[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczepił zarządcę.
Słyszę tętent galopującego konia, zejdzmy na dół.
Zarządca spojrzał na lorda z niedowierzaniem. Zeszli na dół w chwili, gdy zapalono
pochodnie, przy których ujrzeli dopiero co wjeżdżającego do bramy jezdzca na omalże
padającym ze zmęczenia koniu. Przybysz zeskoczył z konia, tak jednak był cały pokryty
kurzem, że trudno go było rozpoznać. Podszedł do lorda:
Milordzie zawołał, słaniając się na nogach.
Na miłość wszystkich świętych. Wszak to pan d Artagnan! odpowiedział lord
chwytając muszkietera w objęcia i tuląc go do piersi serdecznie. Następnie poprowadził
gościa do hotelu, nakazując lokajowi przygotować natychmiast kąpiel i ubranie z własnych
kufrów. D Artagnan, który od śniadania nie schodził z konia, zamęczył biedne zwierzę, lecz
przyjechał.
73
Po kąpieli, odświeżony i przebrany w najlepszy strój lorda, d Artagnan jakby odżył.
Wkrótce też wszedł do jadalni, gdzie oczekiwał go de Winter.
Monsieur, na dole czeka jakiś pan, który przybył pieszo. Pyta o was, panie
zaanonsował zarządca hotelu, wszedłszy jednocześnie z muszkieterem do jadalni.
D Artagnan wyskoczył momentalnie z pokoju i po chwili trzymał w objęciach Atosa.
Twarz nowego przybysza zalana była krwią. Przybył w istocie pieszo. Przy wjezdzie do
Paryża zemdlał i spadł z konia. Przez dwie godziny leżał w mieszkaniu doktora skąd
przyszedłszy do przytomności, wydarł się przemocą i pospieszył na miejsce spotkania. Szedł
niby ślepy i głuchoniemy, nie odpowiadając na zaczepki gawiedzi.
Z kolei Atos się wykąpał i przebrał, i z obandażowaną głową wszedł do salonu. Lord
Winter ciekaw był ogromnie przygody gościa. Zanim jednak Atos zaspokoił jego ciekawość,
zwrócił się do przyjaciela:
D Artagnan, nie spełniłeś swego zadania w Dampierre?
Owszem odpowiedział zagadnięty lecz do Dampierre nie jezdziłem. Dwóch ludzi
próbowało mnie zabić, ja ich zabiłem. Jeden z nich mimo to uderzył mnie tak silnie w głowę,
że straciłem przytomność i padłem na niego. Przechodzący wieśniacy, myśląc, że jestem
zabity, obrabowali mnie, jednakże...
Aramisa nie znalazłeś?
Znalazłem. Wszystko jest w porządku. Ale ty, mój przyjacielu, jeszcze cię nigdy nie
widziałem w takim stanie.
Ba, spadłem z konia i rozbiłem sobie głowę. Rozłączyłem się z Portosem, zostawiając
mu Grimauda. Czy jeszcze nie przyjechali?
Właśnie w tej chwili nadjechał Grimaud. Lokaj sprowadził giermka do jadalni.
Mów pierwszy odezwał się Atos gdzie jest pan Portos?
Nieszczęśliwy Grimaud rozłożył ręce.
Bóg raczy wiedzieć, monsieur. Zatrzymaliśmy się w oberży. Było tam dwóch
zamaskowanych panów. Pan Portos dosiadł się do nich i mam wrażenie, że zaraz porządnie
sobie podpił. Zamówili kolację, a mnie służba wypchnęła i zmusiła do wyjazdu.
Jakże to? zawołał Atos. Dwóch zamaskowanych, mówisz? Czy inni też byli
zamaskowani?
Tylko dwóch oprócz pierwszych dwóch, monsieur.
Ciekawe mruknął d Artagnan. De Winter zaśmiał się.
Nie będziemy więc czekać na Portosa. A Aramis?
Jest ciężko ranny, ale pod dobrą opieką. Nie przybędzie.
W takim razie zasiądzmy do kolacji. Wnosząc z tego, co słyszę, każdy z nas będzie miał
wiele do powiedzenia.
To prawda wtrącił Atos ponuro ale nie przy służbie.
Wszyscy trzej weszli do iście królewskiej jadalni, zbudowanej przez Gerarda de St. Luca,
który, jak ogólnie mówiono, miał zamordować księcia Burgundii, Karola Zmiałego, podczas
oblężenia Nancy w r. 1477. Stoły uginały się pod wyszukanymi potrawami najlepszych
kucharzy.
Atos nie zwrócił uwagi na wspaniałości stołu, pił doskonałe wino tak, jakby pił
najzwyklejsze na świecie. Był w tej chwili w nastroju ponurym, jak to się często u niego
zdarzało. D Artagnan natomiast zachwycał się każdą potrawą z osobna i pił wino ze smakiem.
To nie jest kolacja, mój kochany baronie! zawołał. To jest uczta nad ucztami.
Doprawdy jesteś wspaniałomyślny.
To dlatego, mój drogi d Artagnanie, że przyszedłem tu prosić o wspaniałomyślność.
Portos nie zjawiał się. Podano owoce, orzechy i wino, po czym lokaj barona zniknął za
drzwiami.
74
Do ciebie, Atosie! lord Winter podniósł kielich do ust. Jeśli pozwolisz, pierwszy będę
mówił, a następnie ty, jeśli oczywiście zechcesz. Otrzymałeś na pewno jeden z czterech
napisanych przeze mnie listów i pewnie odkryłeś tajny dopisek wodnymi znakami. Wiesz
zatem, że mowa tam była o królowej.
Atos odepchnął kielich wina i słuchał.
Jest to sprawa łatwa do powiedzenia, trudna do opisania ciągnął dalej lord Winter.
Panowie wszyscy byliście przyjaciółmi księcia Buckinghama. Wszyscy cieszyliście się jego
zaufaniem, dlatego też do was się zwróciłem. Możliwe, że wiecie o tym, że mam krewnych w
Nancy, jestem nawet spokrewniony z księciem Karolem Lotaryńskim. Jeden z mych
przyjaciół, który jest jednocześnie przyjacielem madame de Chevreuse, napisał do mnie w
bardzo ważnej sprawie i na skutek tego pisma wysłałem listy do was.
Ach! ach! przerwał mówiącemu d Artagnan. Nie masz na myśli... ale nie, to
niemożliwe! Nie idzie tu chyba o testament Thounenina!
Anglik został zaskoczony słowami d Artagnana.
Co? zawołał. Chyba nic jeszcze o tym nie wiesz...
Zamilknij, mój synu, odezwał się naraz Atos do d Artagnana. Pozwól naszemu
gospodarzowi wypowiedzieć się najpierw. Pózniej dopiero postaram się uzupełnić go
wiadomościami, jakie sami posiadamy. Zresztą sami niewiele wiemy. I to tylko z domysłów.
Dobrze więc mówił dalej de Winter, otrząsnąwszy się z pierwszego wrażenia.
Wiejski wikary w pobliżu Wersalu, krewny madame de Chevreuse, otrzymał od niej dziecko
na wychowanie jakie cztery lata temu, noworodka. Wynagrodzono go za to suto i udzielono
pewnych wskazówek, których miał się trzymać. Bawiąc przeszło pół roku temu w Lotaryngii,
gdzie przeczuł bliską śmierć wikary uzupełnił swój testament kodycylem. Testament był
sporządzony w r. 1624. Kodycyl, wypisany na welinowym papierze, zawierał szczegóły,
dotyczące dziecka. Testator wierzył święcie, że matką dziecka była Jej Królewska Mość,
która w tym czasie ciężko zachorowała w Wersalu i znajdowała się pod opieką madame de
Chevreuse.
Na te słowa Atos, który każdy zarzut przeciwko królowej nazywał bluznierstwem,
poruszył się.
w wikary napisał w kodycylu takie rzeczy, że gdyby dokument dostał się do
niewłaściwych rąk, wielka krzywda spotkałaby Jej Królewską Mość. Sprawa ta nie
obchodziła mnie jako Anglika, dotknęła natomiast mocno jako szlachcica i rycerza. Dalej...
Ach! znów przerwał d Artagnan, nie mogąc powstrzymać się od uwag. To dziecko
jest pod opieką Bassompierre a. Dokument ten jest w drodze do Richelieugo!
Wręcz przeciwnie rzekł poważnie Atos. Teraz właśnie wysłannicy kardynała
zabierają dziecko z St. Saforin! Lecz nie przerywaj. Proszę, mów monsieur. Widzę, że każdy
z nas będzie miał coś ważnego do powiedzenia.
Niesłychanie zdumiony uwagami przyjaciół, lord Winter mówił dalej:
Przy tym wszystkim, moi panowie, wiem z całą pewnością, że dziecko nie należy do Jej
Królewskiej Mości. Panowie przypomnijcie sobie, że posiadałem zaufanie księcia
Buckinghama. Także, kiedy de Bassompierre był ambasadorem w Anglii, znałem go bardzo
blisko. Jest pewna tajemnica, związana z tym dzieckiem, ale podzielę się nią z panami, jako
[ Pobierz całość w formacie PDF ]