[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cach wrzeciona znajdowały się zaczepy dopasowane do pier-
ścienia nośnego łożyska. Poniżej była kołyska z widocznymi
sześcioma ramionami i dwudziestocentymetrową podstawą.
Kolnari powiedziała do swojej grupy coś w rodzimym
języku - w klasie techników zdecydowanie przeważały ko-
biety - i zabrali się do pracy, włączając swoje infosystemy
i przenośny przekaznik mocy, żeby doprowadzić urządzenie
do stanu gotowości.
- Wszystko w porządku - powiedziała do niej piratka,
odsyłając ją machnięciem ręki. - Przynieś następne, brudny
robaku.
Dok załadunkowy miał wymiary sto metrów na dwieście
na trzy. Dwa transportowce Klanu umocowano przy zewnÄ™-
trznych śluzach. W dwóch trzecich drogi na pokład wrogowie
namalowali czerwoną linię, za którą stał pluton w zasilanych
zbrojach. Ponad wojownikami unosiły się rękojeści małych
zdalnie sterowanych pistoletów, broni przeciw żywym celom,
ciężkie karabiny, z których można było strzelać bez narażania
na niebezpieczeństwo samej stacji. Oczywiście, broń była
bardzo grozna dla każdego, kto nie miał na sobie bojowej
zbroi. Po stronie linii należącej do stacji pracowali cywile,
podzieleni na grupy nadzorowane przez kilku Kolnari. Po
stronie linii należącej do doku przebywały tylko załogi Klanu.
Na odcinku między pozycją wyjściową a linią były trzy punkty
kontrolne - pierwszy, gdzie rozmontowywano wyposażenie,
drugi, w którym przejmowała je ekipa przeładunkowa stacji,
i trzeci, w którym wyposażenie było przygotowywane do
przerzucenia przez liniÄ™.
Jeśli w którymś z punktów kontrolnych wykryto usterkę,
ludzie zajmujący się danym sprzętem byli chłostani na śmierć
elektrycznym biczem. Spadek poniżej określonej normy kosz-
tował dziesięć batów, co drastycznie zmniejszało wydajność
grupy, ale jednocześnie było bardzo przekonującą motywacją
do pracy.
Metoda była pomysłowa i sprawdzała się nadzwyczaj dobrze.
- Tak, sÄ… w potrzasku - mruknÄ…Å‚ znowu Simeon.
Channa zmuszała się, by nie patrzeć w oczy Kolnari.
Jakkolwiek Simeon to robił, nie była to prosta holograficzna
projekcja. Może zwarta wiązka promieni na siatkówce oka...
Amos pogwizdywał wesoło, kołysząc dzwigiem. Boże, my-
ślała Channa, teraz jest nawet bardziej pociągający, niż zanim
został pobity. Zgłosili się na ochotnika. Zarejestrowane obrazy
biczowania wyprowadziły ich z równowagi. Ktoś musiał od-
budować zaufanie. Dla Kolnari wyglądało to tak, jakby
dowódcy dawali przykład entuzjastycznego posłuszeństwa.
Joseph pokłonił się nisko, podając kontrolerowi podkładkę pod
kołyskę. Na plecach jego kombinezonu widniał napis: "Wła-
dza Brudnych Robaków OK". Był to jeden z pomysłów
Simeona, majÄ…cy na celu podbudowanie morale.
Kołyska powędrowała za czerwoną linię, w kierunku łado-
wni transportowca, omijając techników Kolnari. Linia od-
dzielała pola grawitacyjne - ze standardową grawitacją na
samej linii, wzrastajÄ…cÄ… szybko do 1.6 przy opuszczonej ram-
pie wejściowej. Grupa robotników przemknęła przez tłum
i między łańcuchami czekających dzwigów. Rozległo się wy-
cie, gdy cztery lekkie ramiona kołyski - nagle okazało się,
że były tylko cztery - urwały się. Grupa Kolnari doskoczyła,
nie okazując strachu, lecz dzwig został uszkodzony. Posypały
się iskry i, mimo że nie był już obciążony, runął na płyty
pokładu. Urządzenie zsunęło się z pękniętej kołyski prosto na
ugięte nogi dowódcy, kiedy próbowała ona podeprzeć plecami
ciężar dziesięć razy większy od jej własnego.
Alarmy piratów rozdzwoniły się jak wściekłe, wygrywane
przez wiatr kuranty. Channa zamarła, podobnie jak inni.
A więc doprowadzili do technicznej usterki. Kolnari podnieśli
uszkodzone urządzenie i umieścili na podkładce z włókna
uszczelniającego. Stękali przy tym z wysiłku, ale obchodzili
się z maszyną z matczyną czułością. Technik leżała z połama-
nymi kośćmi, wystającymi przez ciemną skórę kolan, zbroczo-
na tryskającą z nich krwią, z białkami oczu połyskującymi
wokół miodowych tęczówek. Szybujące pistolety spadły jak
drapieżne ptaki. Channa uświadomiła sobie, że patrzy w wylot
lufy jednego z nich, a z pewnością spotkało to każdego z grupy,
która doprowadziła zepsutą maszynę do krawędzi linii Kolnari.
Wojownicy ruszyli w ich stronę. Nie specjaliści w zbrojach,
lecz załoga dozorująca wydajność pracy. Jeden z wojowników
wyciągnął zza pasa elektryczny bicz. Channa zamknęła oczy,
ale smagnięcie nie nastąpiło. Słyszała, że mężczyzna wymam-
rotał w języku Kolnari odpowiedniki "Tak jest".
Kiedy otworzyła oczy, Amos i Joseph kołysali się na
piętach, jakby przygotowywali się do skoku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl