[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Za olszynami, niedaleko od zagrody Grybojeda : wykopali ziemiankÄ™ i tak jÄ… zamaskowali
mchem i gałęziami, że z odległości dziesięciu kroków nie można było odgadnąć gdzie ona jest.
W środku ustawili sklepany z blachy piecyk, dobrze w nim napalili i którejś nocy przed Zwiętem
Rewolucji przenieśli się do ziemianki. Ale oczywiście nie niożna było wysiedzieć w środku bez
wyłażenia, bo potrzebne było jedzenie i odzież toteż po nocach wojskowi przychodzili do
Grybojeda, a i on nierzadko ich odwiedzał. Dopóki nie spadł śnieg, niczego nie można było
zauważyć, ale potem zaczęły zostawać coraz wyrazniejsze ślady, widać było nawet wydeptaną w
śniegu ścieżkę, prowadzącą z zagrody do olszynowego zagajnika. Grybojed ukrywał
wszystko jak umiał przed policją, sąsiadami i w ogóle przed spojrzeniem z boku, ale i tak znalezli
się zli ludzie, którzy coś tam zauważyli i donieśli Niemcom.
Grybojeda uratował przypadek, albo jak on to nazywał los. Innym poszczęściło się mniej.
Tuż przed Nowym Rokiem skończyły się drwa, których trzeba było teraz dwa razy więcej niż
poprzednio, bo w ziemiance palono długo i często było przecież zimno, zwłaszcza rannym. Ale
porządnego drewna od dawna już brakowało w pobliżu Wy-
72
siełek. Mieszkańcy wsi jezdzili po dziesięć kilometrów w głąb puszczy. Któregoś ranka, jeszcze
przed świtem, Grybojed obudził Wołodzkę i zaprzągł kobyłkę do sań. Pojechali na znaną
Grybojedowi działkę rębną, gdzie już kilka lat temu ułożono w sagi drewno, przeznaczone na
stemple górnicze. Wojna przeszkodziła w wywiezieniu tego drewna do Donbasu. Poręba była
daleko, ale Grybojed miał nadzieję, że przed nocą sprawi się ze wszystkim i za jednym zamachem,
po ciemku, podrzuci trochę drzewa do ziemianki. Znieg, który prószył od rana, powinien
pozasypywać ślady.
Zdarzyło się jednak coś nieoczekiwanego. Kiedy /, załadowanymi saniami przejeżdżali przez
Krzywy Ruczaj, złamały się dwie podpórki, podtrzymujące kadłub sań. Bierwiona osiadły, a ich
końce zaczęły się wlec po śniegu; kobyłka starała się jak mogła, ale nie dawała rady wciągnąć
ciężaru pod górę. Trzeba było rozładowywać samie i wywozić drewno z jaru trzy razy, dlatego
porządnie się spóznili i dopiero o północy dojeżdżali do Wysiełek. Grybojed szedł obok kobyły, a
zmęczony Wołodzka siedział na drwach; nie wyspał się z rana i drzemał, ojciec spo-: glądał co
chwila do tyłu, w obawie, aby senny chło-I piec nie spadł z sań pod płozę.
Pozostały jeszcze ze dwa kilometry do ziemianki, kiedy Grybojed usłyszał strzały.
Było ich niewiele kilka razy huknęły karabiny, potrzeszczał trochę i umilkł automat. Doleciał
także krzyk a może tylko tak się wydawało a polom wszystko ucichło. Wystraszony
Grybojed, z niedobrym przeczuciem, sprowadził sanie z drogi i zostawiwszy je w świerkach razem
z Wołodzka, poleciał na przełaj przez las do ziemianki.
Nie podchodził blisko, ale i z daleka, w półmroku nocy zobaczył, że zdarzyło się nieszczęście.
Drz.wi
7:1
ziemianki były wyważone, na śniegu poniewierały ,!| się sienniki i jakieś galgany należące do
rannych, a dookoła pełno było obcych śladów. Tutaj właśnie doszło do strzelaniny, kilka
podniesionych przez Gry-bojeda łusek śmierdziało jeszcze prochem.
Grybojed pobiegł na przełaj przez głęboki śnieg i wprost przez strumień do swojej zagrody, ale z
daleka jeszcze usłyszał jak się tam panoszą policaje. Dolatywały stamtąd czyjeś donośne, władcze
okrzyki, płacz żony i nieznajome głosy. Rabowano zagro-, dę; okazało się potem, że policaje zabrali
rodzinę i całe mienie,
Grybojed ukrywał się w krzakach aż do chwili,! kiedy zobaczył trójkę sań odjeżdżającą gościńcem!
¦do miasteczka. RuszyÅ‚ wtedy ku swojej ograbionej! zagrodzie, ale z daleka jeszcze zobaczyÅ‚
żałosną! chałupkę z drzwiami otwartymi na oścież i zrozu-j miał, że wszystko przepadło. Nie
odważył się wejśćj na podwórko, myśląc, że zastawiono na niego jakf* pułapkę.
Wrócił do wystraszonego Wołodzki, powiedział mu, że zostali już tylko we dwóch, pozrzucał
drewoc i skierował sanie w najgłębszą puszczę. Zrobili sobie szałas pod świerkiem i drżąc z
zimna, przesiedzieli w nim dwa dni i dwie noce, dojadając resztkę chleba zabranego na porębę.
Zaczęli głodować. P
pogoniły Grybojeda do zagrody. Zasadzki już nie było. Grybojed pochodził trochę poj
wychłodzonej, dziwnie milczącej chacie, znalazł co? tam z odzieży i nabrał z dołu kartofli do
wiadra " więcej nic nie zostało. Te skromne resztki mieniaJ a także kartofle, uratowały ich w
pierwszych dniach! w puszczy, nie pozwalając zamarznąć albo umrzeć! z głodu. Potem zaczęli się
powoli urządzać. Zbudo-| wali małą ziemiankę w gąszczu i zmajstrowali pie-
74
cyk, który co prawda straszliwie dymił, ale dawał trochę ciepła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zdrowieiuroda.opx.pl
Jordan Robert KośÂ‚o Czasu Preqel Nowa Wiosna
Curnyn Lydia Polowanie na m晜źa czyli teoria szczelnej przykrywki
Gordon Lucy Bracia Rinucci 03 Wloskie zareczyny
Aldous Huxley Point Counter Point
Willow Springs Ranch 1 Ty Hard
Warren Murphy Destroyer 131 Wolf's Bane
Wilde Security 4 Running Wilde Tonya Burrows
Diana Palmer The Men Of Medicine R
Aubrey Ross [Sensual Captivity 05] Seer (pdf)
00_Program nauki_Technik ekonomista 341 02