[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stworzeń, które dzieliły się planetą Ziemią. Cała ludzka rasa, ze swymi marzeniami i lękami,
triumfami i kaprysami, może być ledwie incydentem w historii świata. Kiedy zatrzymał się
przed monstrualnymi kośćmi diplodocusa (dzieci choć na chwilę oniemiały z wrażenia),
duszę przeszył mu podmuch wiatru Wieczności. Już nie traktował poważnie ostróg ambicji,
wiary, że naród powierzył mu misję. J a k i właściwie n a r ó d, jeśli już o to chodzi? W lecie
upłynie zaledwie dwieście lat od podpisania Deklaracji Niepodległości; a ten oto rdzenny
Amerykanin leżał w skałach stanu Utah przez sto milionów lat...
Opadał już z sił, kiedy dotarli do działu życia oceanicznego, który dobitnie przypominał, że
na Ziemi wciąż żyją zwierzęta większe od wszelkich istot, jakimi chełpiła się przeszłość.
Plusk zanurzającego się wieloryba błękitnego długości dziewięćdziesięciu stóp wraz z innymi
śmigłymi władcami mórz przypomniał mu godziny spędzone niegdyś na maleńkim, lśniącym
pokładzie z białym, łopoczącym nad głową żaglem. To jeszcze jedna chwila z przeszłości,
kiedy zaznał szczęścia, wsłuchując się w szelest rozpruwanych dziobem fal i westchnień
szarpanych wiatrem lin. Od trzydziestu lat nie żeglował; jeszcze jedna z uciech tego świata,
która poszła w odstawkę.
- Nie lubię ryb - narzekała Susan. - Kiedy wreszcie pójdziemy do węży?
- Za chwilę - odpowiedział. - Ale po co się spieszyć? Zostało jeszcze tyle czasu.
Wypowiedział te słowa bez namysłu. Zwolnił kroku, gdy dzieci pobiegły przodem.
Uśmiechnął się bez żalu. Bo w pewnym sensie miał przecież rację. Rzeczywiście zostało
jeszcze dużo czasu. Każdy dzień, każda godzina obiecywała wszechświat doznań, jeśli tylko
się ją należycie wykorzysta. W ostatnich tygodniach swego życia zacznie naprawdę żyć.
W biurze nikt nic na razie nie podejrzewał. Nawet jego wycieczka z dziećmi nikogo zbytnio
nie zaskoczyła; już wcześniej zdarzało mu się odwoływać nagle wszystkie umówione
spotkania i powierzać swoim podwładnym załatwienie najpilniejszych spraw. Nie widać było
jeszcze zasadniczych zmian w jego trybie życia, ale już za kilka dni wszyscy
współpracownicy zorientują się, że zaszło coś niezwykłego. Poczuwał się do obowiązku
wobec kolegów - i wobec partii - jak najszybciej wyznać prawdę; najpierw jednak chciał
podjąć wiele osobistych decyzji, z którymi musiał uporać się sam, zanim puści w ruch całą
machinę urzędową.
Miał jeszcze jeden powód do wahania. W długiej karierze rzadko dawał za wygraną; w ogniu
politycznej walki nikomu nie ustąpił ani na krok. A teraz, w obliczu ostatecznej klęski, z
obrzydzeniem wyobrażał sobie współczucie i kondolencje, którymi obsypie go niezwłocznie
ciżba wrogów. Zdawał sobie dobrze sprawę z głupoty takiego nastawienia - tlącej się jeszcze
niepohamowanej dumy, która była zbyt mocną cechą jego osobowości, żeby zgasnąć nawet w
cieniu śmierci.
Ponad dwa tygodnie nosił w sobie tajemnicę, od sali posiedzeń do Białego Domu, z Białego
Domu do Kapitolu, przez labirynty waszyngtońskiej socjety. Dokonał największego wyczynu
w swej karierze, ale nie było komu tego docenić. Pod koniec tego okresu miał już gotowy
plan działania; trzeba było jeszcze tylko wysłać kilka odręcznie napisanych listów i
zadzwonić do żony.
Sekretariat ustalił, nie bez trudności, jej adres w Rzymie. Wciąż jest piękna, pomyślał, kiedy
jej twarz pojawiła się na ekranie; świetnie nadawałaby się na Pierwszą Damę, co
przynajmniej częściowo wynagrodziłoby jej tyle zmarnowanych lat. Wydawało mu się, że
chętnie widziałaby się w tej roli, ale czy naprawdę kiedykolwiek ją rozumiał?
- Co słychać, Martin? Wiedziałam, że się w końcu odezwiesz. Zapewne chcesz, żebym
wróciła.
- A masz na to ochotę? - spytał cicho. Jego łagodny ton był dla niej wyjątkowym
zaskoczeniem.
- Przecież byłabym skończoną idiotką, gdybym nie chciała. Tylko umówmy się, że jeśli cię
nie wybiorÄ…, znowu siÄ™ wyniosÄ™.
- Nie wybiorą mnie. Nawet nie dostanę nominacji. Jesteś pierwszą osobą, która się o tym
dowiaduje, Diano. Za sześć miesięcy będę już na tamtym świecie.
Brutalna bezpośredniość tego wyznania miała swój cel. Ten ułamek sekundy, w którym fale
radiowe pomknęły do satelitów komunikacyjnych i z powrotem na Ziemię, nigdy dotąd nie
trwał tak długo. Po raz pierwszy udało mu się przeniknąć tę piękną maskę. Jej oczy rozwarły
się z niedowierzania, a dłoń odruchowo przykryła usta.
- Chyba żartujesz!
- To nie temat do żartów. Mówię poważnie. Serce mi wysiadło. Doktor Jordan powiedział mi
to dwa tygodnie temu. Moja w tym zasługa, ale nie ma co o tym mówić.
- To dlatego wziąłeś dzieci na spacer. Zastanawiałam się, co cię napadło.
Powinien był się domyślić, że Irena nie omieszka podzielić się radością z matką. Trudno o
lepsze podsumowanie życia rodzinnego Martina Steelmana, skoro najzwyklejszy objaw
zainteresowania własnymi wnukami wywołał sensację.
- Tak - przyznał bez ogródek. - Szkoda, że dopiero teraz się na to zdobyłem. Próbuję
nadrobić stracony czas. Nic innego mnie już nie obchodzi.
W milczeniu patrzyli sobie w oczy poprzez krzywiznę kuli ziemskiej i poprzez jałową
pustynię dzielących ich lat. Po chwili Diana odpowiedziała niepewnie: - Natychmiast
zabieram siÄ™ do pakowania.
Kiedy już rozeszła się wiadomość, odczuł wielką ulgę. Nawet współczucie wrogów łatwiej
mu było przełknąć, niż przypuszczał. Bo z dnia na dzień wrogowie stali się przyjaciółmi.
Ludzie, którzy całymi laty nie odezwali się do niego słowem, z wyjątkiem inwektyw, słali
teraz wyrazy szacunku, w których szczerość trudno było wątpić. Odwieczne kłótnie
wyparowały albo też okazały się wynikiem drobnych nieporozumień. Szkoda, że trzeba
stanąć u progu śmierci, żeby się o tym wszystkim dowiedzieć...
Dowiedział się także, że dla człowieka na takim stanowisku umieranie jest ciężką pracą.
Trzeba wyznaczyć następców, rozplątać prawne i finansowe węzły, dograć rozgrzebane
sprawy stanowe i w komitecie. Pracy całego energicznego życia nie da się zakończyć w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl