[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który nigdy nie uderza mylnie, skarał go zapewne za jego rachuby i za zręczność kauzyper-
dy71, z jaką sporządził, accurante72 Cruchot, kontrakt ślubny, w którym oboje małżonkowie
darowali sobie wzajem, w r a z i e g d y b y n i e m i e l i d z i e c i, c a ł o ś ć s w e g o
m a j Ä… t k u, r u c h o m o Å› c i i n i e r u c h o m o Å› c i, n i c z n i c h n i e w y j m u j Ä… c
a n i z a s t r z e g a j ą c n a c a ł k o w i t ą w ł a s n o ś ć, z w a l n i a j ą c s i ę n a w e t
w z a j e m o d f o r m a l n o ś c i i n w e n t a r z a, t a k ż e z a n i e c h a n i e i n w e n -
t a r z a n i e m o ż e b y ć z a c z e p i o n e p r z e z i c h s p a d k o b i e r c ó w, z w a -
ż y w s z y, i ż etc. Ta klauzula może wytłumaczyć głęboki szacunek, jaki prezydent stale
okazywał wobec woli i osamotnienia pani de Bonfons. Kobiety cytowały prezydenta, jako
jednego z najdelikatniejszych ludzi, żałowały go i posuwały się często aż do oskarżania Eu-
genii o jej niewygasłą miłość i zgryzotę, ale tak, jak one umieją obwiniać kobietę, z najokrut-
niejszą oględnością.
 Musi prezydentowa de Bonfons być bardzo cierpiąca, aby tak zostawić męża samego.
Biedna kobietka! Czy ona się prędko wykuruje? Co ona ma? Gastryczne czy raka? Czemu nie
radzi się lekarzy? Robi się żółta od jakiegoś czasu; powinna by się poradzić sławnych lekarzy
w Paryżu. Jak ona może nie chcieć dziecka? Kocha bardzo męża, jak powiadają; jak ona mo-
że nie postarać mu się o spadkobiercę? Czy wiecie, że to jest okropne: gdyby to był kaprys, to
by było bardzo naganne. Biedny prezydent!
71
K a u z y p e r d a (z Å‚ac.)  nieudolny adwokat.
72
A c c u r a n t e (Å‚ac.) C r u c h o t z pomocÄ… Cruchota.
96
Obdarzona ową delikatnością, jakiej ludzie samotni nabywają dzięki nieustannym rozmy-
ślaniom oraz dzięki subtelnemu spojrzeniu, którym obejmują rzeczy wchodzące w ich sferę,
Eugenia, przyzwyczajona nieszczęściem i ostatnią szkołą życia do odgadywania wszystkiego,
wiedziała, że prezydent pragnie jej śmierci, aby się stać panem tego olbrzymiego majątku,
jeszcze zwiększonego spadkiem po stryju-rejencie i po stryju-kanoniku, których podobało się
Bogu powołać do siebie. Biedna samotnica litowała się nad prezydentem. Opatrzność po-
mściła ją za rachuby i za haniebną obojętność męża, który szanował  jako najlepszą rękojmię
 beznadziejną miłość hodowaną w sercu Eugenii. Dać życie dziecku, czyż to nie znaczyło
zabić nadzieje egoizmu i rozkosze ambicji, pieszczone przez prezydenta? Bóg rzucił tedy ma-
sy złota swej brance, której złoto było obojętne i która wzdychała do nieba żyjąc pobożnością,
dobrocią i świętymi myślami, która potajemnie wciąż wspierała nieszczęśliwych.
Pani de Bonfons została tedy wdową mając osiemset tysięcy franków renty, jeszcze pięk-
na, ale tak jak piękna jest kobieta blisko czterdziestoletnia. Twarz jej jest blada, spokojna,
równa, głos łagodny i skupiony, obejście proste. Ma całe szlachectwo bólu, świętość osoby,
która nie splamiła duszy dotknięciem świata; ale także sztywność starej panny i małostkowe
nawyki, zrodzone z ciasnego życia prowincji. Mimo swoich ośmiuset tysięcy franków renty
żyje, jak żyła biedna Eugenia Grandet; zapala ogień w pokoju jedynie w dnie, w których nie-
gdyś ojciec pozwalał zapalić w sali, i gasi go zgodnie z programem obowiązującym za jej
młodości. Chodzi zawsze ubrana tak, jak się ubierała jej matka. Dom w Saumur, dom bez
słońca, bez ciepła, zawsze w cieniu, melancholijny, jest obrazem jej życia. Gromadzi staran-
nie swoje dochody i może wydałaby się skąpa, gdyby nie przeczyła wszelkiej obmowie szla-
chetnym użytkiem, jaki robi ze swej fortuny. Pobożne i miłosierne fundacje, przytułek dla
starców i szkoły chrześcijańskie dla dzieci, bogato wyposażona biblioteka publiczna świadczą
co roku przeciw skąpstwu, jakie jej zarzucają niektórzy. Kościoły w Saumur zawdzięczają jej
wiele blasku. Pani de Bonfons, którą przez ironię nazywają p a n i e n k ą, budzi religijną
cześć. To szlachetne serce, które biło jedynie dla najtkliwszych uczuć, musiało się poddać ra-
chubom ludzkiego interesu. Pieniądz miał rzucić swoje zimne cienie na to niebiańskie życie i
zrodzić nieufność do uczuć w kobiecie, która była samym uczuciem.
 Ty jedna mnie kochasz  mówiła do Nanon.
Ręka tej kobiety goi tajemne rany wszystkich rodzin. Eugenia idzie do nieba, otoczona or-
szakiem dobrodziejstw. Wielkość jej duszy łagodzi małostki jej wychowania i nałogi jej
pierwotnego życia.
Takie są dzieje tej kobiety, która nie jest ze świata żyjąc pośród świata i która, stworzona
na to, aby być wspaniałą żoną i matką, nie ma ani męża, ani dzieci, ani rodziny.
Od kilku dni jest mowa o nowym związku dla panny Grandet. Mieszkańcy Saumur zaj-
mują się nią i margrabią de Froidfond, którego rodzina zaczyna oblegać bogatą wdowę, jak to
niegdyÅ› czynili Cruchotowie. Nanon i Cornoiller przeszli jakoby, tak niesie plotka, na stronÄ™
margrabiego; ale to wierutny fałsz. Ani Wielka Nanon, ani Cornoiller nie mają dość inteli-
gencji, aby zrozumieć rachuby zepsutego świata.
Paryż, wrzesień 1833
97 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl