[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nabrała powietrza w płuca.
 Joe!  wyszeptała dr\ącym głosem. Na więcej zdobyć się nie mogła. Resztę
powiedziała oczyma. Pragnęła go bardzo. Potrzebowała jego siły i jego czułości. Ten
mę\czyzna był jej potrzebny, jak \aden ze spotkanych w ciągu całego \ycia.
Joe podniósł ją bez słowa i zaniósł do łó\ka, poło\ył i pozwolił patrzeć sobie w oczy, w
których widać było wszechogarniające po\ądanie. śadna z kobiet nie działała na niego tak
silnie. Gdy dotykał Lissy, zdawało mu się, \e cały płonie.
Poło\ył się przy niej, mocno ujął twarz dziewczyny w dłonie i wycisnął na ustach gorący
pocałunek. Oboje milczeli; nie potrzebowali słów. Zaczęli się nawzajem spiesznie,
gorączkowo rozbierać. Zdjęła w pośpiechu odzie\ tworzyła bezładną stertę na podłodze.
Ruchy Lissy spowolniał gips, Joe pomagał jej, bacząc, by nie podrzeć czerwonej bluzeczki i
spódnicy. Gdy dobrał się do bielizny, dr\ały mu ręce. A gdy była ju\ naga, ukląkł i przesunął
dłonią wzdłu\ całego jej ciała. Wyszeptała jego imię i wyciągnęła ramiona, ale potrząsnął
tylko głową.
 Poczekaj, maleńka.  Sięgnął do nocnej szafki.
Nie zaskoczył jej, była rada, \e pomyślał o wszystkim. Troszczył się o nią, ale widziała,
\e najchętniej wziąłby ją natychmiast. Podło\ył jej pod biodra poduszkę, potem ukląkł i jakby
się zawahał. Miał w oczach płomień; dotknęła go wnętrzem dłoni.
 Co się dzieje, Joe?  zamruczała jak kotka.
 Nie chciałbym urazić twojego ramienia  powiedział.
 Ju\ się zrosło. Myślę, \e urazisz mnie o wiele bardziej, je\eli będziesz zbyt długo
zwlekał.  Była nieco rozstrojona, ale próbowała się uśmiechnąć.
Rozkosz, doznana bez wstępów, spadła nagle i oszałamiająco. Lissa jęknęła. Joe pochylił
się, by najpierw całować, potem ssać jej sutki, uchwyciła go za włosy, próbując na siebie
ściągnąć.
 Jesteś piękna  szeptał urywanym głosem, doprowadzając ją ruchami ciała do takiej
ekstazy, \e się pod nim wiła.  Nie chciałem, \eby jakakolwiek kobieta kiedykolwiek znów
nade mną zapanowała.  Westchnął głęboko. Lissa wygięła się w łuk.  Ale przy tobie...
 Czy ja cię... czy ja nad tobą panuję?  szepnęła, pragnąc zapanować nad nim
całkowicie.
 Tak  odparł szeptem.  Tak. Nigdy cię nie mam dość.  I jakby dla podkreślenia wagi
swego wyznania przydusił ją całym ciałem i niemal natychmiast doprowadził do spazmu.
 Joe!  krzyknęła z rozkoszy, bo sposób w jaki ją posiadł, obezwładniał i uskrzydlał
zarazem.  Joe... kocham ciÄ™...
Wyczuła, \e rozładowany, zadr\ał na całym ciele. Nie była tylko pewna, czy usłyszał jej
słowa. Z wolna zaczynała oddychać normalnie. Ośmieliła się spojrzeć mu w twarz. Pochyliła
się i musnęła ustami jego wargi.
 Wszystko będzie dobrze  obiecał, ale się nie uśmiechnął.
Usnęła; gdy pózniej się obudziła, ostro\nie odgarnął włosy z jej twarzy.
 Czy wolisz ten dom od tamtego?  spytał znienacka.
 Słucham?  nie zrozumiała.
 Ten dom. Podoba ci siÄ™?
 O czym ty mówisz?
 Pytam, czy nie zamieszkałabyś tu ze mną.
 Joe?  szepnęła, dygocąc.
 To nie jest umowa na chwilę  zapewnił, wsparty na łokciu.  To jest mój dom, Lisso, a
nie dom, który kupiłem, \eby cię zwabić. Pytam, czy chcesz go ze mną dzielić.
Patrzyła, pragnąc mu uwierzyć, uwierzyć w ich wspólną przyszłość, i czuła, \e potrzebuje
nadziei.
 Boję się  szepnęła.
 Ja te\, kochanie  mruknął z uśmiechem i pocałował leciutko.  Ja te\.  Chwycił ją w
ramiona.  Jestem z tobą. Nie chcę cię opuścić. Pozwól mi tego dowieść.
Powiódł dłońmi po jej ciele i w jednej chwili rozbudził. Westchnęła i przywarła do niego.
To, co nastąpiło potem, nie było powolną wspinaczką na szczyt. Oboje odnosili wra\enie, \e
trawi ich ogień, przy którym \ar piekła wydałby się zaledwie przytulnym ciepełkiem. Lissa
straciła resztki panowania nad sobą, oddawała Joemu wszystko  ciało i duszę  wykrzykując
miłosne zaklęcia. I tak oboje ogarnęła ekstaza, po czym nagłe, jednocześnie prze\yte
spełnienie przerwało napięcie. Nadeszło uspokojenie. Joe obejmował ją z przejmującą
czułością; Lissa pieściła masywny tors, słuchając bicia jego serca. Zapadła cisza i zapanował
pokój.
 Pora wracać  szepnął w końcu, unosząc się nad nią i dra\niąc muśnięciami warg. 
Albo tak mi się tylko zdaje, \e pora wracać. Nadal nie mam porządnego zegarka.
Lissa uśmiechnęła się i wyciągnęła ramiona, \eby go przytulić i pocałować. Potem
pomógł jej się ubrać.
 Joe?  spytała cichutko, gdy ubrawszy ją, wciągał buty.
 Słucham, kochanie?  Wstał i przygładził jej włosy. Widać nie mógł się oprzeć pokusie.
 Ten dom, Joe. Jak\e mogłabym tu mieszkać i nadal jezdzić do pracy i do szkoły?
Znowu przysiadł na krawędzi łó\ka.
 Niech mnie diabli, jeśli wiem  mruknął.  A mogłabyś się przenieść do innego domu?
 zapytał z nadzieją w głosie.
 Nie wiem, Joe  odparła bezradnie. Chciała być przy nim, blisko. Ale za jaką cenę? 
Nie o to chodzi, \e ja ciebie nie chcę  powiedziała, pragnąc, \eby wreszcie zrozumiał. 
Problem polega na tym, \e oczekuję od ciebie czegoś więcej. Muszę wiedzieć, czy tam
będziesz, no, mo\e nie na co dzień, ale przynajmniej tak często, jak będziesz mógł. Ja chcę...
mieć pewność. Joe, kocham cię!
Wreszcie to z siebie wyrzuciła. Były to słowa, które przez całe \ycie pragnęła usłyszeć z
ust ka\dego, na kim jej zale\ało. A słyszała je jedynie z ust babci. Tylko \e miłość babci
zrodziła się z litości; babcia wychowała własne dzieci, a Lissą zajęła się z poczucia
obowiązku. Nikt inny się o nią nigdy powa\nie nie troszczył, po raz pierwszy w \yciu prosiła
o miłość. Wiedziała, \e Joe się nią zaopiekuje, dowodził tego na wszelkie mo\liwe sposoby...
Unikając jedynie słów. A jej potrzebne były słowa.
Nigdy o nic nie prosiła dla siebie, a ju\ na pewno nie zwracała się o nic do mę\czyzn.
Czuła się więc po tym swoim wyznaniu niezręcznie.
Joe powoli usiadł, przyglądając się jej z taką czułością, z jaką jego dłoń pieściła ją przed
chwilą. Wiedział, jak łatwo ją zranić. Wiedział, \e poznał ju\ jej prawdziwą naturę. Oczy
miała du\e, błękitne, ufne. Prosiła o coś tak zwyczajnego, o to, \eby jej obiecał, \e będzie go
miała tylko dla siebie.
Uczyniłby dla niej wszystko, co w jego mocy, ale nie zamierzał dawać obietnicy, której
by nie mógł potem dotrzymać. Miał tylko pewność, \e będzie się bardzo starał.
 Joe...  zaczęła znów, cichutko. Wstał i otulił ją ramionami.
 Spójrz na mnie, maleńka  szepnął.  Wiesz o mnie wszystko, prawda? Jest tak, jak ci
ju\ powiedziałem  zrobię to, co zrobić powinienem. A powinienem dbać o ciebie. Nie mogę
obiecać ani więcej, ani mniej. Ale wiem jedno: kocham cię.  Objął ją, przytulił i spojrzał w
oczy.
Odetchnęła z ulgą.
 Więc co dalej?  szepnęła.
Połaskotał ją w podbródek i obdarzył czułym uśmiechem.
 Pojedziemy po Jaya, wrócimy do domu i zaczniemy się zastanawiać, co, u diabła,
zrobić z tymi moimi przeklętymi dwoma domami.
ROZDZIAA DZIESITY
Po powrocie do domu musieli odło\yć dalszą rozmowę o mieszkaniach. Jay zjadł trochę
za du\o lodów i ciastek i cały wieczór spędził siedząc na kanapie Lissy, pijąc herbatę ziołową
i pojękując boleśnie.
 To było fantastyczne przyjęcie, tatusiu  stęknął.  Tańczyłem.
 NaprawdÄ™, synku?
 Noo! Nie byłem nawet taki zły.  Jay uśmiechnął się, po czym natychmiast wypił łyk
herbaty.  Nauczyliście mnie, ty i Lissa... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl