[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z tym sejfem, otworzył go czy nie?
 W każdym razie usunął, bo na pogorzelisku już nie ma sejfu. Sama zaraz zoba-
czysz.
 Piwo jest zimne  zawiadomił Bartek.
 Bardzo dobrze. Czekajcie, schowam resztę do lodówki...
Rychło pożałowałam, że nie mam słuchu dzikiego zwierzęcia, bo melanż akustyczny
panował tam potężny. Wśród krzyków, trzasków, huków i ogólnego rejwachu ledwo od
73
czasu do czasu udawało się wyodrębnić fragmenty zrozumiałych słów. Być może wy-
wrzeszczanych głośniej albo bliżej kamery. Najlepiej wychodziły okrzyki strażaków, ale
i ludzie robili, co mogli.
 ...żyli bombę... zabrzmiało wyrazniej oraz  ...dnego nie trafi... , co odczytaliśmy
zgodnie jako:  na biednego nie trafiło ,  ...tu chodził... ,  ...się czaił! ,  ...patrywał, jak by
tu... ,  ...się kręcił... , wszystkie te słowa padły z ust baby o przenikliwym głosie.  Tam na
lewo!... i  ...gruchnie!... zagrzmiało bardzo gromko i wtedy właśnie oberwał się balkon.
Reszta stanowiła mieszaninę pourywanych wyrazów obaw, przypuszczeń co do przy-
czyny pożaru, hochsztaplerstwa pogorzelca, jego wrogów i ogólnej kary boskiej.
 Należałoby to wszystko zapisać...  zaczęłam i umilkłam.
Wpadło mi nagle w ucho coś, co zabrzmiało jak  Grocholski . Możliwe, że oddzielnie
usłyszałam  Grocho... , a oddzielnie  ...cholski , ale razem stworzyło Grocholskiego.
 Hej, czy ja mam omamy słuchowe?  spytałam z niepokojem.  Też to słyszeli-
ście? Mnie się wydaje, że powiedzieli  Grocholski ?
 Mnie też  powiedział Bartek.
 No Grocholski, zgadza się  przyświadczyła niecierpliwie Martusia.  Ten po-
gorzelec.
 Jaki pogorzelec?
 No ten, co się spalił. Ten właściciel! On się nazywa Grocholski, Pawełek się dowie-
dział, jak robił dokrętkę.
 Jezus Mario  powiedziałam ze zgrozą. Martusia się zdziwiła.
 O co biega? Grocholski. Mamy go przecież w scenariuszu?
 Zwariowałaś! Grocholski to jest prawdziwy facet! Były prokurator, wmieszany
w stare przestępstwa...
 Złoczyństwa...
 Niech ci będzie, w historyczne złoczyństwa! Miałyśmy mu zmienić nazwisko i już
go wtryniłyśmy do telewizji! Niech ja końskim włosiem porosnę, na co oni trafili...?!!!
 Kto...?
 Kajtek i Pawełek... No dobrze, w odwrotnej kolejności, wszystko jedno!
 Dajcie piwa!!!  krzyknęła Martusia rozdzierająco.
 Ja przyniosę  zaofiarował się Bartek.  Mogę sam wyjąć z lodówki?
 Możesz, możesz, rób, co chcesz...
Przerażająca prawda objawiła nam się w całej okazałości. Nic dziwnego, że do współ-
czesnego kryminalnego scenariusza pchały mi się tak natrętnie dawne czasy. Okropny
trup Słodkiego Kocia stanowił ogniwo, łączące przeszłość z terazniejszością, już rzeczy-
wiście nie mogło mi się nic lepszego przytrafić, skoro musiałam znalezć trupa, nie dało
się napatoczyć na łatwiejszego...? Klątwa czy co...?
74
 No to ja nie wiem, co zrobimy  rzekła Martusia, ochłonąwszy pod wpływem
zimnego napoju.  Czy on, ten Grocholski, nie pasuje nam za dobrze?
 Odciąć się trzeba  zadecydowałam stanowczo.  I nie martw się, damy radę, ja
jestem do takich rzeczy przyzwyczajona.
 Do jakich rzeczy?  zaciekawił się Bartek.
 Do trafiania w środek tarczy. Co jakąś zbrodnię albo inną podobną rozrywkę wy-
myślę, okazuje się, że właśnie takie się przydarzyło. Muszę chyba miewać jasnowidze-
nia, względnie podświadomość, która lepiej się we mnie trzyma niż te kretyńskie szare
komórki, z wiekiem wybrakowane.
 No dobrze, to właściwie... Skoro prawdziwy Grocholski został podpalony...  za-
częła Martusia ostrożnie.  To co musimy zmienić...?
 Nic. Nazwisko. Reszta pasuje idealnie. Współczesne przekręty to szmal, nie? Nie
robi tego młodzież tuż po maturze, ani nawet tuż po dyplomie, tylko ludzie w sile wie-
ku. Każdy się rwie do tej kopalni złota i jedni drugim świnię podkładają, żeby ich wy-
gryzć, a posługują się, czym popadnie. W naszym wypadku utajnionymi kompromita-
cjami albo... no dobrze, złoczyństwami. Ograniczymy trochę całą imprezę, żeby nabrała
charakteru kameralnego, do odkryć przyczyni się nieszczęśliwa miłość tej, jak jej tam...
Malwiny, potem zabijemy Lipczaka...
 Ale też pod innym nazwiskiem?
 No pewnie. A potem ten cały Płatek, bo na nim stoimy, spróbuje rąbnąć kogokol-
wiek. Kogo wolisz? Tycia, na przykład? Dominika? Malwinę może, co? Za dużo zoba-
czyła i odgadła...
 Kto to jest Malwina?  spytał z zainteresowaniem Bartek.
 Ela  odparła ponuro Martusia.  U nas ona robi za taką harpię, oszalałą z mi-
łości do Marka, który jej wcale nie chce...
 Zaraz. A Marek, to kto?
 Jurek. Ale nie musi być kierownikiem redakcji, może mu damy wyższe stanowi-
sko, może zastąpi Tycia.
 A sam Tycio nie może być...?
 Nie może, za gruby  powiedziałam stanowczo.  Mnie się takie rzeczy narzu- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl