[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twarzą w twarz - i był gotowy zabijać tak długo, jak długo będzie to konieczne.
Jego umysł wrócił do owego stanu napięcia, który pamiętał z Korei przed
zestrzeleniem. Zmysły miał niezwykle wyostrzone, a z mózgu zostało usunięte
wszystko prócz szczegółów misji.
Po chwili włączył światła. Było to wielkie ryzyko, ale musiał je podjąć.
Istniała możliwość, że na którymś z zakrętów zjedzie z drogi i zwali się w dół.
Jednak byłoby jeszcze gorzej, gdyby jadący przed nim nieprzyjaciele dostrzegli
światła i zastawili pułapkę.
Ciężarówka z trudem sunęła pod górę, a kierownica, przenosząc podskoki kół na
nierównościach drogi, dygotała w dłoniach O'Hary. Ustalił bezpieczną szybkość,
która w gruncie rzeczy oznaczała jazdę bardzo powolną. Lecz mimo to, minąwszy
szczególnie ostry zakręt, dostrzegł przed sobą znikające właśnie czerwone
światła pozycyjne.
Natychmiast zwolnił, zadowalając się utrzymywaniem bezpiecznego dystansu. Na
drodze nie mógł zrobić nic -jego chwila nadejdzie dopiero po przybyciu do
kopalni.
192
Wsparł dłoń na automacie, który leżał na siedzeniu pasażerskim i przysunął go
bliżej. Jego obecność była bardzo pokrzepiająca.
Kiedy dotarł do zakrętu, który pamiętał jako ostatni przed równym terenem
kopalni, zjechał na pobocze, zaciągnął hamulec, ale nie wyłączał silnika. Z
bronią w dłoni wyskoczył z kabiny, krzywiąc twarz w grymasie bólu, gdy obciążył
zwichniętą kostkę. Pokuśtykał drogą. W przodzie słyszał ryk zatrzymujących się
jeden po drugim samochodów, a kiedy znalazł dogodny punkt obserwacyjny, dojrzał,
że ciężarówki stoją przy chatach - w świetle reflektorów poruszali się ludzie.
Dżip został uruchomiony i sunąc powoli, dzgał blaskiem reflektorów podnóże
urwiska, w którym wydrążone były tunele. Najpierw oświetlił jeden czarny wlot,
potem drugi, a wreszcie rozległ się dziki wrzask radości, gdy prześliznąwszy się
po trzecim, światła wróciły doń niemal natychmiast, by z mroku niszy wyłowić
kamienny szaniec i białą twarz człowieka, która skryła się pośpiesznie.
O'Hara nie tracił czasu na zastanawianie się, kto to był. Pokuśtykał z powrotem
do ciężarówki i wrzucił bieg. Teraz jego kolej - teraz on wkraczał na
pomroczniałą arenę.
13-
Rozdział 9
Forester czuł ciepło i rozluznienie, a dwa te stany były dlań tożsame. Osobliwe,
że śnieg jest tak ciepły i miękki, pomyślał; otworzył oczy i ujrzał przed sobą
białe lśnienie. Westchnął i z uczuciem rozczarowania ponownie zamknął oczy. To
był śnieg. Sądził, że powinien uczynić wysiłek, aby się ruszyć i oddalić od tego
rozkosznie ciepłego śniegu, bo umrze, ale uznał, iż rzecz nie jest warta trudu.
Pozwolił tylko, by ciepło otuliło go wygodnie i na chwilę przed kolejną utratą
przytomności pomyślał w roztargnieniu, gdzie podział się Rohde.
Kiedy znów otworzył oczy, białe lśnienie wciąż trwało, teraz jednak oprzytomniał
na tyle, aby rozpoznać w nim słońce, jaskrawo odbijające się od wykrochmalonej
białej powłoki kołdry, którą był okryty. Zmrużył oczy i skupił wzrok, ból zrenic
jednak sprawił, że zaraz zamknął oczy. Wiedział, że powinien coś zrobić, ale co
- nie potrafił sobie przypomnieć i walcząc o zachowanie przytomności przez dość
długi czas, aby to coś wypłynęło z niepamięci, zasnął znowu.
Zpiąc, mgliście uświadamiał sobie upływu czasu: wiedział, że musi z nim walczyć,
że musi zatrzymać zegar, zastopować sunące wskazówki, bo ma do spełnienia
niezwykle ważną misję. Przewracał się i jęczał, a pielęgniarka w białym fartuchu
łagodnie ocierała mu gąbką pot z czoła.
Nie obudziła go jednak.
Wreszcie oprzytomniał zupełnie i wpatrzył się w sufit. Grube belki stropowe też
były pomalowane na biało. Odwrócił głowę i stwierdził, że patrzy w czyjeś
życzliwe oczy. Oblizał wyschnięte wargi i wyszeptał:
- Co się stało?
- No comprendo - odparła pielęgniarka. - Nie mówić... przyprowadzę doktora.
Powiódł za nią wzrokiem, kiedy wychodziła z pokoju. Rozpaczliwie pragnął, aby
wróciła, aby powiedziała mu, gdzie jest, co się stało i gdzie
194
znalezć Rohdego. Myśl o Rołidem przywołała z pamięci wszystko: noc na górze i
frustrujące próby znalezienia drogi na przełęcz. Przypomniał sobie, co się
zdarzyło, choć ostatnie momenty rysowały się mgliście - i przypomniał sobie
również, dlaczego spróbowali niemożliwego.
Chciał usiąść, zawiodły go jednak pozbawione siły mięśnie, więc tylko leżał i
ciężko oddychał. Czuł się tak, jak gdyby jego ciało ważyło pół tony i było obite
od stóp do głów gumową rurą. Wszystkie muskuły były rozdygotane i obwisłe, nawet
mięśnie karku, o czym się przekonał, próbując dzwignąć głowę. No i był bardzo,
bardzo zmęczony.
Długo pozostawał w pokoju sam, aż wreszcie przyszła pielęgniarka z talerzem
gorącej zupy. Nie pozwoliła mu mówić, on zaś był zbyt słaby, żeby usilnie
próbować, więc ilekroć otwierał usta, pielęgniarka wsuwała w nie łyżkę zupy.
Bulion dodał mu sił i poczuł się lepiej; opróżniwszy talerz, zapytał:
- Gdzie jest ten drugi mężczyzna... el otro hombrel
- Z pańskim przyjacielem wszystko będzie dobrze - odparła po hiszpańsku i
wymknęła się z pokoju, zanim zadał następne pytanie.
I znów przez długi czas nikt się nie zjawił. Nie miał zegarka, ale z położenia
słońca wnioskował, że jest mniej więcej połowa dnia. Tylko jakiego dnia? Od jak
dawna jest tutaj? Uniósł dłoń, żeby podrapać nieznośnie swędzącą pierś i przy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl