[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kosmosek lala, kosmoseczek lala la. Rozpoczynałem od systemu kanalizacji ściekowej... obraz, obrazek la la,
obrazek la la la... rynsztok, rynsztoczek la la, rynsztoczek la la la. Uwieczniałem muł i materię
ośmiornicowatych ośmiornic z morskich głębin. Ośmiornicowałem wraz z żywymi ośmiornicami. Kazałem
także malować jeżowcom, wstrzykując im adrenalinę, by dogorywały w konwulsjach oraz wsadzając im między
pięć zębów latarni Arystotelesa łodyge mającą rejestrować na powierzchni powleczonej parafiną ich
najdrobniejsze nawet ruchy. Korzystałem z deszczu małych ropuszek spadających z nieba podczas burzy, aby
swymi rozprutymi brzuszkami same rysowały ropuchowaty haft stroju Don Kichota. Ciała nagich kobiet, uba-
brane w farbie, zamienione w żywe ścierki, mieszałem ze świeżo wykastrowanymi wieprzami i motocyklami z
pracującymi silnikami; całość umieszczałem w workach, w których gromadzi się różnego rodzaju makulaturę.
Wysadzałem w powietrze żywe łabędzie, naszpikowane owocami granatu, aby za pomocą metody
stroboskopowej móc rejestrować najmniejsze uszkodzenia wnętrzności ich niemal żywej fizjologii.
Pewnego dnia wspiąłem się pospiesznie na plantację oliwek, gdzie zazwyczaj oddawałem się tym wszystkim
eksperymentom. Tym razem nie miałem jednak ani płynnego karabinu maszynowego, ani żywego nosorożca,
który przydałby mi się także do odbitek drukarskich, ani choćby półżywej ośmiornicy. Był to jedyny wypadek,
kiedy  prawie że musiałem czekać (nie przytrafiło się to również Ludwikowi XIV). Ale była tam Gala.
Znalazła jakiś pędzel i podała mi go:
 Może tym spróbujesz!
Spróbowałem  i stał się cud! Kilka niepowtarzalnych, archanielskich pociągnięć pędzla wskrzesiło
60
wszystkie doświadczenia z całych dwudziestu lat! Nagle realizowało się wszystko to, czego przez całe życie
zaledwie się domyślałem.  Kwant działania obrazeczka... obrazeczka la la... obrazeczka la la la... okazał się w
tym wypadku nonszalanckim pociągnięciem pędzla, godnym heroizmu Don Diego Velasqueza de Silyy.
Podczas gdy Dali malował... i obrazeczek, i obrazeczek la la, i obrazeczek la la la... usłyszałem głos Velasqueza,
a pędzel jego mówił, błądząc po płótnie:  Zrobiłeś sobie krzywdę, moje dziecko?... i obrazeczek, i obrazeczek la
la, i obrazeczek la la la .
W pełni antyrealistycznego chaosu, kiedy Action Painting osiąga swoje apogeum  jakąż ten Velasquez ma
siłę! Po trzystu latach jawi się jako jedyny wielki malarz w dziejach świata. Wtem zadzwięczał głos Gali, pełen
godności i taktu, na co mogą się zdobyć tylko jej ziomkowie, mówiąc o bohaterze, który odnosi sukces:
Tak, ale bardzo mu w tym pomogłeś!
Patrzyłem na nią uważnie, ale nie było to nawet potrzebne, by mieć pewność, że dzięki jej włosom i moim
wąsom, po tym jak była dla mnie włochatym orzeszkiem, kosmiczną małpką i plecionym koszykiem pełnym
jagód, podobna teraz będzie do Velasqueza majowej szarugi, z którym mógłbym się kochać.
Malarstwo to ukochany obraz, jawiący nam się w głębi oczu, a ginący na czubku pędzla  podobnie ma się
rzecz z miłością!
Chafarrinada, chafarrinada, chafarrinada, chafarrinada, chafarrinada  oto nowa sperma, z której
narodzą się wszyscy przyszli malarze świata, albowiem  chafarrinadas Velasqueza są ekumeniczne.90
1961
1962
Listopad
Port Lligat, 5 listopada
Na szesnaście atrybutów Raimundusa Lullusa przypada 20922789888 000 kombinacji- Chodzi tu o kombinacje
kół zębatych. Budząc się postanawiam osiągnąć tę ilość kombinacji we wnętrzu przezroczystej kuli, w której od
czterech dni dokonuję pierwszych doświadczeń (pierwszych, o ile mi wiadomo) dotyczących  lotu much .
Dookoła jednak wszyscy przejawiają niepokój: morze jest wzburzone. Domownicy mówią, że jest to największy
sztorm od trzydziestu lat. Nie ma prądu. Wydaje nam się, że jest ciemna noc; musimy zapalić świece. %7łółta łódz
Gali zerwała cumy i dryfuje pośrodku zatoki. Nasz marynarz płacze i z całych sił wali pięściami w stół.
-Nie zniosę widoku tej łodzi roztrzaskującej się o skały!  krzyczy.
Słyszę to, będąc w pracowni. Zaraz też zjawia się Gala, prosząc mnie, abym wreszcie zszedł na dół
dodać marynarzowi otuchy. Gosposie szeptały już między sobą, że postradał zmysły. Schodząc na dół,
przechodzę przez kuchnię, gdzie błazeńsko zręcznym i błyskawicznym ruchem łapię lecącą muchę, która była
mi potrzebna do doświadczeń. Nie zauważył tego nikt. Zwracam się do marynarza:
 Nie przejmuj się! Kupimy nową łódz. Nie można było przewidzieć aż tak gwałtownego sztormu!
Kładę mu kokieteryjnie na ramieniu dłoń, w której zaciskam muchę. Od razu wydaje się spokojniejszy, tak
że mogę wrócić do pracowni, aby umieścić muchę w kuli. Obserwując jej lot, słyszę dochodzące z plaży
donośne okrzyki. Wybiegam na zewnątrz. Siedemnastu rybaków oraz domownicy wydzierają się wniebogłosy:
 Cud! . Kiedy wydawało się, że łódz roztrzaska się o skały, nagle zmienił się wiatr, dzięki czemu powróciła
niczym wierne i posłuszne zwierzę, osiadając na brzegu naprzeciwko domu. Z nieprawdopodobną zręcznością
jeden z marynarzy rzucił w jej kierunku zamocowaną na cienkiej linie kotwicę. W końcu udało się uchronić
łódz od naporu fal, które spychały ją bokiem na skały. Nie muszę dodawać, że oprócz imienia Gali moja łódz
nosi nazwÄ™  Milagros , to znaczy  cuda .
Powracając do pracowni stwierdzam, że mój insekt również okazał się autorem kilku cudów. Na pierwszym
miejscu należy tu wymienić najbardziej nadzwyczajny cud, ten mianowicie, że zrealizował 20922789 888
kombinacji Raimundusa Lullusa, których tak bardzo oczekiwałem po przebudzeniu.
Do południa brakowało dokładnie osiem minut
Zaiste, gęsta materia życia kryć musi w sobie mnóstwo podobnych kombinacji przypadków i delirycznej
zręczności! Odżywają wspomnienia o ojcu, który pewnego czerwcowego poranka ryknął jak lew:
 Chodzcie! Chodzcie prędzej! No prędzej!
Zbiegliśmy się wszyscy wielce zatrwożeni i zobaczyliśmy, jak ojciec wskazuje palcem woskową zapałkę,
która w pozycji pionowej płonęła na posadzce z łupkowych płytek. Ojciec zapaliwszy cygaro podrzucił zapałkę
do góry, ta zaś zakreśliła w powietrzu szeroki łuk i kiedy wydawało się, że już zgasła, upadła pionowo na
posadzkę przyklejając się do przegrzanych łupków, które ją ponownie zapaliły. Ojciec cały czas wzywał
chłopów, którzy gromadzili się w coraz większej liczbie:
 Chodzcie, chodzcie! Nigdy już czegoś podobnego nie ujrzycie!
Pod koniec posiłku, będąc cały czas pod wrażeniem tego bulwersującego wydarzenia, z całej siły rzuciłem do
61 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl