[ Pobierz całość w formacie PDF ]

byśmy umówiły się na lunch w przyszłym tygodniu? Chciałabym z tobą o czymś pomówić. O ile,
oczywiście, masz czas.
- Bardzo chętnie - odparła Mary, rada z tej propozycji. Może w środę? Mam zamiar oddać książki do
biblioteki, a potem załatwić kilka sprawunków. - Popołudnie z Tilly bardzo jej odpowiadało.
- Fajnie. To do środy!
- Przejdzie ci do tego czasu przeziębienie?
- Jasne! - odparła Tilly lekceważąco. - Będę zdrowa jak koń!
- Wspaniale.
Kiedy Mary odłożyła słuchawkę, dostrzegła Jima stojącego w oknie i obserwującego Travisa. Gdy
chłopiec spostrzegł, że Mary na niego patrzy, opuścił zasłonę i odwrócił się.
- IdÄ™ do swego pokoju.
- Dobrze.
- Sam wiem, że dobrze! - burknął chłopak i popędził korytarzem, jakby chciał uciec od niej jak najdalej.
Mary stanęła w tym miejscu, które przedtem zajmował Jim. Zobaczyła, jak zbrojne w siekierę ramię
Travisa przerąbuje gruby konar. Siła uderzenia była tak wielka, że potężne połówki rozleciały się w
przeciwne strony. Travis przystanął oparty na trzonku siekiery, potem sięgnął po następne bierwiono i
umieścił je na pieńku. Zatoczył się, ale utrzymał równowagę.
Mary postanowiła spróbować raz jeszcze. Musiała to uczynić: bała się, że Travis utraci kontrolę nad
swymi ruchami i zrani siÄ™.
Gęsta szara chmura przesłoniła słońce, gdy Mary wyszła z domu. Stanęła na najwyższym stopniu
schodów i popatrzyła w mroczne niebo. Grube krople deszczu zaczęły kapać na wyschłą, spragnioną
ziemię. W pyle tworzyły się małe okrągłe kałuże.
- Travis! - zawołała Mary. - Musisz z tym skończyć!
Znów miała wrażenie, że mąż jej nie słyszy. Był do cna wyczerpany. Ledwie mógł unieść siekierę.
Uginał się pod jej ciężarem. W pewnej chwili zachwiał się w prawo, wyprostował, potem zatoczył w lewo
i jeszcze raz udało mu się utrzymać równowagę.
Mary zbiegła ze schodów.
- Travis, proszę cię, przestań!
Znowu ją zignorował, uniósł siekierę nad głową i wbił ją w drewno.
Zachwiał się i upadł na kolana. Mary podbiegła do niego i wyjęła siekierę z nie stawiających już oporu
rąk. Uklękła w miękkim pyle obok męża, objęła go ramionami w pasie i przytuliła się do niego.
Travis oddychał nierówno, z wysiłkiem; jego płucom najwyrazniej brakowało powietrza. Chyba tylko
cudem nie upadł wcześniej. Serce Mary było otwarte na oścież, bezbronne. Płonęła w nim miłość do męża
i pragnienie dopomożenia mu, gdy zmagał się z bólem. Jednak Travis dotąd uniemożliwiał jej to,
odpychając ją za każdym razem. Teraz już tego nie zrobi. Nie mogła pozwolić, by dalej tak się zadręczał!
Znajdzie jakÄ…Å› drogÄ™, trafi do niego!
Nagle Mary poczuła, że dłużej tego nie wytrzyma. Z jej oczu polały się łzy.
- Travis, na litość boską! - Ręce jej drżały, gdy obejmowała nimi twarz męża. Ten gest jakoś dotarł do
jego świadomości i Mary usłyszała płacz, który uwiązł głęboko w jego piersi. Wydobył się teraz stamtąd i
przerodził w cichy, zawodzący jęk takiego bólu, że przytuliła twarz do szyi męża i płakała razem z nim.
Deszcz siekł ziemię, najpierw ostrymi kroplami, raniącymi jej powierzchnię, potem rwącymi
strumieniami. W ciągu kilku minut włosy Mary oblepiły się wokół jej głowy, lodowate strugi spływały
wzdłuż kręgosłupa. Prawie tego nie zauważała.
Ramiona Travisa drżały, a cichy, ale gwałtowny płacz wstrząsał nim z taką siłą, że jego potężne ciało
dygotało.
- Dlaczego Lee? - krzyknął z taką wściekłością, że Mary zaparło dech. - Dlaczego nie ja?! - Nie był w
stanie tego pojąć.
Wyciągnął ramiona do Mary i przytulił ją do siebie z taką siłą, że omal jej nie udusił. Kryjąc twarz na
ramieniu żony, płakał rozpaczliwie. Mary nigdy jeszcze nie widziała męskich łez. Rozpacz Travisa
rozdzierała jej duszę. Gładziła męża po głowie i sama płacząc, szeptała mu kojące słowa.
Wiedziała, że zagłuszał je plusk deszczu, ale to nie miało znaczenia.
Zdawało się, że ból pokonał ostatecznie Travisa. Mary objęła go za szyję, tuliła jego głowę do siebie,
płakała razem z nim. Nie powstrzymywał już łez, może nie zdawał sobie sprawy z tego, że płacze? Jego
łzy mieszały się ze łzami żony.
Travis zbliżył usta do ust Mary i zaczął ją szaleńczo całować. Niemal pożerał ją zachłannymi ustami, nic
nie było w stanie zaspokoić jego gwałtownej namiętności. Ich języki zmagały się, pieściły i tańczyły ze
sobą. Ta dzika pieszczota trwożyła Mary, ale ufała mężowi bez granic. W głębi serca wiedziała, że nigdy
świadomie by jej nie skrzywdził.
Gdy Travis wreszcie oderwał usta od jej ust, oddech jego był ciężki i przerywany. Przywarł do Mary,
jego ramiona chroniły ją od zimna i deszczu.
- Lee miał przecież dla kogo żyć - mówił szeptem. - Miał dom, żonę i dzieci. Tak bardzo kochał ich
wszystkich... byli jego życiem.
- Wiem.
- Boże wielki, kto mógł pragnąć jego śmierci?!
Mary nie znała żadnych gotowych rozwiązań. Pozostawały tylko pytania - bez odpowiedzi.
Rozdział 15
Travis znów pragnął Mary. Nie dalej jak kilka godzin temu kochali się ze sobą, a jednak jego ciało było
wprost obolałe z pożądania. Cóż z niego za bestia, maniak seksualny! Jego żona to prawdziwa dama - nie
mógł przecież jej obudzić po to tylko, żeby znów się z nim kochała. Nie wypadało tego robić tak raz po
raz!
Gdyby ją obudził, Mary dowiedziałaby się, jaki jest wobec niej słaby, jak bardzo ją kocha i jak jej
pragnie. Zrozumiałaby, jak jej mąż strasznie tęskni za tym, żeby się do niej przytulić.
To paraliżujące go pożądanie było czymś niepojętym dla samego Travisa. Mary sprawiła, że stał się
znowu bezbronny wobec uczuć, że im ulegał. Co miał więc, do cholery, począć w tej sytuacji?! Wcale nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl