[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odparł.
Mówił matowym, silnym głosem. Zaczęłam zastanawiać się, czy prócz gry na gitarze
uprawia również śpiew.
Podniosłam głowę, by przyjrzeć się zarysowi budowli. Była imponująca! Cztery
wieże usytuowane w narożach gmachu sprawiały, że wydawał się niedostępny. Ale już
gotyckie łuki i park pełen ruin były esencją romantyzmu.
Do uzupełnienia krajobrazu brakowało wyłącznie walącej piorunami burzy i
wieszcza z piórem w jednej ręce i nagryzmolonym na papierze wierszem w drugiej.
98
- Zamek musi być bardzo stary - powiedziałam, myśląc o tym, że na Dolnym Zląsku
zdarzają się oryginalne średniowieczne budowle.
- Zależy, ile lat musi mieć jakaś rzecz, żeby uznać ją za starą. Na pewno ten zamek
jest nowszy niż przypuszczasz.
Piotrek stanął za mną, a że był co najmniej pół głowy wyższy, czułam we włosach
jego oddech. Przybliżył się do mnie.
- XIX wiek - szepnÄ…Å‚ i cofnÄ…Å‚ siÄ™ o krok.
- Rozumiem - pokiwałam głową. - Panowała wtedy moda na romantyzm i wszystko,
co się z nim wiązało.
- Otóż to!
- Potajemne schadzki w pędach opadającego bluszczu w burzowej aurze pośród
błyskawic...
- Jakbyś zgadła! Chodz, pokażę ci coś - pociągnął mnie za rękę.
Weszliśmy pod kolumnadę, zatrzymaliśmy się przed potężnym portalem
zwieńczonym okiem różycy.
- Gotowa? - zapytał. Przytaknęłam. - Zapraszam w podróż do świata wprost z baśni.
Popchnął drzwi. Otworzyły się lekko, nie skrzypiały. Owiało mnie powietrze.
- Nie są zamykane? - zapytałam.
- Nie zawsze. W odnowionej części pałacu znajdują się pokoje hotelowe, poza tym
załatwiliśmy sobie u dzierżawcy zamku pozwolenie na zorganizowanie ogniska. Facet
był tak miły, że pozwolił nam w razie złej pogody wykorzystać na imprezę jedną z sal,
więc stróż nie zamknął drzwi... Powoli! Uważaj, na podłodze jest sporo pozostałości po
płytkach i cokołach. Wyobrażasz sobie, że przed drugą wojną światową wszystkie te
powierzchnie były wyłożone białym marmurem?
Nic nie odpowiedziałam, bo oto wyszliśmy na wewnętrzny dziedziniec.
- Dlaczego nie odzywasz się? - zapytał Piotr.
Wciąż milczałam, wodząc oczami po otaczających nas łukach. Biegły na trzech
kondygnacjach, tworząc coś na wzór renesansowych krużganków. W niektóre wpadały
zimne promienie księżyca, z pozostałych biła ciemność. Część łuków skryła się za
połacią pnączy, które wiły się po ścianach na całej wysokości. Przez środek dziedzińca
biegła kolumnada łącząca przeciwstawne skrzydła pałacu. Idąc pod nią dostaliśmy się
do schodów.
- Ostrożnie, bo stopnie są rozkruszone i łatwo złamać nogę - ostrzegł mnie.
- O.K..
- Najlepiej trzymaj się ściany. Będę cię asekurował.
Na klatkę schodową docierało jeszcze mniej i tak słabego światła. Uważnie
stawiałam stopy na kolejnych schodach, dłonie zapierając na ścianie. Palcami
wyczuwałam nierówności tynku, fragmenty obtłuczonych cegieł.
Po chwili naprzeciwko nas dostrzegłam wyrazny zarys ostrołuku. Teraz szliśmy
tarasem będącym zarazem sklepieniem kolumnady łączącej przeciwległe skrzydła
pałacu. Tą drogą wróciliśmy na frontową stronę budowli.
- Zaczekaj tutaj - powiedział Piotrek i zanim zorientowałam się, co chce zrobić,
przełazi przez następny łuk. Nie minęła jednak minuta, gdy na powrót stał obok mnie.
- Chciałem pokazać ci taras. W nocy rozciąga się stamtąd jeszcze piękniejszy widok
niż w dzień. %7łeby tam dotrzeć, musielibyśmy przejść przez następną salę, ale to zbyt
99
niebezpieczne. Nie znasz terenu, a cała podłoga jest zdarta aż do stropów niższej
kondygnacji. Pod nogami jest pełno muld i dziur.
- Tu jest wystarczająco pięknie. Jak na jeden wieczór, zdecydowanie wystarczy mi
wrażeń - odpowiedziałam, choć do świtu zostało zbyt wiele czasu, by ten dzień uważać
za zakończony.
Usiedliśmy nad kolumnadą, w dole jarzyło się okrągłe oko nieczynnej fontanny. Zza
zamkowych murów docierały do nas okrzyki rozbawionych ludzi.
- Jesteś romantykiem - powiedziałam. - Pasujesz do tego miejsca.
- Dokładnie tak jak ty.
Zawstydziłam się. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie dziewiętnastowieczną damę
spacerującą po krużgankach w długiej sukni. Była ubrana w ultramarynowy aksamit ze
wstawkami z tkaniny w drobne kwiatki. Rękawy sukienki były bufiaste, udrapowane z
niemalże przezroczystego batystu. Strój uzupełniała fryzura z wpiętymi we włosy
liliami. Czyż nie tak mogła wyglądać właścicielka pałacu?
- Opowiedz mi o niej - poprosiłam.
Piotr zdawał się czytać w moich myślach, ponieważ od razu wiedział, o kogo mi
chodziło. Jak przystało na romantyka, znał historię tego miejsca w szczegółach.
- Nie siedzielibyśmy tu dziś, gdyby nie Wilhelmina Fryderyka Luiza Charlotta
Marianna, z domu Oranien-Nassau, zwana po prostu Marianną Orańską12. Córka króla
Niderlandów, Wilhelma I, którym jej ojciec został ogłoszony w 1815 roku podczas
Kongresu Wiedeńskiego, i żona księcia Albrechta Hohenzollerna13, była jedną z
ciekawszych postaci XIX wieku. Zaznała zarówno smaku sławy i szczęścia, jak i
smutku oraz opuszczenia.
Urodziła się 9 maja 1810 roku w Berlinie. Jej matka była księżniczką pruską
pochodzącą z domu Hohenzollernów. Z tej samej rodziny wywodził się mąż Marianny,
jej kuzyn. Poślubiła go w sierpniu 1830 roku i wówczas zaczął się jej dramat.
Poprzedzało go jednak szczęśliwe dzieciństwo, które Marianna spędziła na wsi w Het
Loo, gdzie czas wypełniała beztroskimi zabawami, nieskrępowana dworską etykietą.
Po ślubie z Hohenzollernem musiała stosować się do sztywnego pruskiego
ceremoniału, brakowało jej swobodnego życia, niezobowiązujących przyjęć i całych
dni spędzanych w ogrodzie. Po pięciu przebytych ciążach, w celu podreperowania
zdrowia, wyjechała do Włoch. Już jako dziecko często podróżowała, a
przyzwyczajenie to przeniosła w życie dorosłe.
Małżeństwo księżniczki nie ucierpiałoby, gdyby nie to, że charaktery małżonków
były tak różne jak woda i ogień. Artystyczna dusza Marianny nie potrafiła
zaakceptować stylu życia Albrechta, który ciągle zachowywał się jak lekkoduch.
Książę był bowiem, jakbyśmy to dzisiaj określili, typem wiecznego studenta-
imprezowicza. Kiedy wyszły na jaw liczne zdrady, jakich się dopuścił, zapadła decyzja
o rozwodzie. W 1848 roku księżniczka stała się wolną kobietą. Od tej pory
zrezygnowała z tytułu księżniczki pruskiej i nazywała się po prostu Marianną Orańską.
12 Wilhelmina Fryderyka Luiza Charlotta Marianna Orańska z domu księżniczka niderlandzka
(1810- 1883).
13 Albrecht von Hohenzollern - syn króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III, brat cesarza
niemieckiego Wilhelma I
100
Największym krokiem ku katastrofie stało się następne wydarzenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl