciał mnie zabić. Wszedłem do swojego wozu i zacząłem się przebierać.
- Jesteś cały? - wpadła zdyszana Roksana.
- Tak.
- Co się właściwie stało?
- Skończyły się \arty - powiedziałem.
Przedstawienie zakończono po zabezpieczeniu drugiego trapezu. Podobno
Brazylijczycy strasznie bali się skoków. Klowni i  Clans zrobili dodatkowe numery,
\eby zrekompensować widowni zepsuty spektakl.
- Spakuj się! - rozkazałem Roksanie, gdy w cyrku wszystko się ju\ uspokoiło.
Co prawda co jakiś czas ktoś przychodził, \eby zobaczyć, jak się czuję,
pocieszyć mnie, ale to wszystko nie miało ju\ znaczenia. Tej nocy mieliśmy jeszcze
zostać w Radzyniu. Cyrkowcy za\ądali od dyrektora jednego dnia odpoczynku.
Wieczorem wziąłem plecak Roksany i razem wyszliśmy z mego wozu.
- Dokąd idziecie? - zapytała Monika, która czaiła się w cieniu jednej z
przyczep.
- Odprowadzam Roksanę do PKS-u - wyjaśniłem. - Po dzisiejszym ma dość.
- Wrócisz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl