[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejscach, które chcemy zobaczyć, i książkach, które chcemy przeczytać.
Zauważyłam jednak, że nigdy nie opowiada o rodzinie. Książki, gwiazdy,
podróże, sonety... Pewnej nocy obiecał w żartach, że napisze dla mnie wiersz.
58
Może właśnie to jest w kopercie. Serce waliło mi w piersi, gdy wyciągałam po
nią rękę. Jednak ktoś mnie uprzedził. Helen.
- To mój list!
- Lubisz poezję, Evie? - zapytała z tym denerwującym pustym wyrazem
twarzy.
- Czy ja... co? - Chyba nie wie o Sebastianie?
- Mówi się, że słowa bywają niebezpieczne. Na twoim miejscu wzięłabym
to sobie do serca.
Odeszła, za to zbliżyła się do mnie Celeste.
- Evie Johnson dostała list? A niby kto chciałby do ciebie pisać, Johnson? -
Wyrwała mi kopertę. Usiłowałam ją zabrać, ale szybko podała ją Sophie, ta
rzuciła list do Indii i po chwili tłum rozbawionych dziewcząt przerzucał się
nim, utrzymując go poza zasięgiem moich rąk.
- Co to za hałasy?
Ledwie rozległ się głos panny Scratton, dziewczęta uspokoiły się i
otoczyły mnie kręgiem. Byłam czerwona z wściekłości.
- Chciały mi zabrać list! - Zabrzmiało to jak słowa naburmuszonej
dziesięciolatki.
- To tylko taka zabawa, panno Scratton. - Celeste z uśmiechem wręczyła
jej kopertę. - Pani Hartle zawsze powtarza, że trzeba umieć się bawić.
Panna Scratton skinęła na mnie. Przyglądała się pochyłemu pismu na
kopercie.
Od kogo jest ten list, Evie? - zapytała.
- Ja... Nie wiem. Od przyjaciela.
- Nie wiesz, czy od przyjaciela? Dziwne.
- Od przyjaciela - skłamałam.
- Dobrze, Evie, proszę bardzo. - Miałam wrażenie, że niechętnie oddaje mi
kopertę. - W przyszłości nie urządzaj takich scen. Lepiej nie zwracaj na siebie
uwagi.
Byłam zbyt wściekła, żeby jej słuchać. Obwiniała mnie za awanturę, choć
to wszystko wina Celeste. Wybiegłam, pędziłam korytarzem do naszej klasy.
Była pusta. Usiadłam w ławce i rozerwałam kopertę.
Najdroższa Evie,
cudownie było wczoraj Cię zobaczyć. Prosiłaś o wiersz - oto on.
Przeczytaj go i wybacz mi, że nie umiem wyrażać się lepiej.
Sebastian
59
Po drugiej stronie był wiersz. Przeczytałam go zachłannie.
Moja lady Eve
O sercu złotym
Leczy i Å‚agodzi
Umysłu tęsknoty...
- Evie, wszystko w porzÄ…dku? - To Sara. WyjÄ…tkowo wcale siÄ™ nie
ucieszyłam na jej widok. Szybko złożyłam arkusik. - Podobno Celeste ci
dokuczała.
- To nic takiego.
Sara przyglądała mi się badawczo, zupełnie jak panna Scratton.
- Evie... - Po chwili wahania usiadła koło mnie. - Zdaję sobie sprawę, że to
brzmi dziwnie, ale mam wrażenie, że coś się z tobą dzieje. Masz jakieś
kłopoty?
- Wszystko jest w porządku, po prostu chciałabym pobyć przez pięć minut
sama. Mam dosyć wścibskich pytań i badawczych spojrzeń, przez które czuję
się jak dziwadło.
- Ale nie jesteÅ› sama, prawda? CzujÄ™ to.
- Nic o mnie nie wiesz, ani ty, ani żadna z was! - Miałam dosyć Wyldcliffe
i teraz to wyszło na jaw. - Ty masz cudowne życie: konie, rodzinę, pieniądze
i podejście: jestem inna niż one. Ale jesteś też inna niż ja! Tak naprawdę nie
wiesz nic o mnie i moim życiu, więc daj mi spokój!
Pożałowałam tych słów, ledwie padły. Sara, urażona, zabrała książki i
usiadła w innej ławce. Powoli schodziły się inne uczennice. Posłałam Sarze
błagalne spojrzenie, chciałam dać jej do zrozumienia, że mi przykro, ona
jednak umyślnie patrzyła w drugą stronę i rozmawiała z dziewczyną
imieniem Rosie.
Tu, w Wyldcliffe, nic mi się nie udawało.
Rozdział 17
60
Sara nie usiłowała nawet się do mnie zbliżyć. Było mi przykro, ale coraz
lepiej mi wychodziło ukrywanie swoich uczuć. Ignorowałyśmy się
wzajemnie. Powtarzałam sobie, że koniec z próbami znalezienia w
Wyldcliffe przyjaciółki. Brnęłam przez kolejne dni jak zombi. Gimnastyka,
nauka, chór, lekcje - wszystko straciło znaczenie. %7łyłam nocami, bezcennymi
chwilami z Sebastianem.
Laura już mi się nie śniła, nie mdlałam, nie miałam wizji, nie widywałam
rudowłosej dziewczyny. Tak, jakby teraz, gdy w moim życiu pojawił się ktoś
rzeczywisty, mogłam sobie poradzić bez fantazji.
- Poczekaj!
Zcigaliśmy się na wilgotnej trawie w blasku księżyca. Sebastian bez
wysiłku dopadł porośniętego bluszczem muru otaczającego teren szkoły.
- Oszust! - Dogoniłam go, dysząc ciężko.
- Niby dlaczego? - Roześmiał się.
- Masz dłuższe nogi niż ja.
- Chyba nie uważasz, że to moja wina!
- Właściwie czemu tu jesteśmy? - zapytałam, usiłując wyrównać oddech.
- Uciekamy. Musimy przelezć przez mur. Chwycił się grubego pędu
winorośli i wspiął na szczyt muru. Wyciągnął do mnie rękę.
- Sama nie wiem... - Nagle dopadły mnie wyrzuty sumienia. Dość, że
przebywałam na dworze nocą. Jeśli do tego jeszcze przyłapią mnie poza
terenem szkoły&
- Proszę cię, Evie. - Nagle spoważniał. - Musimy porozmawiać o czymś
ważnym, ale przede wszystkim muszę się stąd wydostać. Nie wpakuję cię w
kłopoty, obiecuję. Zaopiekuję się tobą.
Zagwizdał cicho i czarna klacz zjawiła się jak cień -czekała nieopodal. Po
chwili, niespokojna, siedziałam na jej grzbiecie.
- Musisz się mnie złapać.
Objęłam go w pasie, aż nadto świadoma jego bliskości. Koń ostrożnie
ruszył. Zamknęłam oczy i upajałam się obecnością Sebastiana. Próbowałam
uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Miałam wrażenie, że to sen:
potężny czarny wierzchowiec, gwiazdy na niebie, dreszcz, który poczułam,
gdy kosmyk ciemnych włosów Sebastiana musnął mój policzek. Nigdy tego
nie zapomnę, przebiegło mi przez myśl. Nieważne, co jeszcze mnie spotka,
nigdy nie zapomnę tej chwili. Pokonywaliśmy strome wzgórze.
- DokÄ…d jedziemy?
- Do starej strażnicy. Podobno niektóre części pochodzą z czasów
saksońskich. Jest starsza niż ruiny klasztoru.
61
Jechaliśmy dalej, w ciemności mijaliśmy samotne farmy. Otaczała nas
pustka i cisza. Wydawało się, że na świecie zostaliśmy tylko my, dwójka
nieśmiertelnych wędrowców w milczącej krainie. W końcu Sebastian
ściągnął wodze. Byliśmy na okrągłym kurhanie otoczonym kamieniami.
- Jesteśmy na miejscu.
Poczułam rozczarowanie. Spodziewałam się wysokiej wieży o potężnych
murach i wÄ…skich okienkach strzelniczych, jak w bajkowym zamku, a
tymczasem był to pagórek i kilka kamieni.
- Przecież tu nic nie ma - stwierdziłam, gdy Sebastian pomógł mi zsiąść.
Forteca była z drewna, więc już dawno się rozpadła. Ale jeszcze wcześniej
była tu świątynia albo święte miejsce. - Położył się na trawie i patrzył na
uśpioną dolinę. - Z takiego wzgórza bliżej do bogów. To miejsce mocy. W
dawnych czasach czczono słońce, księżyc i żywioły.
- Do tej pory nigdy nie myślałam o takich rzeczach - mruknęłam. - Można
by pomyśleć, że w Wyldcliffe nie sposób zapomnieć o przeszłości.
- O przeszłości nie można zapomnieć bez względu na to, gdzie jesteś -
stwierdził z goryczą.
- Sebastian? Co siÄ™ dzieje?
- Nic. - Uśmiechnął się do mnie i jego oczy znowu były jasne i lśniące. -
Nic złego się nie dzieje, gdy jesteś ze mną. - Zapraszającym gestem dotknął
ziemi. - Chodz tutaj. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl