[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piję kawę. Może poszlibyśmy w stronę lasu?
Marianne miała ochotę skakać ze szczęścia. Marzyła o tym, by zaproponował jej
spacer, ale nie sądziła, że stanie się to tak szybko.
- W stronę lasu? Czujesz się na siłach, by iść tak daleko?
Och, jak mogła zadać takie głupie pytanie! Kiedy się wreszcie nauczy, by nie na-
wiązywać nigdy do jego kłopotów z nogą?
- Gdybym się nie czuł na siłach, nie proponowałbym ci tego - odparł, pilnując się,
by jego wypowiedź brzmiała uprzejmie, bez cienia irytacji czy zniecierpliwienia.
- W takim razie będę bardzo szczęśliwa, mogąc ci towarzyszyć.
Tak jak poprzednim razem, przeszli przez most i stanęli na rozwidleniu dróg, po-
dążając ścieżką w stronę lasu. Marianne co chwilę rzucała ukradkowe spojrzenia Eduar-
dowi, by mieć pewność, że spacer go nie męczy.
Wdychała mroźne powietrze i rozkoszowała się tym, że idzie u boku mężczyzny,
na którym tak bardzo jej zależało. Wokół panował błogosławiony spokój.
Wiosną pewnie słychać śpiew ptaków i bzyczenie pszczół spijających nektar z li-
powych kwiatów, pomyślała rozmarzona. Tylko czy wiosną jeszcze tu będę?
I nagle uderzyła ją straszliwa myśl, że Eduardo może nie doczekać wiosny. Nie
wiedziała przecież, co mu dolega, jak poważne są jego problemy zdrowotne, o których w
ogóle nie chciał mówić. Musiała poznać prawdę.
Zatrzymała się gwałtownie, złapała go za ramię i odwróciła w swoją stronę.
- Błagam, powiedz, co ci jest! - Emocje wzięły górę. - Nie zniosę dłużej tej nie-
pewności!
- Pytasz, bo myślisz o tym, co przydarzyło się twojemu mężowi? Nie cierpię na
nieuleczalną chorobę, jeśli to cię tak niepokoi.
- W takim razie co się stało z twoją nogą i dlaczego unikasz towarzystwa innych,
mieszkając w tym wielkim domu samotnie?
- Na pierwsze pytanie mogę odpowiedzieć, na drugie już nie.
Marianne czekała w napięciu, czując, jak lodowate zimno przeszywa ją na wskroś i
to nie za sprawą styczniowego mrozu.
- Miałem wypadek samochodowy... Bardzo poważny. Kości nogi były zupełnie
roztrzaskane. Przeszedłem dziewięć operacji, ale niestety nadal od czasu do czasu doku-
cza mi potworny ból.
- Tak mi przykro.
- Niepotrzebnie. To moja wina i muszę za to ponieść karę.
- O czym ty mówisz? - zawołała zduszonym głosem. - Chcesz mi powiedzieć, że
zasługujesz na to, by tak cierpieć?
Eduardo odwrócił wzrok, poruszył się niespokojnie i chrząknął znacząco.
- Teraz, kiedy już wiesz, że nie umrę, idźmy dalej lub zawróćmy do domu, jak wo-
lisz.
- Eduardo? - Marianne nie dawała za wygraną.
- O co chodzi? - mruknął, domyślając się, że ona tak łatwo nie odpuści.
- Myślę, że jesteś dla siebie zbyt surowy.
Wiedziała, że ryzykuje, pozwalając sobie na personalne uwagi w momencie, kiedy
wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie chce już dłużej o tym rozmawiać.
- Zawsze jesteś taka dociekliwa? - spytał i ku jej zdumieniu jego wargi rozchyliły
się w szerokim uśmiechu.
- Nie zawsze - odparła, odwzajemniając uśmiech.
- Czy masz już dość przygód na dzisiaj? Myślę, że powinniśmy wracać. Zaczęło się
chmurzyć i chyba znów będzie padać.
- Zgoda - odparła, ale w momencie, gdy się odwracała, pośliznęła się.
Złapała się Eduarda, który próbował jej pomóc, i oboje runęli na śnieg.
- Marianne - zawołał przestraszony, że mógł jej zrobić krzywdę, upadając na nią.
Ona, widząc jego twarz tuż nad swoją, jego błękitne oczy wpatrujące się w nią z
troską, zareagowała w najbardziej nieprzewidziany sposób - wybuchnęła perlistym śmie-
chem.
- Nie rozumiem, co cię tak bawi. Mogłaś sobie zrobić krzywdę. Nie próbuj wsta-
wać zbyt gwałtownie. Poczekaj, pomogę ci.
Chwycił ją za ręce, a ona wsparła się na nim.
- Nic mi nie jest - stwierdziła, nie przestając chichotać. - To było świetne lądowa-
nie. Upadku z takim wdziękiem pozazdrościłaby mi niejedna primabalerina.
I nagle spoważniała. Jego dłonie, oplatające jej plecy i jego twarz tak blisko...
- Czy masz pojęcie, jaka jesteś piękna? Jaka urocza i kochana? - wyszeptał za-
chrypniętym głosem, po czym przygarnął mocniej i pocałował.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Czy ja śnię? Czy to się dzieje naprawdę?
Kiedy Eduardo trzymał ją w objęciach, przyciskając wargi do jej warg, zapomniała
o mroźnym wietrze i o tym, że jej kurtka i spodnie są teraz mokre od śniegu po tym, jak z [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl