[ Pobierz całość w formacie PDF ]

**Nie wiem czy to zrozumieliście, sama nie mogłam dojść do sensu tego, co napisała autorka.
Ogólnie chodzi o to, że barierka zaczęła spadać, a Cammie w ostatniej chwili się pod nią
prześlizgnęła.
Rozdział 16
RZECZY, KTRYCH MO%7łESZ SPODZIEWA SI PO NARUSZENIU
SYSTEMU BEZPIECZECSTWA NAJBARDZIEJ STRZE%7łONEGO WIZIENIA
NA ZIEMI (RWNIE%7ł PO SCHODZENIU ZE STROMEJ GRY):
Lista Cameron Morgan
-Gorąca czekolada. Serio. Strażnicy który cię znalezli będą
domagać się, byś się ruszała i przebrała w coś cieplejszego, ale
prawdziwym lekarstwem jest gorąca czekolada. Im gorętsza i
bardziej czekoladowa tym lepiej.
-Okazuje się, że jeżeli uciekasz z więzienia o wysokim poziomie,
naprawdę duzi, naprawdę macho faceci przestają patrzeć na ciebie
jakbyś była słodka a zaczynają patrzeć jakbyś była niesamowita.
-Po wspinaczce w tym stylu bez uprzęży i bez pomocy nikt
najwyrazniej nie uważa, że muszą cię narkotyzować, by pomóc ci
zejść Z góry.
-Droga do domu trwa o DU%7łO dłużej kiedy jesteś w pełni świadoma.
-Długie podróże są doskonałym momentem na myślenie.
-Totalnie może nie podobać ci się to co pozostało ci do
rozmyślania.
-Cammie! - powiedziała mama od razu, kiedy przekroczyłam szkolne drzwi.
Podbiegła korytarzem i zarzuciła ramiona wokół mnie. Potem, równie szybko,
odepchnęła mnie - trzymając mnie na odległość ramienia - i przyjrzała mi się
jakby chcąc się upewnić, że Agent Edwards przyprowadził mnie w takim samym
stanie w jakim byłam, gdy mnie zabierał. Nie byłam. I moja mama, szpieg
którym była, również mogła to zobaczyć.
-Wszystko w porządku? - spytała, a ja skinęłam głową.
-Tak. Mam się dobrze.
Ale moja mama po prostu przesunęła spojrzenie na Agenta Edwardsa:
-Dowiedzieli się jak strzelec się tam dostał? - spytała.
-Um... Tak - wypowiedział słowa zbyt ostrożnie - Przestępca był strażnikiem w obiekcie. Był w
środku.
-Rozumiem - powiedziała mama - Dzieciaku - pogładziła moje włosy. Jej dłoń ujęła moją twarz -
Może pójdz na górę? Idz do łóżka. Potrzebujesz odpoczynku - potem mama skupiła całą uwagę z
powrotem na mężczyznie, który przywiózł mnie do domu.
-Muszę porozmawiać z Agentem Edwardsem.
Pomiędzy nimi było dziwne połączenie - dwóch agentów-weteranów, potężnych ludzi, żadne z
nich nie przywykło do wycofywania się. Uspokoiłam się, ale nie sądzę aby Agent Edwards lub
moja mama nawet zauważyli, że tam stałam. Byli zbyt zajęci wpatrywaniem się w siebie.
-Masz tupet przyprowadzając ją w takim stanie.
-Wolałabyś raczej żeby nie wróciła w ogóle? - spytał mężczyzna.
-Nie czaruj mi tu. Miała być z tobą bezpieczna.
-Przykro mi, że twoja córka musiała przeżyć coś takiego - powiedział Agent Edwards.
-%7łycie jest słowem kluczowym, oczywiście - mama odwzajemniła jego spojrzenie.
-Co masz na myśli, Rachel? - Agent Edwards brzmiał na zmęczonego i zniecierpliwionego, i jak
zwykle lekko zirytowanego.
-Mam na myśli to, że moja córka poleciała na drugi koniec kraju jedynie po to by zobaczyć śmierć
ambasadora i mieć bandytę na ogonie.
-Byłego ambasadora - poprawił ją Max Edwards - I jako szef międzyagentowej grupy zadaniowej
nikt nie żałuje jego śmierci bardziej niż ja. Miał informacje których potrzebowaliśmy, Rachel. W
końcu po to była tam twoja córka.
Mama przysunęła się bliżej:
-Kiedy zaczął mówić został zabity? I dziewczyna z którą rozmawiał została celem?
-To było godne pożałowania - mama potrząsnęła głową powoli.
-Co najmniej.
Patrzyłam na moją mamę w tym momencie, na jej zwężone oczy, prostujący się kręgosłup.
Poruszyła się lekko na przeciwko mnie jakby chciała zablokować jakiekolwiek pocisku, które
mogły zmierzać w moim kierunku. I wiedziałam, czego nie powiedziała: że nie jestem z dala od
niebezpieczeństwa. Nie na dłuższy czas.
-To był odosobniony przypadek - powiedział jej Edwards.
-Naprawdę? - spytała mama - Na pewno? Myślałam, że twoim zadaniem było uodpornienie się na
krety*.
-Nikt nie bierze tego naruszenia poważniej niż ja, Rachel.
-Cóż, najwyrazniej nie bierzesz go wystarczająco poważnie - powiedziała mama.
-Co to ma znaczyć?
-To znaczy, że trudno płynąć statkiem, który przecieka - odpowiedziała mu - może twoja wolna od
kretów grupa zadaniowa nie jest tak bezpieczna jak myślałeś.
-Powiedz mi Rachel - patrzyłam jak mężczyzna porusza się, przyjmując inną taktykę - Gdzie jest
Joe Solomon? Gdzie jest w tym momencie?
-Joe Solomon nie żyje - głos mamy się załamał. Spędziła wystarczająco czasu wyobrażając sobie co
by było gdyby go straciła że prawdopodobnie po tym wszystkim wcale nie było tak trudno udawać -
Został zabity w eksplozji w Instytucie Blackthorne zeszłej wiosny. Jestem zaskoczona, że nie wiesz
tego. Jako szef grupy zadaniowej.
-Oczywiście - uśmiechnął się Edwards - Jakie to głupie z mojej strony, zapomnieć - podszedł do
drzwi, ale odwrócił się i spojrzał na moją matkę - Jestem pewien, że niedługo się zobaczymy -
skinął głową w moim kierunku - Cammie - powiedział, a potem otworzył drzwi.
Nie odwrócił się ponownie, nie zwolnił. Ale nawet gdy już odszedł, jego obecność pozostała.
Czułam ją w kościach, widziałam w oczach mojej matki, gdy nie spuszczała wyszkolonego oka z
okien, oglądając jak reflektory samochodu Maxa Edwardsa znikają.
-Wiedzą - powiedziała mama. Nie patrzyła na mnie. Po prostu wpatrywała się w ciemność, prawie
jakby czekała na czarne helikoptery i zespoły SWAT wpadające na nasze tereny jak rój - Wiedzą o
Joe.
-Podejrzewają - spróbowałam ją poprawić, ale mama pokręciła głową.
-Nie, Cammie. Wiedzą. Albo myślą, że wiedzą, ale to wszystko czego potrzebują.
-Więc co to znaczy?
-Joe nie jest tu bezpieczny - mama spojrzała tępo na zamknięte drzwi.
-Grupa zadaniowa nie będzie działała, prawda? - spytałam.
Czekałam na odpowiedz mojej matki, jednak ona nie zareagowała. Odpowiedzią była cisza
rozciągająca się pomiędzy nami.
-Więc co to oznacza? Znów wracamy do szukania członków kręgu na własną rękę? Myślę, że
powinniśmy. Powinnyśmy zadzwonić do Baxterów, prawda? Może...
-Powinnaś iść do łóżka, Cammie.
Moja mama popatrzyła na mnie w końcu, ale to nie było spojrzenie do jakiego przywykłam. Nie
chciała być sama. Patrzyła na mnie jakby to mógł być ostatni raz, kiedy mnie widzi - jaky ten
moment był cenny, rzadki i ulotny. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak blisko znalazłam się
momentu w którym nigdy ponownie nie wrócę do domu.
Mama przytuliła mnie i pogładziła po włosach. Pocałowała czubek mojej głowy tak jak robiła to,
gdy byłam małą dziewczyną.
-Tak bardzo dojrzałaś, dzieciaku - powiedziała, a ja poczułam, że się rumienię - Kiedy tak dorosłaś?
Już nawet mnie nie potrzebujesz.
-Oczywiście, że cię potrzebuję.
-Nie, Cammie - przytrzynała mnie mocniej, spoglądając mi w oczy - Już radzisz sobie z sytuacjami,
z którymi agenci dwa razy starsi od ciebie nie daliby sobie rady. Jesteś potężną agentką. I jesteś
gotowa, kochanie. Kiedy przyjdzie czas, obiecuję ci, będziesz przygotowana.
-Dobrze - powiedziałam, ponieważ co innego mogłabym powiedzieć? To brzmiao tak jakby moja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl