[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wracam do kwestii ekologicznego maksymalizmu. Do nieprzyjaciół ratowania pla-
nety trzeba zaliczyć konsumpcyjny egoizm, ale nieprzyjacielem tak samo groznym
może być pewnego rodzaju maksymalizm, który lekceważy właściwe cele, gdyż wybiera
sobie inne, o wartości czysto symbolicznej.
Istnieje ekologizm fanatyczny, dla którego istotą wymagającą ratunku jest plane-
ta, a jeśli trzeba przy tym zniszczyć zadręczających ją ludzi, niech nasz gatunek zgi-
nie, przepadnie. Dobrze, byli ludzie, którzy dla ratowania duszy grzesznika posyłali go
na stos, ale nie cieszą się oni w dzisiejszych czasach powszechną aprobatą. Jeśli chcemy
uznać Ziemię za coś żywego, musimy również uznać, że owa Ziemia  chciała (a mogła
żyć jedynie obierając ten właśnie kierunek) stworzyć rodzaj ludzki; a skoro dokonała
jego ewolucji tak, by miał kciuk umieszczony przeciwstawnie, postawę wyprostowaną
i bardzo duży mózg, chciała najwyrazniej, by pojawił się Homo Faber. Chciała czło-
wieka, który by ją zmienił, zaczynając od wygrzebania w niej jamy, rozłupania krze-
mienia i rozpalenia ognia. Rzecz w tym, że albo ekosystem jest wynikiem tej interak-
cji między Ziemią a jednym z gatunków, które wyżywiła, albo  niczym. W tej chwili
pilnym zadaniem tego gatunku jest zastanowienie się nad granicami własnego rozwo-
ju, bo jeśli umrze Ziemia, zginie także gatunek. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z te-
go, że znaczna część zmian dokonanych przez rodzaj ludzki na Ziemi jest korzystna
i że Homo Faber wynalazł między innymi weterynarię. Myślenie w terminach orga-
nicznej interakcji między gatunkami a planetą oznacza zrozumienie tego, że takie wza-
jemne oddziaływanie wymaga kompromisów. Ziemia wytwarza także wirusy, a nasz
gatunek robi dobrze niszcząc je, jeśli tylko jest to możliwe. Kiedy mówi się, że trzeba
ocalić pewne gatunki zwierząt, gdyż zapewniają one równowagę ekologiczną, mamy
na myśli to, że te zwierzęta nam odpowiadają, gdyż zjadają inne, które nam nie od-
powiadają. Ziemia nie ma żadnych moralnych zasad, gdy w grę wchodzi walka o ży-
cie. Toleruje ją. Toleruje to, że lew zjada człowieka, ale także to, że człowiek zjada kurę.
Człowiek zaś  który ma rozwinięty mózg  powinien zastanowić się, czy warto zja-
dać tyle kur, czy może doprowadzić do tego, by zjadały je tylko populacje uprzywilejo-
32
wane. Uważam, że dieta wegetariańska jest całkiem do zniesienia, i patrzę podejrzliwie
na tych, którzy wylewają łzy nad hodowlą norek, ale pałaszują befsztyki. Nie zabijajmy
norek, lecz starajmy się pamiętać o ogromnych cierpieniach, na jakie narażona jest gęś,
żeby człowiek mógł zjeść kęs pate de foie gras. Walka o byt pozwala nam nie wylewać
łez nad losem komarów, które zabijamy zwiniętą gazetą, ale chciałbym, żeby organiza-
cje ekologiczne przystąpiły do sporządzania spisu restauracji, gdzie dla wywindowania
rachunku do niebotycznych wyżyn podaje się dania wymagające wyrzucania okraw-
ków. Jedzeniem wyrzucanym codziennie w restauracjach świata zachodniego można
by wyżywić pół Afryki. Z troską i szacunkiem patrzę na los foki mniszki, ale napisałem
już w jednym z felietonów, że gdyby zaczęto reklamować wyśmienity ryż pełny, zaosz-
czędziłoby się dość ryżu, by nakarmić mieszkanców Biafry. Nie mam u siebie żadnego
przedmiotu z kości słoniowej (choć może gdzieś się poniewiera jakiś stary nóż do pa-
pieru) i nie chcę, by zabijano słonie i robiono mi kameę, ale morduje się przecież mi-
liony świń tylko po to, by podawać na stół kostki mortadeli, którą najlepiej byłoby usu-
nąć z naszej diety. Dlaczego tak przejmujemy się losem zwierząt rzadkich?
Nie pochwalam wiwisekcji, ale jestem zadowolony, że nowe lekarstwa testuje się na
szympansach, nie zaÅ› na gospodyniach domowych (a Ziemia zezwala mi na to, ponie-
waż to ona wynalazła walkę o byt). Moją troskę budzą natomiast pięknoduchy wiedzące
wszystko o wyniszczeniu egzotycznych gatunków, ale nie raczące pomyśleć o tym, co
musi wycierpieć zwierzę cyrkowe, zanim nauczy się zachowywać jak karykatura sa-
mego siebie. Od członków sekty zakazującej transfuzji krwi własnym chorym dzieciom
wolę weterynarza, który prowadzi doświadczenia z chorym kotem, by uratować pózniej
życie dziesiątkom tysięcy innych kotów.
Nie powstrzymujmy się od symbolicznego gestu potępienia paniusi, która ma to-
rebkę z krokodylej skóry, ale przecież w kraju krokodyli zbyt wiele dzieci umiera dla-
tego, że ich rodzice nie mają pojęcia o metodach antykoncepcji. Ograniczmy się do na- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl