[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Powiem ci coś - zawołał Mick. - Przygotujemy wszystko, a jeżeli pomoc nie
nadejdzie i profesor nie poczuje się lepiej do czasu, kiedy będziesz gotowy do
wyruszenia, omówimy to jeszcze raz.
- Nie powiesz nikomu? - zapytał Johnny z niepokojem w głosie.
- Oczywiście, że nie. Ale słuchaj, gdzie są Suzie i Sputnik? Czy jesteś pewien,
że potrafisz ich znalezć?
- Tak, były dziś rano blisko mola i szukały nas. Zjawią się szybko, kiedy
nacisnÄ™ guzik z napisem NA POMOC.
Mick zaczął wyliczać na palcach.
- Będzie ci potrzebna butelka wody - taka płaska, zrobiona z plastiku, trochę
koncentratów żywnościowych, kompas i latarka, bo nie uda ci się pokonać całego
dystansu w ciÄ…gu jednego dnia.
- Wyruszę około północy. Wtedy przez pierwszą część podróży będę korzystał
ze światła księżyca i dotrę do brzegu za dnia.
- Zdaje mi się, że wszystko dobrze przemyślałeś - powiedział Mick z pełnym
zazdrości podziwem. Miał nadal nadzieję, że do wyprawy Johnny ego nie dojdzie, bo
stanie się coś, co uczyni ją niepotrzebną. Ale jeśliby nic takiego nie zaszło, gotów był
zrobić wszystko, żeby pomóc Johnny emu.
Podobnie jak wszyscy inni mieszkańcy wyspy, chłopcy musieli pomagać przy
pilnych pracach porządkowych, nie mogli więc zająć się przygotowaniami do
wyprawy przed zapadnięciem nocy. Nawet i potem krzątano się przy słabym świetle
lamp naftowych i dopiero bardzo póznym wieczorem Johnny i Mick mogli zakończyć
swą własną robotę.
Na szczęście nikt nie widział, jak przenosili niewielką deskę surfingową do
portu i spuszczali ją na wodę, lawirując pomiędzy przewróconymi i rozbitymi
łodziami. Ekwipunek i uprząż były już przymocowane. Teraz należało tylko znalezć
delfiny.
Johnny wręczył Mickowi komunikator.
- Spróbuj je przywołać - powiedział. - Ja lecę do szpitala. Wrócę najpózniej za
dziesięć minut.
Mick wziął komunikator i wszedł do wody. Na małej klawiaturze widniały
fosforyzujące litery. Ale Mickowi nie były potrzebne. Podobnie jak Johnny, mógłby
posługiwać się tym przyrządem z zawiązanymi oczami.
Zanurzył się w ciepłej, płynnej ciemności i spoczął na koralowym piasku.
Ogarnęły go nowe wątpliwości. Jeszcze był czas na wstrzymanie Johnny ego. Jeżeli
nie użyje komunikatora, a potem powie, że delfiny nie usłuchały go? To niemożliwe.
No, ale istniała przecież szansa, że nie zjawią się.
Nie, nie mógł się zdobyć na oszukanie przyjaciela nawet w dobrej sprawie,
nawet po to, by powstrzymać go przed narażeniem życia. Mógł mieć tylko nadzieję,
że kiedy Johnny przyjdzie do szpitala, to okaże się, że profesorowi już nie grozi
niebezpieczeństwo.
Nadal niepewny, czy nie będzie tego żałował do końca życia, Mick nacisnął
guzik z napisem NA POMOC. Usłyszał ciche buczenie. Odczekał piętnaście sekund i
nacisnÄ…Å‚ guzik po raz drugi, a potem jeszcze raz.
Johnny nie miał żadnych wątpliwości. Idąc po plaży za promieniami swojej
latarki ścieżką prowadzącą do budynków administracji, wiedział, że być może stąpa
po Wyspie Delfinów po raz ostatni, że może nawet nie dożyje już następnego
wschodu słońca. Był to ciężar, jaki niewielu chłopców w jego wieku musiało
dzwigać, ale on przyjął go chętnie. Nie myślał o sobie jako o bohaterze; po prostu
spełniał obowiązek. Był na tej wyspie szczęśliwy, znalazł tu wszystko czego
potrzebował. %7łeby móc to zachować, musiał teraz o to walczyć - a gdyby okazało się
konieczne - zaryzykować utratę wszystkiego.
W małym budynku szpitalnym, gdzie przed rokiem obudził się jako spalony
słońcem rozbitek, panowała zupełna cisza. Wszystkie okna były zasłonięte z
wyjątkiem jednego, przez które sączył się żółty blask lampy naftowej. Johnny nie
mógł się powstrzymać od zajrzenia do tego pokoju. Było to biuro. Przy biurku
siedziała pielęgniarka Tessie. Zapisywała coś w rejestrze i wyglądała na skrajnie
wyczerpaną. Co chwila przykładała chusteczkę do oczu. Johnny zrozumiał, że
pielęgniarka płacze, i przeszył go dreszcz. Jeśli ta olbrzymia, energiczna kobieta
została doprowadzona do łez, sytuacja musiała być krytyczna.  Może - pomyślał z
nagłym skurczem serca - już jest za pózno .
Nie było aż tak zle, choć było bardzo niedobrze. Kiedy Johnny cicho zapukał i
wszedł do biura, Tessie opanowała się na jego widok i twarz jej przybrała bardziej
spokojny wyraz. Wyrzuciłaby prawdopodobnie każdego innego, kto przeszkodziłby
jej o tej porze, ale do Johnny ego zawsze miała słabość.
- Jest bardzo chory - szepnęła. - Gdybym miała odpowiednie leki,
wyleczyłabym go w ciągu kilku godzin. Ale tak... - wzruszyła bezradnie szerokimi -
ramionami i dodała: - Chodzi nie tylko o profesora. Mam jeszcze dwóch pacjentów,
którym powinnam dać zastrzyk przeciwtężcowy.
- Jeżeli pomoc nie nadejdzie, to on nie przeżyje? - zapytał Johnny szeptem.
Tessie nie odpowiedziała mu. Jej milczenie było dostatecznie wymowne i
Johnny nie czekał już ani chwili dłużej. Na szczęście pielęgniarka była zbyt
zmęczona, by zauważyć, iż zamiast  dobranoc powiedział do niej  żegnaj .
Kiedy Johnny powrócił na wybrzeże, zobaczył, że Suzie jest już zaprzężona
do deski surfingowej, a Sputnik czeka cierpliwie obok niej.
- Przybyły w ciągu pięciu minut - wyjaśnił Mick. - Aż się przestraszyłem,
kiedy zjawiły się tak nagle w ciemnościach. Nie spodziewałem się ich tak szybko.
Johnny pogłaskał dwa mokre, połyskliwe ciała, a delfiny otarły się o niego
pieszczotliwie. Zastanowił się, gdzie i jak przeżyły huragan, bo nie wyobrażał sobie,
by w szalejącym w pobliżu wyspy morzu mogło się uratować jakiekolwiek
stworzenie. Za grzbietową płetwą Sputnika dostrzegł świeże skaleczenie, ale poza
tym żaden z dwóch delfinów nie doznał obrażeń.
Pojemnik z wodÄ…, kompas, latarka, hermetyczny pojemnik z jedzeniem,
płetwy, maska, fajka, komunikator - Johnny sprawdził wszystko dokładnie. Potem
powiedział:
- Dziękuję ci za wszystko, Mick. Szybko wrócę.
- Wolałbym być z tobą - powiedział Mick ochrypłym głosem.
- Nie ma się czego bać - odparł Johnny, chociaż nie był tego tak bardzo
pewny. - Jestem pod opieką Sputnika i Suzie, prawda? - Nie miał nic więcej do
powiedzenia, więc wdrapał się na deskę, krzyknął  jazda i pomachał ręką do wciąż
niepocieszonego Micka. Suzie ruszyła.
Był już najwyższy czas, bo na plaży zaczęły się ukazywać światełka latarek.
Johnny emu zrobiło się żal Micka, który będzie musiał sam wysłuchiwać wymówek i
wyrzutów, że dopuścił do tej wyprawy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl