[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umiejętność podobania się, umiejętność rozpoznawania
nieprawości i złych czynów mojej pani, bym jej odradzała takie
postępowanie, ale jeśli mnie nie posłucha, miałam okazać
najwyższą lojalność i wziąć na siebie skutki takich postępków.
- Czy to była dobra rada?
- Tak - odparła bez wahania.
Teraz dam ci dalsze dobre rady. Nigdy nie przepraszaj za
wydarzenia z przeszłości. Nigdy się nie tłumacz, nigdy nie proś
o przebaczenie za to, kim jesteś. Jesteś córką Wenthayena i jesteś
kimś, z kim w Anglii należy się liczyć. - Wrócił do swego zajęcia.
- Nigdy o tym nie zapominaj.
Marianna znów poczuła się jak przestraszone dziecko, starające
się zrozumieć coś, co je przerasta.
- Tego młodego człowieka trzeba będzie mieć na oku - stwierdził
Wenthayen.
- Kogo... och, Harbottle a? Nie sÄ…dzÄ™.
Wenthayen wyciągnął Honey z błotnistej wody.
- Zabiłaś go?
- Nie. Kopnęłam go...
- Mało pomysłowe.
- ...w szyjÄ™...
- To już lepiej.
- ...ale przypadkiem nadjechał sir Griffith i stwierdził, że nie
muszę się obawiać Harbottle a.
- Sir Griffith ap Powel? - Honey zaskamlała, bo Wenthayen zbyt
mocno ją chwycił, więc delikatnie umieścił ją w kadzi do płukania.
- Powel to prawdziwy rycerz.
Mariannie nie spodobał się ton, jakim to powiedział. W ustach
Wenthayena zabrzmiało to jak obelga.
- Ciekaw jestem, dlaczego umieściłaś go w wieży? - ciągnął.
Zauważył, że jego córka nie jest równie biegła w skrywaniu
prawdy jak on. To mu dawało przewagę. Jednakże tym razem
wykazał brak przezorności. Uznał Harbottle a za zbyt głupiego, by
mógł podjąć inicjatywę, nie docenił jego młodzieńczej
zarozumiałości i zadziorności. Powinien był postąpić z nim
inaczej.
Nie docenił także własnej córki.
Mając do czynienia z rodziną królewską, dworzanami, zwykłymi
ludzmi, nigdy nie napotkał człowieka, który dysponowałby choćby
połową jego inteligencji i zdolności do intryg. Ale jego własna
córka była bardzo pojętna. To, co brał za głupotę, okazało się tylko
naiwnością. Pod umiejętnym kierownictwem może dorównać
swemu ojcu.
Powinno go to zaniepokoić, a tymczasem budziło poczucie
rodzinnej dumy - zupełnie nie znanego mu pojęcia. Teraz pragnął
wybadać, do jakiego stopnia Marianna interesuje się Griffithem ap
Powelem. Spodobało mu się, gdy wyjąkała:
- On... on chciał mieć komnatę, w której mógłby swobodnie
rozmawiać, nie będąc słyszany przez twoich szpiegów.
- A skąd wiedział, że moi szpiedzy podsłuchują?
- Nie wiem. - Wzruszyła ramionami, by wykazać swoją całkowitą
niewinność. - Nie wiem, Wenthayen. Wiem tylko tyle, że jego
służący wypytywał mnie o twoich szpiegów. Prawdopodobnie król
Henryk o nich wie. Prawdopodobnie szpiedzy króla Henryka
szpiegują twoich szpiegów.
To była niezła myśl. Myśl przykra i warta sprawdzenia. Ale
jeszcze nie skończył z Marianną.
- Dlaczego znalazłaś się w środku nocy w komnacie Powela?
Okazał jasno swoje niezadowolenie, lecz ona odrzekła szorstko:
- Poszłam po swoje pieniądze.
- Oczywiście. - Nie uwierzył jej, ale to nie miało znaczenia.
- Wracając do poprzedniego pytania: dlaczego umieściłaś go w
wieży?
- Nie wiem, o co ci chodzi.
Dobry unik, ale on znów zaatakował.
- Czy Powel jest twoim najnowszym kochankiem?
- Nie!
Dobrze zaprawiony w przesłuchaniach spojrzał na nią
oskarżycielskim wzrokiem.
- Chciałaś go uwieść w wieży, by zaspokoić swoje żądze i
folgować sobie bez mojej wiedzy. - Poczuł dumę, bo Marianna
najwidoczniej znów się opanowała.
- Nie. Sir Griffith ma gwałtowne usposobienie, złe maniery i jest
nieuprzejmy. Uważa mnie za dziewkę i pogardza moim
bezwstydem. Zachowuję czystość od urodzenia Lionela. Dlaczego
sądzisz, że chciałby mnie uwieść?
Wenthayen zastanawiał się, na ile posiadła umiejętność grania
służąc na dworze. Czy ukrywała swoje zapały w stosunku do
Griffitha ap Powela? Wenthayen lepiej niż cokolwiek innego
rozumiał pozbawioną logiki namiętność. Nabrał wody w dłonie i
polał nią uszy Honey.
- Twoja matka nie była ani najpiękniejszą, ani najbardziej
interesującą z kobiet, jakie znałem, ale nigdy nie przestałem się za
nią uganiać, nawet gdy została moją żoną. Nawet teraz, widząc
kobietÄ™ podobnÄ… do niej... ale one nigdy nie sÄ… takie same.
Tak jak przypuszczał, ten przebłysk jego słabości zafascynował
MariannÄ™.
- A więc opłakiwałeś moją matkę, gdy umarła?
Z jakiegoś powodu powiedział jej prawdę. Bezbarwnym tonem,
który miał ukryć dawny smutek, towarzyszący mu prawie od
dwudziestu lat.
- Gdybym mógł, zrównałbym tę wieżę z ziemią.
- Byłoby to trudne, lecz możliwe. Dlaczego nie uczyniłeś tego?
- Ona mi nie pozwoliła. Poszedłem do wieży, żeby wytłumaczyć
robotnikom, co mają zrobić, a ona... - Przypomniał mu się
aksamitny szept, zapach róż, odwrócił się szybko... nic nie
zobaczył. Przyłożył do czoła wilgotny nadgarstek, a potem znów
zanurzył go w wodzie. - Od tamtej pory już nigdy tam nie
wróciłem. Nie jest to miłe uczucie, gdy ktoś spoza grobu dyktuje
nam, co mamy robić. Zwłaszcza jeśli jest to kobieta, która za życia
mówiła bardzo niewiele.
- Potępiała cię?
- Twoja matka była niewinna. - Gniewało go, że wciąż pamięta,
że wciąż za nią tęskni. - Nigdy nie podobało jej się to, co robiłem,
moje małe fortele, służące zdobyciu informacji. Nie podobali jej
się ludzie, którymi się otaczałem.
Nie patrzył na Mariannę otwarcie, lecz kątem oka zauważył, że
córka zbiera się na odwagę. Przygotowywał się do jeszcze jednego
zwierzenia na temat jej matki.
Lecz ona zapytała tylko:
- Dlaczego trzymasz tutaj tych ludzi?
- Jakich ludzi?
- Tę nadętą imitację dworzan. Tych nędzników, którzy czepiają
się ciebie wypatrując jałmużny. Twoje psy mają więcej godności
niż oni.
- Sama sobie odpowiedziałaś. Nędznicy. - Rozkoszował się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl