[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mama pośpiesznie wstała, włożyła naczynia do zmywarki, wypiła jeszcze łyk kawy,
chwyciła torbę i jak zwykle szybko ruszyła do drzwi. Popatrzyłam za nią z podziwem. Neil
był zbyt uprzejmy, by zadawać teraz więcej pytań.
- Lepiej już pójdę - rzekł. - Podwiezć cię czy bierzesz rower?
- To drugie. Wiesz przecież, że ze szkoły będę musiała wrócić sama, a to spory
kawałek drogi. Zobaczymy się na obiedzie, dobrze? - zapytałam, mając nadzieję, że się
zgodzi.
Neil zawahał się.
- Cóż, do szóstej pracuję. A potem, jeśli twoja mama znajdzie dla mnie pokój, będę się
chciał do niego wprowadzić.
W tym przypadku byłam jednak nieprzejednana.
- Możesz poczekać z przeprowadzką, aż zjemy obiad. A poza tym, jeżeli mama coś ci
znajdzie, chciałabym ci pomóc się przeprowadzić.
Roześmiał się.
- Mam jedną walizkę z ciuchami, małe radio, śpiwór i kilka podręczników!
- To nic nie szkodzi. I tak chcę ci pomóc.
Szybko, ale czule mnie pocałował.
- Dzięki, Juliet, z przyjemnością przyjmę twoją pomoc. Do zobaczenia wieczorem.
Razem wyszliśmy z domu. Neil poszedł do samochodu, a ja wsiadłam na rower.
Miałam dziś o czym myśleć po drodze, I ale w tej chwili najważniejszą sprawą był jego
delikatny pocałunek. Dzięki niemu pojęłam, że Neil naprawdę mnie kocha, rozumie
postępowanie mojej mamy i obiecuje wspólną przyszłość.
W drodze do szkoły opowiedziałam Tracy o tym, jak mama wczoraj nakryła mnie i
Neila na całowaniu się, że się wściekła z tego powodu i o tym, że Neil musi się od nas
wyprowadzić. Tracy zapałała słusznym oburzeniem i naprawdę się wkurzyła na swoją mamę.
- To niepodobne do niej - oświadczyła. - Nie sądziłam, że tak bardzo ją obchodzi, co
powiedzÄ… sÄ…siedzi.
- Nie chodziło tylko o to, Tracy - powiedziałam. - To nie chodzi tylko o sąsiadów.
Mama martwi się o moją reputację. Tak naprawdę trochę się o mnie bała. W każdym razie
Neil i tak nie mógłby u nas zostać na zawsze. A sądzę, że teraz jakoś się Wszystko ułoży.
Nie potrafiłam się zmusić, by jej powiedzieć o ślubie taty. Czułam, że byłby to w
pewien sposób brak lojalności wobec mamy. Odczekam kilka dni, aż ona i ja oswoimy się z tą
wiadomością, a potem opowiem Tracy o wszystkim.
Dzień strasznie mi się dłużył, ponieważ bardzo chciałam porozmawiać z Neilem, by
się upewnić, że mama miała rację. To zabawne, jak taki dzień, słoneczny i niosący obietnicę
wiosny, może się ciągnąć niczym film na zwolnionych obrotach.
Podczas lunchu Neil i ja rozmawialiśmy trochę, ale nie poruszaliśmy tematów
osobistych. Gdy tylko zjedliśmy i wyszliśmy ze stołówki, rzucił: Na razie! I już go nie było.
Kiedy wróciłam ze szkoły, przygotowałam na obiad to, co mi przyszło najlepszego do
głowy: duszoną wołowinę, pieczone ziemniaki i ogromną misę surówki z sałaty, pomidorów i
pokrojonego na drobne kawałeczki kalafiora. Wyjęłam też z zamrażalnika szarlotkę
upieczoną przez mamę, by ją rozmrozić. Wiedziałam, że Neil za nią przepada, a chciałam, by
ten ostatni obiad przed jego przeprowadzką był naprawdę szczególny.
Stół w jadalni nakryłam najlepszym obrusem, na nim ustawiłam fioletowe świeczniki
z białymi świecami. Co i rusz do mojej głowy powracała uporczywa myśl, że w zasadzie
jednego wieczoru straciłam i tatę, i Neila, ale starałam się ją odsuwać na bok. Na razie nie
umiałam sobie z tym poradzić. Poza tym i tak nic, co bym powiedziała bądz zrobiła, nie
zmieniłoby sytuacji, więc po co dodatkowo się męczyć. Ze zdziwieniem odkryłam, że
zaczynam myśleć podobnie jak mama i Neil.
W końcu i tak się spotkam z tatą. Mimo że to już nie będzie to samo, podejrzewam, że
jakoś się dogadamy. No i Neil! Obiecał mamie, że raz w tygodniu będzie przychodził do nas
na obiad. Będziemy mogli dalej się widywać i pozwolić, by nasze uczucie się rozwijało.
Mama i Neil wrócili razem. Zerknęłam na nich, by wybadać ich nastroje. Mama
wydawała się znowu pogodna, a Neil miał najwyrazniej swój normalny dobry humor. Oboje
wiedzieli, jak radzić sobie z czymś, na co nie mają wpływu.
- O, stół wygląda prześlicznie - pochwaliła mama. - Widać w tym rękę artysty. .
- Jazda stąd! - krzyknęłam na Jonesy'ego, który zadowolony siedział na moim krześle i
patrzył na parujący półmisek z wołowiną.
Wyniosłam kota do kuchni i poczęstowałam resztkami mięsa z brytfanny. Niech i on
posmakuje moich pyszności.
Gdy jedliśmy, mama powiedziała:
- Zabrałam dziś Neila, by poznał Hofstetterów. Mają akurat wolny ładny, duży pokój.
- Uśmiechnęła się. - Myślę, że spodobało ci się to miejsce, prawda, Neil?
- Jest super. - Z uśmiechem odwrócił się do mnie: - Mają sześć kotów, dwa psy i około
dziesięciu lokatorów. Polubisz moich nowych gospodarzy, Juliet. Pan Hofstetter jest
malarzem, jego żona pisarką, a dom jest naprawdę całkiem przyjemny. Od razu poczułem się
tam jak u siebie. Powiedziałem im, że wprowadzę się dziś wieczorem.
- Chciałabym pojechać tam z tobą - przypomniałam, spoglądając na mamę. - Czy nie
masz nic przeciwko temu, mamo?
- Oczywiście, że nie. Jedzcie, a ja posprzątam po obiedzie. Gdy już zjedliśmy, Neil
zniósł na dół swoje rzeczy, a ja pomogłam mu załadować je do samochodu. Potem ucałował
moją mamę i podziękował jej i wreszcie ruszyliśmy do jego nowego mieszkania.
Hofstetterowie mieszkali w dużym szarym domu z ogromną liczbą okien.
Pomyślałam, że przypomina on niewielki zamek. Weszłam do środka razem z Neilem.
Właściciele domu właśnie pili kawę przy kominku. Razem z nimi w pokoju znajdowała się
dwójka małych dzieci, ich własnych, jak się pózniej dowiedziałam od mamy. Pan Hofstetter
był misiowaty i nosił brodę, natomiast jego żona była wysoka i pełna gracji. Jasne włosy
miała zaplecione w war - kocz i upięte na głowie niczym koronę.
- To moja dziewczyna, Juliet Adams - przedstawił mnie Neil.
Jego dziewczyna! Powiedział, że jestem jego dziewczyną! Od tej chwili wszystko
wydawało się w jak najlepszym porządku.
Gdy obejrzałam jego pokój, nieco staroświecki, z wysokim sufitem i wielkim oknem,
które wychodziło na ulicę, oraz poznałam kilkoro innych mieszkańców domu, Neil odwiózł
mnie do domu.
- Spodobali mi się - powiedziałam po drodze. - Zwłaszcza Hofstetterowie. Będzie mi
ciebie brakowało, ale przynajmniej wiem, że mieszkasz w porządnym miejscu.
- To prawda - odparł z zadowoleniem. - Wszystko zaczyna się dobrze układać. Czy
moglibyśmy się spotykać przynajmniej raz w tygodniu, Juliet? - Mimo spokoju w jego głosie,
w oczach dostrzegłam niepewność.
Sama byłam zaskoczona słowami, które wypłynęły wtedy z moich ust:
- Umrę, jeżeli tak się nie stanie!
Zaśmiał się i przyciągnął mnie do siebie i jechaliśmy tak przez chwilę w ciszy, ciesząc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl