[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bestia dopadnie labiryntu tuneli po dru giej stronie.
Potwór jednak zwalniał, jakby zepsuł się jakiś poruszający go mechanizm. Krew tryskała
mu ze straszliwej rany w piersi i zataczał się z boku na bok, jak pijany. Nagle potknął się,
zachwiał i przewrócił na bok... Lecąc głową w dół runął w przepaść. Dziewczyna i szkatuła
klejnotów wypadły mu z pozbawionych czucia łap. Przerazliwy krzyk Murieli zagłuszył ryk
pędzącej w dole rzeki. Conan znajdował się prawie pod miejscem, z którego spadali. Potwór
otarł się o niższy most i poleciał w dół, ale wymachująca rękami i nogami dziewczyna zawisła na
skalnym łuku. Szkatuła upadła na skraj mostu tuż przy niej. Każda z nich upadła jednak po
innej ręce Conana. Każda leżała w zasięgu ręki. Przez ułamek sekundy szkatuła chybotała się
na krawędzi mostu, a Muriela wisząc na jednej ręce patrzyła na Conana oczami pełnymi
śmiertelnego lęku, z krzykiem rozpaczy na ustach.
Conan nie zastanawiał się, nawet nie spojrzał na szkatułę kryjącą bogactwo epoki. Z
szybkością, która zdziwiłaby głodnego jaguara, pochylił się, chwycił ramię dziewczyny w chwili,
gdy jej ręce ześlizgiwały się z gładkiego kamienia i jednym ruchem postawił ją na moście.
Szkatuła spadła i uderzyła sto stóp niżej o powierzchnię płynącej wody, w której znikły już
zwłoki sługi Bit-Yakina. Plusk i fontanna bryzgów oznaczyły miejsce, w którym Zęby Gwahlura
zniknęły na zawsze dla ludzkich oczu. Conan ledwie rzucił na to wzrokiem. Pomknął jak kot
przez most i wbiegł po schodach, niosąc bezwładną dziewczynę, jak gdyby była niemowlęciem.
Wchodząc na górny most usłyszał ohydne wycia. Spojrzał przez ramię i ujrzał stwory
wpadające z powrotem do jaskini. Z ich obnażonych kłów kapała krew. Rycząc mściwie, pędziły
po schodach wiodących z półki na półkę.
Conan bezceremonialnie zarzucił sobie dziewczynę na ramię, przebiegł tunel i zaczął
opuszczać się w dół; sam był podobny do małpy, gdy tak przerzucał się od chwytu do chwytu z
karkołomnym zuchwalstwem. Gdy zwierzęce pyski wyjrzały przez otwór, Cymmerianin z
dziewczyną właśnie znikali w otaczającej skalny pierścień dżungli.
- No - powiedział Conan, stawiając dziewczynę na nogi w bezpiecznym zaciszu gałęzi -
mamy teraz sporo czasu. Nie sądzę, żeby te bestie ścigały nas aż tutaj. W każdym razie mam tu
konia uwiązanego u wodopoju, o ile lwy go nie zjadły. Na Croma i do diabła! Dlaczego teraz
płaczesz?
Ukryła zalaną łzami twarz w dłoniach i szloch wstrząsał jej szczupłymi ramionami.
- Straciłam twoje klejnoty - jęczała żałośnie - To moja wina. Gdybym cię posłuchała i
została na półce, ta bestia nigdy by mnie nie zobaczyła. Powinieneś był złapać kamienie i
pozwolić mi utonąć!
- Tak, chyba powinienem - zgodził się - ale zapomnijmy o tym. Nigdy nie martw się tym,
co minęło. I przestań płakać, dobrze? Teraz lepiej. Chodz!
- To znaczy, że chcesz mnie zatrzymać? Zabrać ze sobą? - pytała z nadzieją w głosie.
- Co innego mógłbym z tobą zrobić? - obrzucił aprobującym spojrzeniem jej postać i
uśmiechnął się na widok rozdartej spódniczki odsłaniającej wspaniałe obszary kuszących,
toczonych w kości słoniowej okrągłości. - Znajdę użytek dla takiej aktorki jak ty.
- Nie mamy po co wracać do Keshii. W Keshanie nie ma już nic, czego bym chciał.
Pojedziemy do Puntu. Puntyjczycy oddają cześć bogini z kości słoniowej i wypłukują z rzek
złoto plecionymi koszykami. Powiem im, że Keshan spiskuje z Thutmekrim, by ich podbić - co
jest prawdą - i że bogowie przysłali mnie, bym ich bronił - za jakieś parę worków złota. Jeżeli
zdołam przemycić cię do ich świątyni, abyś zamieniła się miejscami z ich boginią... Zedrzemy z
nich wszystko, do ostatniego złotego zęba! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl