[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokoju do kuchni i z kuchni do pokoju. Może było wpół do jedenastej. Czułem się bardzo
nędznie i marnie. Nie miałem ochoty spojrzeć jej w twarz. Udam, że jeszcze śpię, jakieś
piętnaście minut, a potem coś się musi stać - pomyślałem szybko.
Ale ona była jeszcze szybsza! Zaczęła tarmosić mnie za ramiona.
- Słyszysz mnie, chciałabym, żebyś zapakował się w gacie i zmiatał. Moja
przyjaciółka pojawi się tu zaraz.
- No to co? Ją też mogę zwalić!
- Oczywiście... natychmiast... fantastycznie - bardzo głośno roześmiała się Vi -
...oczywiście!
Bardzo powoli wstawałem na nogi. Wszystko odbijało się we mnie niemiłosiernie,
czkałem i chciało mi się rzygać. Udało mi się wejść w ubranie.
- Powodujesz teraz to, że zaczynam czuć się jak niewypał, awaria i defekt - powoli i
stanowczo wydusiłem z siebie. To nie jest prawda, że nic we mnie nie ma! Coś dobrego musi
być w każdym człowieku, więc i we mnie!
Byłem ubrany. Wolno udałem się do łazienki, ochlapałem twarz wodą, uczesałem
włosy.
Gdybym mógł, choć trochę, uczesać także i tę twarz - pomyślałem sobie, gapiąc się w
lustro - ale to siÄ™ nie da.
Wyszedłem z łazienki.
- Vi?
- Tak.
- To był tylko alkohol. Tylko. To nie ma nic wspólnego z tobą. Ja to wiem. Przeżyłem
to już parę razy. Twoje siwe włosy na pewno nie staną się bardziej siwe... z tego powodu. Nie
wolno im.
- No to nie chlej tyle! %7ładna kobieta nie lubi być wymieniana na butelkę scotcha!
- Słuchaj, przestań już robić z tego Waterloo, ty czarna emanco!
- Pieprz teraz, Hank!
- Potrzebujesz trochę pieniędzy, mała?
Z portfela wyjąłem dwadzieścia dolarów i dałem jej.
- Heeeee... jak chcesz być słodki, to nawet potrafisz, słodki!
Wolno przesunęła ręką po moich wargach, a ja pocałowałem ją najdelikatniej tam,
gdzie kończy się górna warga a zaczyna dolna, albo odwrotnie.
- Jedz ostrożnie!
- No jasne, mała!
Jechałem ostrożnie, nawet bardzo ostrożnie, w stronę torów wyścigowych.
15
Zaproszono mnie do biura, na pierwszym piętrze, gdzieś na zadupiu korytarza. Kadry.
- Czy mogę się panu przyjrzeć, Chinaski?
Zaczął się przyglądać.
- Au... au... au... ale pan kiepsko wygląda. Najlepiej będzie jak sobie coś zaaplikuję.
I rzeczywiście zaaplikował sobie coś z niewielkiej buteleczki.
- Drogi pani Chinaski, bardzo bylibyśmy panu wdzięczni, gdyby zechciał pan
opowiedzieć nam, gdzie spędził ostatnie dwa dni?
- Opłakiwałem kogoś i nosiłem żałobę.
- Opłakiwał pan?
- Pogrzeb. Stara przyjaciółka. Pierwszy dzień - kupa różnych dziwnych spraw do
załatwienia, łącznie z rzucaniem grudek ziemi na wieko trumny. Dzień drugi - ścisła żałoba.
- I nie miał pan czasu na wykonanie jednego telefonu do nas, Chinaski?
- Zgadza siÄ™.
- A ja chciałbym coś panu powiedzieć, Chinaski, i mam nadzieję że to pozostanie
między nami...
- Bardzo proszÄ™.
- Jeżeli pan nas nie informuje, co się z panem dzieje... czy pan już wie, co chcę przez
to powiedzieć?
- Niestety, nie.
- Panie Chinaski, jeżeli pan nas nie informuje, co się z panem dzieje, to znaczy, że
przekazuje pan nam informację, że sra pan na pocztę!!!
- Rzeczywiście?
- A teraz, panie Chinaski, czy pan zdaje sobie sprawÄ™, co to oznacza?
- Nie. A co?
Pochylił się nad stołem, wysunął twarz do przodu i wycedził:
- To oznacza, panie Chinaski, że poczta amerykańska może też osrać pana!!!
Wycofał swój łeb, ale dalej gapił się w moją stronę.
- Panie Feathers - powiedziałem - pan mnie może... czy pan już wie, co?
- Henry, tylko niech pan nie próbuje być bezczelny. Ja mogę pańskie żyćko tu... tu!...
tu!!!... zamienić w piekło.
- Proszę zwracać się do mnie moim pełnym imieniem i nazwiskiem. Nie wydaje mi
się, że zbyt dużo żądam od pana!
- Pan żąda respektu?...
- Tak jest. %7łądam dokładnie tego! Pan chyba jeszcze pamięta, gdzie zaparkował pan
swój samochód?
- A co to ma do rzeczy?! A może to szantaż???
- Czarni z tej dzielnicy ubóstwiają mnie, Feathers. Chyba będę musiał się im jakoś za
to odwdzięczyć?!
- Czarni ubóstwiają pana?
- Dają mi wody, kiedy mam pragnienie. Ja nawet walę ich kobiety. Czy też usiłuję to
robić!
- Wspaniale... wspaniale... odchodzimy od naszego tematu, Chinaski. A teraz do
pracy.
Wręczył mi jakiś świstek, zaświadczający, że byłem u niego. Chyba  pogoniłem mu
trochę strachu. Z czarnymi nigdy nie stałem na stopie wojennej, a z Feathersem właśnie
zaczynałem. To, że on się przeraził, to było dla mnie jasne. Liczyłem przecież na to. Jednego
takiego inspektora zrzucono ze schodów, drugiego przeciągnęli nożem po dupie, podobno
komuś otworzyli brzuch, jak czekał na skrzyżowaniu na zielone światło, i to przed głównym
wejściem do Stanowego Urzędu Pocztowego. Sprawców nigdy nie odnaleziono.
Feathers, niedługo po naszej rozmowie, odszedł. Nie wiem, gdzie on teraz pracuje. Na
pewno nie jest już urzędnikiem Głównego Urzędu Pocztowego.
16
O dziesiątej po południu zadzwonił telefon.
- Pan Chinaski?
Natychmiast rozpoznałem ten kobiecy głos, i uruchomiłem te swoje gierki.
- Mmmmmm - odpowiedziałem.
To była Graves, ten przykład nie adorowanego przeze mnie gatunku kobiety.
- Czy pan spał?
- Tak. Tak, Ale proszę śmiało mówić dalej, pani Graves. Nic nie szkodzi.
Trudno! Skoro się już stało!
- Wszystko zostało właśnie wyjaśnione. Nie mamy do pana żadnych zastrzeżeń.
- Hmmm... hmmmmmm... hmmmmmm.
- Dokładnie za dwa tygodnie jest termin pańskiego egzaminu.
Tabela CP I.
- Co? ChwileczkÄ™!... zaraz?... chwileczkÄ™!!!
- I to wszystko na dzisiaj, panie Chinaski. %7Å‚yczÄ™ przyjemnego dnia.
Odłożyła słuchawkę.
17
Nic innego mi nie pozostało, jak chwycić palcami te tabele i... Postanowiłem sobie
ułatwić naukę i podzieliłem wszystkie dane na dwie grupy: wiek i płeć. Na przykład: jeden
facet mieszkał z trzema kobietami. Jedną okładał pejczem (jej nazwisko było nazwą ulicy, a
jej wiek numerem okręgu pocztowego), z drugą uprawiał tylko miłość francuską (jak wyżej),
a z trzecią wiał się klasycznie (jak wyżej). W ten mój system włączyłem także grupy ryzyka,
na przykład homos, a jeden z nich miał 33 lata (nazywał się Manfred Avenue)... i. tak dalej... i
tak dalej. Jestem pewien, że nie wpuściliby mnie pod ten szklany klosz, gdyby wiedzieli, co ja
sobie myślę, patrząc na egzaminacyjne przykłady. Ci wymyśleni przeze mnie ludzie stawali
się coraz bliżsi i coraz lepiej mi znani. Mimo wszystko, czasami nie mogłem opanować tych
wszystkich  orgii pętających się po mojej głowie. Przy pierwszym podejściu udało mi się
tylko w 94 procentach. Dziesięć dni pózniej, przy egzaminie poprawkowym wiedziałem już
bezbłędnie, kto kogo i jak pierdoli - osiągnąłem maksimum. Sto procent właściwie
posegregowanej korespondencji w ciągu pięciu minut. Wręczono mi nawet kiepsko
skopiowany dyplom z życzeniami pomyślnej pracy od samego szefa naszego urzędu.
18 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl