[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zrobiłem powątpiewającą minę. On zachował spokój. Był typem robota.
- Del Rieco chce jak najwierniejszej symulacji - stwierdził. - W biznesie codziennie ktoś kogoś
próbuje przerobić. Chcesz, żebym ci przedstawił listę tych, którzy odeszli ze swoich
przedsiębiorstw, zabierając kartotekę klientów, i założyli własną firmę? I bardzo dobrze im się
powiodło? A przecież w zasadzie to jest niedozwolone. Istnieją pewne reguły, okej. Ale niektórzy są
silniejsi niż reguły. Prezydent republiki? %7ładen sędzia nic mu nie może zarzucić. Ale on trzęsie się ze
strachu przed TF1. Milośević jakoś to znosi. Bouygues nigdy się z tym nie pogodzi. Morin się nie
liczy. Morin to mniej niż zero. To naprawdę żaden problem. Usprawiedliwiam, co chcę i kiedy chcę.
Aącznie z ostatnią linią bilansu. Forsa jest miarą wszystkiego. O tym nam przypomniał.
Kiedy pójdziesz do nieba, święty Piotr otworzy swoją księgę i spyta: How much?
- Zwięty Piotr jest Amerykaninem?
- Oczywiście. Bóg jest Amerykaninem w tej chwili.
Chaotyczne, a nawet niedorzeczne wypowiedzi były jedyną oznaką jego wzburzenia. Fizycznie
pozostał niezmieniony. Spojrzałem w stronę jeziora, które mogło pochłonąć wszystkie moje nadzieje.
- Pozostaje jednak jakaś opcja - stwierdziłem. - Co robimy? Walczymy na śmierć i życie?
- A mamy inny wybór?
- Coś ci zaproponuję: zbierzemy wszystkich, poinformujemy ich i razem podejmiemy decyzję.
- Po sowiecku... Wiesz, to już trochę wyszło z mody...
- Nie, nie, po prostu ogólne wyjaśnienie sprawy. Zaczynamy od zera. W przeciwnym razie
nastąpi rozproszenie. Całkiem stracimy kontrolę.
Zawahał się.
- Tak... Możliwe...
- O dziesiątej, w naszej pracowni?
Zgodził się półgębkiem. Byłem niemal pewien, że nie przyjdzie.
Dołączyłem do mojej ekipy i przedstawiłem sytuację, niczego nie ukrywając. Nie było z nami
Marilyn. Brigitte Aubert niezle się po niej przejechała, nazwała ją żmiją i jeszcze czymś o wiele
bardziej nieprzyjemnym.
- Wiesz - powiedział Mastroni - zle zrobiliśmy już na samym początku. Mnie się to nie podobało.
Wystarczyło grać według reguł...
- Nie przejmuj się, Marilyn zanotowała, że byłeś przeciw. Już jej nie ma, nie musisz tego
podkreślać. Na twojej karcie napiszą wierny piesek , bądz spokojny.
- Niepotrzebnie się go czepiasz - wtrącił Hirsch. - Rozumiem, że działasz pod presją, ale pomyśl
o swojej ekipie.
Miał rację. Zaczynałem pękać. Powinienem wziąć się w garść. Przybiłem piątkę z Mastronim, tak
jak to robi młodzież z przedmieść.
- Przepraszam, nie chowasz urazy?
- Nie, to moja wina - odparł wielkodusznie.
- Dobrze jest. Jak stoimy z CD-ROM-em?
- Gotowy - oznajmił Hirsch. - Musiałem go przetłumaczyć, niezle się ubawiłem. Ten facet, który
ma copyright, chciał przetłumaczyć sam, bo bał się, że mu coś pozmieniamy. Często tak się zdarza, a
potem okazuje się, że w wersji francuskiej jest pełno skandalicznych błędów i nikt nic nie rozumie z
instrukcji użytkowania. Jeśli jakieś słowo nie oznacza dokładnie tego samego, można mieć kłopoty
prawne. Poświadczyłem przekład u tłumacza przysięgłego. Właśnie wystawiliśmy CD na sprzedaż,
Brigitte przygotowała kampanię promocyjną. Musi dobrze pójść, bo same przynęty to kompletna
Berezyna.
- Mam pewien pomysł - wtrącił się Mastroni. - Można stworzyć coś w rodzaju parku wodnego,
do którego ludzie przychodziliby łowić ryby w okresie zakazu połowu. Muszę sprawdzić, czy prawo
na to pozwala. Byłyby tam i restauracja, i hotel...
Hirsch parsknął śmiechem.
- Disneyland wędkarzy... To nawet niegłupie. Ale na to potrzeba ogromnej kasy, nie?
- No... tak jak z CD-ROM-em, dobrze by kogoś zainteresować... jestem pewien, że byłby popyt...
- To trochę niebezpieczna sprawa... Wszystkie takie parki są zwłaszcza dla rodzin. To znaczy,
przez połowę roku masz dzieciaki w domu, szkoła jest zamknięta, nie wiesz, co z nimi zrobić, więc
myślisz sobie: muszę je gdzieś zabrać. Jeśli proponujesz coś, co się dzieciakom nie podoba, nic z
tego. Jeśli masz coś dla nich, zarabiasz kasę. W przeciwnym razie... przechlapane.
- Myślałem głównie o emerytach - uzupełnił Mastroni. - Odchowali już dzieci, jest ich coraz
więcej i się nudzą. Chętnie by powędkowali, prawda? To nie wymaga wielkiej siły...
- No to należy coś przewidzieć dla ich żon. One raczej niezbyt lubią łowić ryby. Popracuj nad
tym. Kto nam przyniesie kawę, skoro nie ma już Marilyn?
Brigitte Aubert spojrzała na mnie krzywo.
- Nie liczcie na mnie! Kobieta przedmiot, co służy swojemu panu i władcy, to nie mój sposób
na...
- Kobieta przedmiot! - zaprotestował Hirsch. - Cholera jasna, właśnie przejmujecie całą władzę,
trzy czwarte amerykańskich pieniędzy należy do kobiet, a pani jeszcze śmie nam opowiadać o
kobietach przedmiotach!
Wydałem przeciągły krzyk, który ich zaskoczył.
- Ooooch! To nie towarzyska pogawędka w kawiarni! Podyskutujecie kiedy indziej.
Kilka minut przed dziesiątą poszliśmy na pierwsze piętro. Ekipa Laurence już tam była, stłoczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]