[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przedstawicieli Małych Ludzi. Jeśli masz ochotę, siadaj
dalej, lecz lepiej zostaw nieco przestrzeni dla Sir Johna the
Graeme'a.
Rycerz usiadł więc na normalnej ławie, pozostawiając
wolne miejsce na jej skraju. Gdy uczynił to, posłał wściekłe
spojrzenie de Merowi.
- Czy wszyscy oni mają siedzieć przy wysokim
stole? - zapytał. - Podczas gdy nasi znamienici rycerze
muszą zadowolić się mniej honorowymi miejscami?
- Ten stół przeznaczony jest dla mojej rodziny i przy-
wódców - wyjaśnił Herrac. - Całą piątkę Małych Ludzi,
skoro jest ich tak mało, traktuję jako dowódców równych
rangą najznamienitszym pośród nas. Tutaj więc jest ich
miejsce.
Sir William nie powiedział nic więcej, lecz sięgnął po
swój kubek i ostentacyjnie, okazując dezaprobatę, napełnił
go winem.
Herrac zignorował jego reakcję, obserwując jak sień
wypełnia się coraz bardziej. Tylko nieliczni zajmowali
miejsca przy wysokim stole po prawicy Sir Williama.
Jednym z nich, jak przypomniał sobie Jim, był Sir Peter
Lindsay, którego rodzina posiadała w tych okolicach
znaczną władzę.
Był on tylko nieco wyższy od Sir Gilesa, lecz jak Dafydd
bardzo proporcjonalnie zbudowany, przez co zdawał się
być pokazniejszego wzrostu. Miał proste, szerokie plecy,
szczupłą talię, a na jego twarzy trzydziestolatka malowały
się spryt i inteligenta. Miał niebieskie oczy i jasne brwi, zaś
ostre rysy znamionowały człowieka o silnym charak-
terze.
Gości przybywało. Zjawił się już także sam Sir John the
Graeme, który siadł tuż obok miejsc przygotowanych dla
Małych Ludzi. W przeciwieństwie do Sir Williama, nie
komentował i nie okazywał zaskoczenia, zapewne domyś-
lajÄ…c siÄ™ dla kogo sÄ… przeznaczone.
Kiedy ostatni spośród Northumbrian zasiadł za niskim
stołem, a pozostali debatowali popijając wino, otworzyły
się drzwi i do środka weszło pięciu Małych Ludzi.
Ich nadejście spowodowało, że w sieni zaległa cisza.
Obecni jeden po drugim milkli, aż wreszcie zrobiło się
cicho jak makiem zasiał. Grupa Małych Ludzi, prowadzona
przez Ardaca, obeszła zaś wysoki stół i dostrzegłszy
przeznaczone dla siebie miejsca, zajęła je.
Cisza przedłużała się. Herrac, jako gospodarz i dowódca,
zdecydował się ją przerwać.
- Jego Wysokość książę Merlon, Baron Sir James
de Bois de Malencontri et Riveroak oraz nasi sprzy-
mierzeńcy Mali Ludzie, prowadzeni przez Ardaca, syna
Lutela... - posłał spojrzenie dowódcy schiltronu, który
skinął mu głową - oraz wszyscy inni zaproszeni na
naradę przybyli już. Ogłaszam więc rozpoczęcie narady
wojennej przed mającą nastąpić jutro walką z Pustymi
Ludzmi.
m
Rozdział 29
G
dy dyskusja rozpoczęła się, Jim z pewnym zdziwie-
niem zauważył, że ma ona dość niezwykły, jakby uroczysty
charakter. Wyraznie brakowało w niej swobody, okrzyków,
przerywania mówiącemu w pół słowa oraz innych elemen-
tów tak charakterystycznych dla zwykłych, czternasto-
wiecznych spotkań.
Przypomniało mu to chwile wkrótce po zjawieniu się
w tym świecie, podczas szukania sposobu ocalenia Angie
i sprowadzenia jej z powrotem do dwudziestego wieku.
Wtedy to wczesnym rankiem, wraz z Dafyddem, Brianem,
miejscowymi ludzmi oraz wilkiem Araghem sposobili siÄ™
do ataku na zajmowany przez wroga zamek oblubienicy
Briana - Geronde Isabel de Chaney. Wówczas także,
wszyscy byli niezwykle skupieni i zaangażowani w czekające
ich zadanie. Do czasu, aż Brian uprzejmie, acz zdecydowa-
nie zaproponował Jimowi występującemu w smoczym ciele,
aby oddalił się i nie wchodził im w drogę.
Na wstępie Herrac podał czas i miejsce zgrupowania sił
w lasach niedaleko punktu zbornego Pustych Ludzi oraz
puścił w obieg sporządzoną przez Smoczego Rycerza mapę.
I
Na chwilę wybuchło zamieszanie, gdy nie znający położenia
miejsca spotkania ani drogi do niego rozglÄ…dali siÄ™ za
towarzyszami mogącymi im pomóc. Zaczęto także określać,
ilu ludzi przywiedzie każdy spośród przybyłych i sumować
liczbę wojowników.
W trakcie tego, Jima zaskoczyła informacja, że sam de
Mer wystawi stu dwudziestu trzech ludzi, chociaż podczas
pobytu u niego nie widział nigdy takiej liczby zbrojnych.
Uświadomił sobie jednak, iż Herrac włada na tyle rozleg-
łymi ziemiami, iż zamieszkuje na nich wielu mężczyzn
zdolnych do noszenia broni, podlegajÄ…cych mobilizacji
w okolicznościach takich jak te.
Kiedy gospodarz zakończył liczenie, głos zabrał Sir John
the Graeme:
- Powinniśmy jeszcze wysłuchać naszych sprzymierzeń-
ców, których przywódcy stawili się na naradzie. Oczekuje-
my, że poinformują nas, ilu ludzi przywiodą i czy możemy
na nich w pełni liczyć.
Było to pewnego rodzaju wyzwanie, biorąc pod uwagę
skład uczestników spotkania, i wszyscy dobrze o tym
wiedzieli.
Ardac spojrzał na Sir Johna, po czym stanął twarzą do
rycerzy siedzÄ…cych przy niskim stole.
- Przyprowadzimy ze sobą osiem schiltronów po stu
pięćdziesięciu wojowników każdy, co łącznie daje tysiąc
dwustu włóczników. Będą to więc zapewne siły większe niż
wystawiane przez was.
Jima po raz kolejny zdziwiła głębia głosu Małego Czło-
wieka. To, oraz fakt, iż siedział wyżej od reszty przywód-
ców, sprawiało, że wyraznie wyróżniał się spośród nich.
- Schiltron zazwyczaj formowany jest w sześć szeregów
po dwudziestu włóczników każdy - ciągnął. - Aby
jednak zwiększyć prawdopodobieństwo pozbycia się wszys-
tkich Pustych Ludzi, w tym wypadku podzielimy każdy
oddział na pół, co da nam szesnaście shiltronów, po trzy
szeregi każdy.
- Czy... - zaczął Graeme, lecz Ardac nie dał mu dojść
do słowa.
- Wybacz, Sir Johnie - rzekł Mały Człowiek - ale
jeszcze nie skończyłem. Nie spotkamy się z wami w miejscu
do tego wyznaczonym i nie ruszymy wspólnie do punktu
zbornego Pustych Ludzi. Przybędą tam jedynie nasi dowód-
cy i spotkają się z waszymi, gdy będziecie już gotowi do
wymarszu. Reszty nie ujrzycie, aż nie podkradniecie się do
samego pola walki. Mamy swoje sposoby poruszania siÄ™ po
lasach i nie powinno was to interesować. Możecie być
jednak pewni, że znajdziecie nas na stanowiskach, gotowych
do natarcia.
Przerwał na chwilę i spojrzał na Dafydda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl