[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A skądże! Zaraz po rozwodzie poszłam na studia.
- Ale... czy żałowałaś?
- Bo ja wiem... Wspominałam, oczywiście, ale raczej nie jego,
tylko wspólne chwile, te szczęśliwe, na początku...
Daniel nie znał tamtej Lizzie, która swoje gorące, panieńskie
serduszko oddała komuś, kto tego nie docenił. I ten ktoś rozbudzał w niej
pierwszą namiętność... Nagle poczuł żal, ogromny żal, że to nie on. I
strach.
- Lizzie, proszę, teraz nie myśl już o nim. To było dawno, proszę,
Lizzie!
- Daniel, kochany, oczywiście, to było bardzo, bardzo dawno -
przytaknęła ze słabym uśmiechem, a on, stojąc już w drzwiach i czując,
że denerwuje się coraz bardziej, mówił dość bezładnie:
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Pa, kochanie, spotkamy się po południu. Nie, przecież mam
ważne spotkanie. Chyba nawet dwa. Zatem spotkamy się przy kolacji.
Bzdura! Wieczorem muszę być w operze. Kochanie, czuję, że wrócę
dopiero po północy...
- Dobrze, Danielu, idz już!
Nie poszła do biblioteki. Cały dzień chodziła po parku, rozmyślając
o Tobym. Wiedziała, że tamten żywiołowy chłopak, którego znała, od
dawna już nie istniał. Na zdjęciu w gazecie Toby miał twarz dojrzałą i
zawziętą, w artykule wspomniano o jakiejś przyjaciółce i dwojgu
nieślubnych dzieciach, napisano też, że w życiu Toby'ego Wrenwortha
ważny był jedynie motocykl i wyścigi. A więc Dama miała rację. Tylko
dżinsy i białe zęby. No i potężna dawka egoizmu, która nauczyła Lizzie
trzymać swoje uczucia na wodzy. Dopóki nie spotkała Daniela...Daniel,
blady i zmęczony, wrócił dopiero po drugiej i natychmiast wyrzucił z
siebie pytanie, które prawdopodobnie nurtowało go przez cały dzień.
- Lizzie, czy ty go jeszcze kochasz?
- Kochanie, oczywiście, że nie. To przeszłość.
- Ale czy zapomniałaś o nim tak naprawdę? - dopytywał się
gorączkowo. - Czy nie myślisz o Tobym, no, kiedy kochasz się ze mną?
- Toby to przeszłość - powiedziała cicho Lizzie, patrząc w oczy
udręczonego króla. - %7łal mi go, śmierć młodego człowieka zawsze jest
wyjątkowo przygnębiająca. Ale w moim sercu nie było go od dawna, tam
jest miejsce wyłącznie dla ciebie. Danielu, nie jestem Sereną!
- Moja ty kochana - szepnÄ…Å‚ wzruszony, przytulajÄ…c jÄ… mocno. -
pona
ous
l
a
d
an
sc
Przejrzałaś mnie od razu.
- Nie było to takie trudne.
- Przepraszam cię, Lizzie. Wściekam się, bo jesteś dla mnie
wszystkim. Gdyby cię nagle zabrakło, to tak... to tak, jakby ktoś pogasił
w moim życiu wszystkie światła. Rozumiesz mnie?
- Rozumiem, kochany.
A potem, kiedy nasyceni sobą, pogrążali się we śnie, Daniel
wygłosił nagle bardzo stanowczym głosem:
- Jeśli ludzie naprawdę się kochają, nigdy od siebie nie odchodzą.
- Kochają? - wymruczała sennym głosem Lizzie. - Kto tu mówi o
miłości?
- Ja! Ja to mówię. Czy ty nie czujesz, że między nami jest coś
takiego?
- Czuję, czuję, mój kochany - pocieszyła go już zupełnie nie
przytomnym głosem, wtulając się jeszcze mocniej w jego ramiona. - I
jestem bardzo szczęśliwa.
Następnego ranka Daniel był umówiony na ważne spotkanie z
premierem. Wstał bardzo wcześnie.
- Pośpij jeszcze, kochanie moje - mówił czule, całując Lizzie na
pożegnanie. - A wieczorem ci coś pokażę. To będzie mała
niespodzianka!
Wyszedł szybko przez ukryte drzwi, a Lizzie, już rozbudzona,
wyskoczyła z łóżka. Kończyła poranną toaletę, gdy zadzwonił telefon. W
słuchawce odezwał się obcy głos i kiedy rozmowa dobiegła końca,
pona
ous
l
a
d
an
sc
Lizzie, blada i roztrzęsiona, natychmiast zadzwoniła do Daniela.
- Muszę natychmiast wyjechać.
- Kategorycznie zabraniam! Zaraz tam będę. Po kilku minutach
stał już w drzwiach.
- Co to za nonsens z tym wyjazdem! - wysapał.
- Dzwonili z Anglii, ze szpitala - wyjaśniła pospiesznie Lizzie,
wrzucając rzeczy do torby. - Bess miała ciężki atak serca. Pamiętasz,
opowiadałam ci o niej. Danielu, ona nie ma nikogo oprócz mnie.
- Przepraszam ciÄ™, Lizzie! Jak zwykle, zachowujÄ™ siÄ™ jak
skończony egoista. Zaraz zadzwonię, żeby podstawili mój prywatny
samolot.
- Nie trzeba, za godzinę mam połączenie z Londynem, jeśli wyjadę
stÄ…d za parÄ™ minut...
- Nie martw siÄ™, zadzwoniÄ™ na lotnisko! PoczekajÄ… na ciebie.
- Co to znaczy być królem!
- Najważniejsze, że mogę ci choć trochę ułatwić życie. Lizzie, i
jeszcze jedno...Zamilkł. Widać było, że zastanawia się nad czymś, co na
pewno nie było proste. W końcu machnął z rezygnacją ręką.
- Nie, to nie jest odpowiedni moment. Lizzie, chcę tylko, żebyś
wiedziała, żebyś pamiętała... że cię kocham.
Lizzie wróciła niespodziewanie już po trzech dniach. Wpadła do
apartamentu jak wicher i od razu rzuciła się do telefonu:
- Proszę łaskawie powiedzieć Jego Królewskiej Mości, że
natychmiast muszę się z nim widzieć.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Frederick najpierw gniewnie sapnął. Wszyscy wiedzieli, że panna
Boothe z Londynu ma na wołtawiańskim dworze pozycję, hm,
szczególną, nie oznacza to jednak, że król powinien być na każde jej
zawołanie! Frederick usiłował wytłumaczyć to dziewczynie w sposób
bardzo uprzejmy, ale panna Boothe przerwała podniesionym głosem:
- Proszę mu powiedzieć, że mam to, czego chciał. Przez kilka
następnych minut Lizzie miotała się po pokoju jak ranna lwica.
Podczas pobytu w Anglii dokonała dwóch odkryć. Jedno z nich
napełniło ją radością, a drugie - tak wielką goryczą, że teraz nie
wiedziała, czy w ogóle będzie w stanie spojrzeć na Daniela. Musiała
jednak - ostatni raz. Przybiegł już po kwadransie, z rozpromienioną
twarzÄ… i rozpostartymi ramionami.
- Kochanie, jak to dobrze, że wróciłaś! Jestem taki szczęśliwy! Ale
powiedz, dlaczego biedny Frederick tak się zirytował... Kochanie... Czy
coś się stało?
- Tak - odparła Lizzie, nie ruszając się z miejsca. - Przede
wszystkim nie mów do mnie  kochanie" i przestań udawać. Wiem
wszystko.- Ale co, Lizzie?
- %7łe w moim domu byli nieproszeni goście! Poszarzała w jednej
sekundzie twarz Daniela rozwiała jej ostatnie wątpliwości.
- A więc to prawda! Kazałeś to zrobić, a potem ty i ja... O Boże,
nie!
Zapadła cisza, złowroga i przytłaczająca. Dopiero po chwili Daniel
zapytał ochrypłym, nieswoim głosem.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Jak się o tym dowiedziałaś?
- Po prostu, kilka drobiazgów stało nie tam, gdzie zawsze.
Popytałam więc sąsiadów. Powiedzieli, że owszem, zaglądali do mnie
jacyś młodzi mężczyzni, grzeczni, przyzwoicie ubrani, drzwi otwierali
własnym kluczem. Sąsiedzi byli pewni, że to moi przyjaciele...
Lizzie urwała i zmierzyła Daniela zimnym, pogardliwym
wzrokiem.
- Z kluczem nie było problemu, prawda? Wystarczyło zatańczyć ze
mną na tarasie i pocałować za rogiem. Moja torebka została na krześle
przy stoliku, a czasu było aż nadto, żeby pożyczyć sobie na chwilkę
klucz i zrobić odcisk! Mój Boże!
Znów zapadła cisza.
- Dlaczego, Danielu?
Cisza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl