[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkich moich siostrzeńców i siostrzenic w rozmaitym wieku, od niemowlęcego.
- Aha! Także moje! - podchwyciła Bułeczka. - Okropne! Miałam wtedy trzy lata. Zezuję i
trzymam w objęciach foksteriera.
- Myślę, że ciocia - zwróciła się panna Marple do Patryka - ma wiele pańskich fotografii?
- Cóż... My jesteśmy bardzo daleko spokrewnieni - odpowiedział.
- Zdaje mi się, Pat, że Elinor przysłała mi raz twoje zdjęcie jako niemowlęcia - uśmiechnęła
siÄ™ panna Blacklock.
- Ale nie zachowałam go chyba. Prawdę mówiąc, nie pamiętam nawet, ile dzieci miała Elinor
i jakie im dała imiona. Dowiedziałam się tego, kiedy napisała mi, że jesteście w Anglii.
- Jeszcze jeden znak naszych czasów - powiedziała panna Marple. - Często nie zna się dzisiaj
wcale młodszego pokolenia krewniaków. Byłoby to niepodobieństwem dawniej, gdy
urzÄ…dzano wielkie zjazdy familijne.
- Matkę Pata i Julii widziałam ostatni raz przed trzydziestu laty, na jej weselu. Aadna była z
niej wtedy dziewczyna - powiedziała pani domu.
- Dlatego też ma takie ładne dzieci - uśmiechnął się Patryk.
- Ciociu! - zawołała Julia. - Przecież ty masz wspaniały stary album! Pamiętasz? Oglądaliśmy
go któregoś dnia. Ach, te kapelusze!
- A uważałyśmy się wówczas za elegantki - westchnęła panna Blacklock.
- Nic dziwnego, ciociu Letty - roześmiał się Patryk. - Za jakieś trzydzieści lat Julia natknie się
na swoje zdjęcie i również powie, że wyglądała jak czupiradło.
- Czy poruszyłaś, ciociu, temat celowo? - zapytała Bułeczka, gdy z panną Marple wracały na
probostwo. - Mam na myśli całą tę rozmowę o fotografiach.
- Widzisz, moja droga, dzięki temu zdobyłam interesującą wiadomość, że panna Blacklock do
niedawna wcale nie znała siostrzenicy ani siostrzeńca... Tak... Sądzę, że inspektor Craddock
także będzie tym bardzo zainteresowany.
ROZDZIAA DWUNASTY
PRZEDPOAUDNIOWE GODZINY W CHIPPING CLEGHORN
1
Edmund Swettenham niepewnie usiadł na walcu ogrodowym.
- Dzień dobry, Filipo.
- Dzień dobry.
- Pracujesz ciężko?
- Umiarkowanie.
- A co robisz?
- Nie widzisz?
- Nie widzÄ™. Nie jestem ogrodnikiem. DÅ‚ubiesz w ziemi i tyle.
- Przepikowuję sałatę.
- Przepikowujesz? Dziwaczne wyrażenie!
- %7łyczysz sobie czegoś? - zapytała chłodno.
- Naturalnie! %7łyczę sobie patrzeć na ciebie. Spojrzała nań z ukosa.
- Wolałabym, żebyś tutaj nie przychodził. Pani Lucas będzie niezadowolona.
- Jest przeciwna twoim wielbicielom?
- Nie pleć głupstw!
- Wielbiciel to właściwe określenie. Wiernie oddaje moją sytuację. Uwielbienie na przyzwoitą
odległość, ale z uporem.
- Idz sobie! ProszÄ™ ciÄ™, Edmundzie. Nie masz tu nic do roboty.
- Omyłka - podchwycił z nutą triumfu. - Mam tu coś do roboty! Dziś z rana pani Lucas
zatelefonowała do mojej mamy i powiedziała, że ma mnóstwo dyń.
- Tak. Całe stosy.
- I że za słoik miodu może dać ich parę.
- O! To nieuczciwa zamiana. Obecnie trudno znalezć nabywców na dynie. Wszyscy sami
mają ich mnóstwo.
- Ma się rozumieć. Właśnie dlatego pani Lucas telefonowała. Poprzednim razem proponowała
zbierane mleko... Uważasz? Zbierane!... Za sałatę! A był to początek sezonu i jedna główka
sałaty kosztowała szylinga.
Filipa nic nie powiedziała. Edmund wyciągnął z kieszeni słoik miodu.
- Spójrz - powiedział. - To moje alibi, najoczywistsze, nieodparte. Jeżeli pojawi się tu
wydatny biust pani Lucas, powiem, oczywiście, że przyszedłem po te dynie. O chęć flirtu
niepodobna mnie będzie posądzić.
- Aha... Rozumiem.
- Och, Filipo, dlaczego jesteś taka? - wybuchnął nagle. - Co kryją twoje piękne, regularne
rysy? Co myślisz? Co czujesz? Jesteś szczęśliwa, zrozpaczona, pełna lęku? Jaka? Coś musi
dziać się w tobie.
- Jest to wyłącznie moja sprawa.
- I moja także. Chcę, abyś coś mówiła. Chcę zgłębić myśli w tej twojej spokojnej głowie.
Mam prawo wiedzieć. Słowo daję! Nie chciałem zakochać się w tobie. Chciałem siedzieć
spokojnie i pisać książkę o tym, jak podły jest świat. Diablo łatwo się mądrzyć na temat
podłości wszystkich i wszystkiego. To zresztą kwestia przyzwyczajenia. Wszystko jest
kwestiÄ… przyzwyczajenia i mody. Po tamtej wojnie ludzie zbzikowali na punkcie seksu. Teraz
przyszła kolej na frustrację. To wychodzi na jedno. Ale czemu o tym wszystkim gadamy?
Zacząłem mówić o nas dwojgu. No i zbiłaś mnie z tropu. Nie pośpieszyłaś z pomocą.
- Czego ty chcesz ode mnie? Co miałam zrobić?
- Mówić! Mówić o wszystkim. Co z twoim mężem? Wielbisz go, a on nie żyje, więc
zamknęłaś się niby ostryga? Czy tak? Niech będzie! Wielbisz go, a on nie żyje. Mężowie
innych dziewczyn, bardzo wielu dziewczyn, także nie żyją, a niektóre naprawdę ich kochały.
No i opowiadają o tym w barach, popłakują trochę, jak się zaleją, a pózniej idą z kimś do
łóżka, dla poprawy samopoczucia. To jeden ze sposobów przełamania impasu. I ty, Filipo,
musisz jakoś swój impas przełamać. Jesteś młoda. Jesteś ładna i ja kocham cię, jak wszyscy
diabli! Mów o tym swoim mężu, powiedz mi o nim wszystko.
- Nie mam nic do powiedzenia. Poznaliśmy się i pobraliśmy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl