[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odległe i migotliwe jak...
- Wstawaj! - Rozległ się szorstki męski głos tu\ przy moim uchu. - Myślałem, \e
lepiej sobie z tym radzisz!
Coś wybuchło o centymetr od mojego policzka. Odwróciłam głowę i zobaczyłam
obsceniczny uśmiech Junipero Serry.
Jesse jednym szarpnięciem postawił mnie na nogi, a następnie pociągnął w stronę
pasa\u przed budynkiem.
11
Wróciliśmy do klasy pana Waldena. Nie wiem, w jaki sposób, ale nam się to udało.
Głowa posągu przez cały czas gnała za nami, prując powietrze ze złowieszczym świstem, jak-
by ojciec Serra coś wykrzykiwał. W końcu z impetem kuli armatniej wyr\nęła w cię\kie
drewniane drzwi w momencie, w którym zatrzasnęliśmy je za sobą.
- Jesus Cristo - wysapał Jesse, kiedy staliśmy, dysząc z wysiłku, oparci plecami o
drzwi, jakbyśmy własnym cię\arem byli w stanie powstrzymać Heather, która mogła przejść
przez ścianę, jeśli tylko miałaby na to ochotę. -  Potrafię sama sobie radzić , powiedziałaś.
 Muszę się tylko jej pozbyć , powiedziałaś. Zwietnie!
Starałam się oddychać równo i myśleć o tym, co robić dalej. Nigdy nie widziałam
czegoÅ› podobnego. Nigdy.
- Zamknij się - burknęłam.
- Truposz. - Jesse odwrócił głowę w moją stronę. Jego pierś wznosiła się i opadała
rytmicznie. - Czy zdajesz sobie sprawę, \e tak właśnie mnie nazwałaś? To zabolało, querida.
NaprawdÄ™.
- Mówiłam ci... - Coś cię\kiego waliło w drzwi. Czułam, jak uderza w mój kręgosłup.
Nie trzeba być geniuszem, \eby się domyślić, \e to głowa fundatora pewnej szkoły misyjnej. -
.. .\ebyś mnie nie nazywał w ten sposób.
- Dobrze, byłbym wdzięczny, gdybyś nie wyra\ała się pogardliwie na temat mojej...
- Posłuchaj, te drzwi nie będą się trzymały wiecznie.
- Nie - zgodził się Jesse. Akurat wtedy metalowa głowa przebiła się częściowo przez
drzwi w miejscu, które udało jej się nadwyrę\yć. - Czy mogę coś zasugerować?
Patrzyłam, przera\ona, na głowę, która tkwiła w drzwiach, gapiąc się na mnie
zimnymi brązowymi oczami. To wariactwo, ale mogłabym przysiąc, \e się do mnie
uśmiechała.
- Pewnie - wysapałam.
- Biegnij.
Bez namysłu posłuchałam jego rady. Podbiegłam do parapetu i, nie zwracając uwagi
na ostre kawałki szkła, wskoczyłam na niego. Otwarcie okna zajęło mi tylko parę sekund, ale
Jesse, który nadał zmagał się z czymś, co przypominało wyjący huragan, i tak zdą\ył
powiedzieć:
- Hm, czy mogłabyś się pośpieszyć?
Zeskoczyłam na parking. Zabawne, \e gdy stało się na zewnątrz grubych murów
Misji, nie sposób było się zorientować, \e wewnątrz szaleją siły nadprzyrodzone. Na parkingu
nadal było pusto. Panowała cisza, jeśli nie liczyć dobiegającego z oddali łagodnego szumu
oceanu.
- Jesse! - syknęłam w stronę okna. - Chodz! - Nie wiedziałam, czy Heather nie będzie
miała ochoty wyładować wściekłości na kimś niewinnym, zamiast na mnie, ani te\, czy Jesse
tak\e ma w zanadrzu jakieś sztuczki, w rodzaju tej z głową posągu. Wiedziałam tylko, \e im
prędzej oboje znajdziemy się poza zasięgiem jej złości, tym lepiej.
Pozwolę sobie w tym miejscu zaznaczyć, \e nie jestem tchórzem. Ale nie jestem tak\e
kretynką. Uwa\am, \e kiedy mamy do czynienia z siłą, której nie jesteśmy wstanie stawić
czoła, nie pozostaje nic innego jak ucieczka.
Nie nale\y jednak zostawiać nikogo w potrzebie.
- Jesse! - wrzasnęłam przez okno.
- Wydawało mi się, \e mówiłem - odezwał się mocno poirytowany głos za moimi
plecami - \ebyś uciekała.
Sapnęłam z wra\enia i zakręciłam się na pięcie. Jesse stał na asfaltowym parkingu,
plecami do ksiÄ™\yca, z twarzÄ… w cieniu.
- O, mój Bo\e. - Serce biło mi tak mocno, \e o mało nie eksplodowało. Nigdy w \yciu
tak się nie przestraszyłam. Nigdy.
Mo\e dlatego zrobiłam to, co zrobiłam, a mianowicie chwyciłam Jessego za koszulę.
- O, mój Bo\e - wysapałam znowu. - Jesse, nic ci nie jest?
- Oczywiście, \e nic. - Wydawał się zdziwiony tym pytaniem. To chyba rzeczywiście
było głupie z mojej strony. W jaki sposób Heather mo\e zaszkodzić Jessemu? Przecie\ go nie
zabije. - A czy tobie nic się nie stało?
- Mnie? Wszystko w porządku. - Spojrzałam w stronę ciemnych okien klasy pana
Waldena. - Czy myślisz, \e ona... skończyła?
- Na razie - odparł Jesse.
- Skąd wiesz? - Stwierdziłam niezwykle zdumiona, \e cała , się trzęsę. - Skąd wiesz,
\e zaraz nie przelezie przez ścianę i nie zacznie wyrywać drzew, \eby w nas nimi rzucać?
Jesse pokręcił głową. Zauwa\yłam, \e się uśmiecha. Jak na kogoś, kto zmarł, zanim
wynaleziono ortodoncję, miał bardzo ładne zęby. Prawie tak ładne jak Bryce.
- Nie zrobi tego.
- Skąd mo\esz wiedzieć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl