[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hain nigdy nie lubił fanatyków, zbawców, wizjonerów, ale nie bardzo mieli co
do roboty, więc podjął dyskusję.
255
 Powiedz mi, Skander. Czy chciałbyś wrócić? To znaczy  gdybyś mógł.
Przypuśćmy, że dostaniesz to, czego chcesz. Czy wróciłbyś, czy też zostałbyś
tutaj?
 Myślę, że mógłbym dożyć swoich dni tutaj, gdybym rzeczywiście dostał
to, czego chcę  odpowiedział Skander uczciwie.  Lubię to miejsce. A ty? Czy
ty byś wrócił?
 Tylko jako Królowa Matka cesarstwa Akkafii  odparł Hain bez waha-
nia.  Przy boku mojego ukochanego Pana Azkfru. Wróciłbym tylko po to, aby
sprawować władzę, Skander. Po nic innego.
Ortega popełzł ku nim. W dłoniach dzierżył małe pistolety, jeden położył obok
Skandera, a drugi przed Heinem.
 Pistolety dla wszystkich  powiedział swobodnie.  Miłe małe maszynki
energetyczne. Będą tu działać, jak w każdym wysokotechnologicznym sześcioką-
cie. Będą skuteczne wobec każdego prócz mnie. Zapobiegnie temu milutki mały
obwodzik.
Skander sięgnął po pistolet i zważył go w dłoni. Nagle uczony Umiau spojrzał
prosto w duże brązowe oczy Ortegi.
 Spodziewasz się, że skoro wejdziemy do Studni i poznamy sposób jej dzia-
łania, rozpęta się piekło. Pózniej wykończysz zwycięzcę.
Ortega uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
 To zależy od was  odpowiedział spokojnie.  Możecie zawrzeć ugodę ze
mną albo wzajemną, albo też zrobić tak jak mówisz i strzelać do siebie. W każdym
przypadku wygrana przypadnie mnie.  Oddalił się swym wężowym ruchem, by
rozdzielić pistolety wśród pozostałych, chichocząc cicho.
 Sukinsyn  skomentował Hain.  On jeszcze nie wie, na co stać Wróżbitę
i Rela, prawda? Ciekawe, jakÄ… ma na to obronÄ™?
 Myślę, że wie  odparł Skander.  To sprytny pirat. Liczy, że zajmiemy
się tymi z Północy. I  niech go diabli  musimy! Musimy to zrobić albo ten
mały błyskający sukinsyn wszystkich nas dostanie!
Powinieneś dziękować, że wąż przetransportował cię do Zwiata Studni  po-
wiedział Hain otwarcie.  W przeciwnym razie rządziłby teraz całą tą cholerną
galaktykÄ….
Varnett podszedł do Brazila, który nadal milczał z twarzą zwróconą w stronę
Bariery Równikowej.
 Brazil?  rzucił cicho.  Nie śpisz?
Nathan Brazil odwrócił się powoli w jego stronę.
 Oczywiście, że nie śpię  powiedział.  Tak sobie myślałem. . . Wiesz. . .
podobała mi się ta wyprawa. Nawet bardzo.
Teraz dobiegła kresu. Koniec. To tak jak z wszystkimi innymi epizodami
w moim życiu. Muszę się więc pozbierać i nie wstawać.
256
Varnett był zaskoczony:  Zupełnie cię nie rozumiem, Brazil. To ty zajmujesz
miejsce pilota. Tylko ty wiesz, co jest po tamtej stronie  bo przecież wiesz,
prawda? Masz dziewczynę, która cię kocha, masz przed sobą przyszłość. Co cię
gryzie?
Brazil powoli potrząsnął głową.
 Przede mną nie ma przyszłości, Varnett  odpowiedział.  Ta część wiel-
kiej gry dobiegła końca. Znam zakończenie i wcale mi się ono nie podoba. Nie
jestem w potrzasku, Varnett. Ciąży na mnie przekleństwo. To małe urozmaicenie
pomogło mi, ale znowu nie aż tak bardzo, ponieważ przyniosło ze sobą tyle bólu
i tęsknoty. A co się tyczy Wuju. . . ona nie mnie kocha.
Odczuwa głęboką potrzebę, by być kochaną. Kocha symbol, coś, co Nathan
Brazil jej ofiarował, co zrobił dla niej, sposób, w jaki reagował na jej istnienie.
Pragnie ona jednak, bym dał jej to, czego dać nie mogę. Ona pragnie swej wy-
śnionej normalności. -
Przesunął się wyciągając nogi przed siebie. Nadal patrzał ku barierze, unika-
jąc wzroku tamtych.  Ja nie jestem normalny, Varnett  powiedział ze smut-
kiem.  Mogę dać jej to, czego chce, potrzebuje, na co zasługuje. Mogę to dać
każdemu z was. Ale. . . cóż, nie mogę uczestniczyć. Na tym polega przekleństwo.
 Dla mnie brzmi to jak wyolbrzymiona skłonność do litowania się nad
sobą  powiedział Varnett szyderczo.  Dlaczego więc nie bierzesz tego, co
chcesz, jeśli wszystko możesz?
Brazil westchnął:  Dowiesz się, i to niedługo. Chcę po prostu, żebyś sobie
to zapamiętał, Varnett. Pamiętaj o tym cały czas, wtedy, gdy będziesz już tam, po
drugiej stronie. W środku nie będę się różnił od każdego z was.
 Czego chciałbyś, gdybyś w ogóle mógł mieć cokolwiek?  Spytał Varnett,
nadal oszołomiony.
Brazil spojrzał na niego z powagą i smutkiem. Na jego twarzy odbijała się
wewnętrzna udręka.
 Chciałbym umrzeć, chłopcze. Chciałbym umrzeć wreszcie  ale nie mogę.
Nie ze wszystkim. A tak bardzo pragnę. Varnett potrząsnął głową, nie pojmując.
 Nic mogę cię zrozumieć, Brazil. Po prostu nie mogę.
 A czego ty chcesz, Varnett?  spytał Brazil ostro, zmieniając ton.  Czego
byÅ› pragnÄ…Å‚ dla siebie?
 Wiele o tym myślałem  odpowiedział tamten.  Mam zaledwie pięt-
naście lat, Brazil. Piętnaście. Mój świat zawsze stanowili odczłowieczeni ludzie
i zimna matematyka. Teraz jestem jednak najstarszym piętnastolatkiem swojej ra-
sy. Myślę, że może chciałbym cieszyć się życiem, cieszyć się ludzkim życiem
i jakoś wnieść swój mały wkład do ogólnego postępu. Zatrzymać ten pęd na łeb
na szyję ludzkiej rasy do piekła Markowa i spróbować zbudować społeczeństwo
takie, jakie  według nadziei tamtych  miało wyrosnąć z tych dziesiątków
tysięcy kultur i ras. W Studni Markowa tkwi wielkość, możliwości być może
257
nie wykorzystane, ale ogromne. Chciałbym ujrzeć, jak te nadzieje się spełniają,
chciałbym rozwiązać równanie, którego Markowianom nie udało się dokończyć.
 I ja bym tego chciał chłopcze  odpowiedział Brazil z przejęciem. 
Tylko wtedy bowiem mógłbym umrzeć.
 Siedem godzin!  rozbrzmiał głos Ortegi, przerywając ciszę.  To prawie
już!  jego głos załamywał się wskutek emocji.
Brazil odwrócił się powoli w stronę pozostałych. Wszyscy stłoczyli się tuż
przy samej barierze.
 Nie martwcie się  zapewnił ich.  Otworzy się przede mną. Pojawi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl