[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mi żyć.
- Nie powiem, jeśli ty nie zdradzisz mojego sekretu - przyrzekła Letty.
- Tego nie mogę ci obiecać - rzekł powoli Cabot. - Jestem winien Big-
glesworthom lojalność, Letty. Oni uważają, że wszyscy ludzie są uczciwi.
Widzisz więc, że to ja muszę dbać o ich interesy, bo oni sami tego nie
potrafią.
- Przecież nie zrobię im krzywdy - powiedziała Letty.
Cabot nie był co do tego przekonany.
- Wierzę ci na słowo. Ale co ze Sparkle'em?
- Przysięgam ci, że Nick nie ma z tym nic wspólnego. Absolutnie nic. -
Wahała się przez chwilę, czy powiedzieć mu więcej na temat jej rozstania
z Nickiem. Nie było teraz na to czasu. Wkrótce nadejdą Egłantyna i Angela.
61
Musiała go jakoś przekonać. - W Londynie wpadłam w tarapaty, Sammy,
to znaczy Cabot. Poszłam na stację St Pancras bez grosza przy duszy, nie
miałam dokąd pójść. Zastała mi tylko nadzieja na cud. I cud się zdarzył!
Gdy tam siedziałam, zobaczyłam, jak prawdziwa lady Agatha wyrzuca
swój bilet kolejowy. Więc go podniosłam.
- I przyjechałaś tutaj - dopowiedział Cabot.
Letty przytaknęła.
- Nie miałam zamiaru udawać lady Agathy, chciałam tylko wykorzy­
stać swoją szansę. Zostanę tu dzień albo dwa i wyjadę. Nie będę cię oszu­
kiwać, zabiorę ze sobą trochę rzeczy lady Agathy, ale obiecuję, że nie tknę
niczego, co należy do Bigglesworthow.
Przez chwilę Cabot uważnie się jej przyglądał.
- A gdzie jest lady Agatha?
- W podróży poślubnej. - Letty uśmiechnęła się melancholijnie na wi­
dok zdziwionej miny Cabota. -*• Właśnie dlatego wyrzuciła bilet. Jej przy­
szły mąż pognał za nią aż na stację kolejową. Skończony romantyk. „Zo­
staw wszystko i jedź ze mną, Agatho, teraz albo nigdy!"
Cabot potrząsnął głową.
- Biedni Bigglesworthowie.
Letty skrzywiła się, rozdrażniona.
- Mówiłam ci, że nie zrobię...
- Nie chodzi mi o ciebie, tylko o lady Agathę. Wybrała najgorszy mo­
ment na ucieczkę. Bigglesworthowie bardzo liczyli, że dopilnuje, by we­
sele panny Angeli odbyło się zgodnie z wszelkimi regułami.
- Przecież to nie mój problem, prawda? - powiedziała Letty na swoje
usprawiedliwienie. - Czy jestem tu, czy nie, Bigglesworthom nie robi to
najmniejszej różnicy.
- Gdyby wiedzieli, że lady Agatha ich zawiodła, mieliby jeszcze czas,
by znaleźć kogoś innego.
- Dwa dni niczego nie zmienią. - Spojrzała na niego błagalnie.
- No dobrze, Letty - powiedział zrezygnowany Cabot. - Dopóki bę­
dziesz się trzymać z daleka od tego, co należy do Bigglesworthow, nic nie
powiem. A lady Agatha będzie miała za swoje za tak niegodziwe potrak­
towanie szczęścia panny Angeli. Jeśli za trzy dni jeszcze tutaj będziesz,
pójdę do sir Elliota.
- Zrób to, co uważasz za stosowne.
Nie odpowiedział.
- Co ma zrobić Cabot? - spytała Eglantyna.
Letty odwróciła się i zobaczyła Eglantynę i Angelę stojące w drzwiach.
Jej twarz wygładziła się w uprzejmym wyrazie.
- Ma poszukać dla mnie świeżych truskawek. Najwyraźniej pani ku­
charka skrzętnie je ukrywa.
- Aha. - Eglantyna lekko pchnęła Angelę do pokoju. - Cabot, proszę
znaleźć truskawki dla lady Agathy.
- Natychmiast, proszę pani. - Cabot ukłonił się i wyszedł.
Eglantyna spojrzała na zegarek.
- Och, któraż to godzina! - zawołała. - Goście zjawią się lada moment,
a tyle jest jeszcze do zrobienia. Angelo, może dotrzymasz towarzystwa
lady Agacie, podczas gdy ja sprawdzę, czy należycie przygotowano pole
do krokieta?
Letty powstrzymała się od uśmiechu. Eglantyna mogła być bardziej sub­
telna przy aranżowaniu ich spotkania. Biedna Angela zarumieniła się, gdy
Eglantyna uciekła z pokoju.
- Przepraszam, jeśli się narzucam - powiedziała Angela.
- Wcale nie, panno Bigglesworth - odparła Letty. - Usiądzie pani ze
mną?
Angela usiadła z miną tak szczęśliwą, jakby właśnie stanęła przed in­
kwizycją. Wokół ust miała drobne linie i ciemne cienie pod oczami z bez­
senności. Eglantyna miała rację. Stanowczo coś było nie tak z przyszłą
panną młodą.
- Mam nadzieję, że niczego pani nie brakuje - przerwała w końcu ciszę
Angela.
- Wszystko jest wspaniałe. Dziękuję.
Uśmiechnęły się do siebie niepewnie.
- Proszę bardzo, proszę pani. - Do pokoju wkroczyła Grace Poole, po­
pychając wózek, na którym stała misa z truskawkami, gęsta śmietana, ra­
cuszki i dzbanek z kawą.
Ślinka napłynęła Letty do ust. Ostatni raz jadła wczoraj rano i był to
kawałek tłustej ryby kupiony na ulicznym straganie.
- Nie mogę się doczekać, by obejrzeć materiały, o których pisała pani
w listach - powiedziała Angela.
- Mmm - przytaknęła entuzjastycznie Letty, gdy Grace wskazała owo­
ce i uniosła pytająco brew.
- Szkoda, że moja suknia musi być biała. W białym nigdy nie wygląda­
łam dobrze.
Letty uniosła do góry trzy palce w odpowiedzi na bezgłośne pytanie
o ilość kostek cukru do kawy, a potem pomyślała nad słowami Angeli.
W teatrze każdy rozumiał, jak ważny jest kolor w scenografii. A czymże
był ślub, jeśli nie przedstawieniem, z publicznością siedzącą w ławkach
kościelnych?
- Każdy odcień białego wygląda inaczej w zależności od cery, panno
Angelo.
- Naprawdę? - spytała z nadzieją Angela.
- Naprawdę.
Letty przyjrzała się dziewczynie. Angela miała racją. W połączeniu z in­
tensywną bielą o niebieskim odcieniu jej cera stanie się ziemista, a jasne
włosy zblakną. Dla pani, panno Angelo, najlepszy będzie biały z delikat­
nym odcieniem różu, pomyślała, przypominając sobie piękny jedwab, który
wypakowała wczoraj wieczorem. Pod lśniącą powierzchnią miał delikat­
ny odcień różowej perłowej muszli. Wyraźny i miękki. Dziewiczy, ale sty­
lowy.
W głowie zadźwięczały jej ostrzegawcze dzwonki. Zignorowała je i od­
parła:
- Mam w pokoju coś, co będzie się świetnie nadawało.
- Tak? - twarz Angeli była pełna ufności.
- Aha.
Sięgnęła po racuszek i ugryzła kawałek. Pyszny! Zamknęła oczy i wyda­
ła pomruk zachwytu w kierunku Grace. Grace spokojnie przyjęła pochwa­
łę i wyszła z pokoju. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl