[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bo między androidami i ludzmi nie istniała aż tak wielka różnica. I android, i człowiek należeli
do podobnych wspólnot. Różnica polegała na tym, że wspólnotą ludzką rządził chaos wywołany
ową specyficzną cechą, jaką jest indywidualność. Jego program też w nią wyposażono. W
rezultacie Bishop był po części człowiekiem. Istotą organiczną na słowo honoru. Pod niektórymi
względami ludzi przewyższał, pod innymi ludzie przewyższali jego. Najlepiej czuł się wówczas,
gdy postępowali tak, jak gdyby należał do ich gatunku.
Spojrzał na zegarek. Będzie musiał pełznąć szybciej, bo nigdy nie zdąży na czas.
Robot strzegący wejścia do bloku sterowniczego otworzył ogień i korytarzami niosło się
rozjazgotane metaliczne echo. Ripley chwyciła miotacz płomieni i weszła do pomieszczenia, gdzie
stały komputery. Vasquez skończyła ostatni spaw, jaki ostatecznie mocował do podłogi płytę
zakrywającą otwór, którym wyszedł Bishop. Odłożyła palnik i ruszyła za Ripley.
Hicks wpatrywał się w główny monitor, przekazujący obrazy z kamer zamontowanych na
pancerzu robota. Kapral był jak zahipnotyzowany. Kiedy weszły, ledwo na nie zerknął.
- Spójrzcie tylko - powiedział spokojnie.
Ripley spojrzała, choć przyszło jej to z wielkim trudem. Tylko fakt, że oglądała
dwuwymiarowy obraz, nie zaś namacalną rzeczywistość, sprawił, że nie odwróciła oczu. Za
każdym razem, kiedy działko pluło ogniem, jaskrawy płomień z lufy wybielał na chwilę ekran
monitora. Lecz zaraz potem płomień gasł i wtedy widziała wszystko, aż za wyraznie. Korytarz
wypełniały hordy obcych. Stworzenia przepychały się, potykały, padały trafione pociskiem,
eksplodowały tryskając fontannami żrącej krwi. W podłodze i w zniszczonych ścianach ziały
olbrzymie dziury. Kwas nie atakował tylko jednego: ciał samych obcych.
Pociski smugowe wyławiały z mroku skłębioną mgłę, która wciskała się z zewnątrz
poszarpanymi wyrwami w ścianach.
- Zbliżają się... - Hicks obserwował czytnik odległościomierza. - Dwadzieścia metrów...
Piętnaście... Działka "C" i "D" wyczerpały w połowie amunicję.
Ripley sprawdziła, czy miotacz jest odbezpieczony. Vasquez nie musiała niczego sprawdzać.
Strzelba impulsowa była częścią jej ciała.
Wskazniki migotały jednostajnie. Między jazgotliwymi seriami z działek wyraznie słyszeli
nieludzkie, skrzekliwe ryki.
- Ilu ich jest? - spytała Ripley.
- Trudno powiedzieć. Mnóstwo. Nie można rozróżnić, które są martwe, a które żywe. Tracą
kończyny górne i nogi, ale idą dalej, dopóki pociski nie rozerwą ich na strzępy. Hudson zerknął na
sąsiedni wskaznik. - Działko "D" ma tylko dwadzieścia ładunków. Dziesięć... - Przełknął głośno
ślinę. - Amunicja wyczerpana.
Robot zamilkł i w centrum sterowniczym zapadła nagła cisza. Na ekranach monitorów widzieli
kłęby dymu i pary. Tam, gdzie pociski smugowe trafiły na swej drodze na jakiś palny materiał,
płonął ogień. Cały korytarz był usłany poskręcanymi czarnymi trupami. Monstrualny cmentarz.
Kwas musiał wyżreć w podłodze olbrzymią dziurę, bo ujrzeli, jak kilka zwęglonych ciał zapadło się
nagle i zniknęło.
Ale z gęstych kłębów dymu nie wychynęło nic. Nic nie runęło w stronę robotów, by zerwać z
nich działka. Detektory ruchu milczały.
- Co się dzieje...? - Hudson manipulował niepewnie pokrętłami. - Co jest? Gdzie one są?
- Niech mnie... - Ripley gwałtownie wypuściła powietrze. - Zrezygnowały. Wycofały się.
Działka je powstrzymały. To znaczy, że one myślą, myślą przynajmniej na tyle, żeby skojarzyć
przyczynę i skutek. Nie parły bezrozumnie naprzód...
- Taa, ale spójrz tylko na to. - Hicks stuknął palcem w plastikową szybkę między wskaznikami.
Licznik działka "D" wskazywał zero. Działko "C" miało ledwie dziesięć sztuk amunicji. Gdyby
znów otworzyły ogień i musiały strzelać w takim samym tempie, zamilkłyby już po kilku se-
kundach. - Następnym razem wystarczy podejść do drzwi i zapukać. Cholera, gdybyśmy mieli
transporter...
- Gdyby transporter nie wyleciał w powietrze, nie siedzielibyśmy tu i nie kłapali dziobami -
warknęła Vasquez. - Wyjechalibyśmy im na spotkanie i poczęstowalibyśmy ich ciasteczkami z
wieżyczki strzelniczej.
Tylko Ripley nie traciła ducha.
- Ale one nie wiedzą, że nie mamy amunicji - zauważyła. - Zadaliśmy im straty. Duże straty.
Teraz odbywają gdzieś pewnie naradę, czy może w jakiś inny sposób podejmują grupową decyzję.
Zaczną szukać innej drogi, żeby się tu dostać. Trochę to potrwa, a kiedy już coś zdecydują, będą
znacznie ostrożniejsze. I na każdym kroku będą widzieć nasze roboty.
- Może ich podłamaliśmy? - Hudson odzyskał trochę pewności siebie. Jego twarz nie była już
taka blada. - Miałaś rację, Ripley. Można je pokonać.
Hicks oderwał wzrok od konsolety i spojrzał na Vasquez i kaprala.
- Pójdziecie na patrol. Od centrum sterowniczego do skrzydła medycznego. Tylko taki odcinek
możemy obstawić. Wiem, że jesteście spięci i wyczerpani, ale postarajcie się zachować czujność i
zimną krew. Jeśli Ripley ma rację, oni spróbują dostać się tu przewodami wentylacyjnymi albo
zaczną rozwalać ściany. Musimy udaremnić każdą próbę wtargnięcia do centrum. Likwidujcie ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl