[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokoje były ogrzewane, by, jak wyjaśnił Max, dać odpór
grzybowi i wilgoci. Większość mebli kryła swą czcigodną
starodawność pod pokrowcami. Max, okazało się, korzystał
tylko z niewielkiej części pomieszczeń, a więc z salonu,
gabinetu i ogromnej kuchni na parterze, na piętrze zaś z
połączonej z łazienką sypialni. Davina była zarazem oczarowana
urodą wnętrz, jak i wstrząśnięta atmosferą bezmiernej samotnej
pustki, jaka tu panowała. Czy zawsze taki właśnie los przypada
w udziale mężczyznie, który stracił żonę? - zadała sobie w
duchu dość retoryczne pytanie. Ona na jego miejscu sprzedałaby
tę rezydencję i kupiła coś mniejszego i bardziej przytulnego.
- Czy dom należał zawsze do twojej rodziny? - zapytała.
- Tylko przez ostatnie sto lat.
Tylko sto lat! Ale być może nie było to długo, zważywszy na
wiek domu, pamiętającego czasy jeszcze przedszekspirowskie.
Kiedy znów znalezli się w holu, Davina zaczęła się żegnać.
- Dziękuję za herbatę i gościnę. Muszę już jechać.
- Rozumiem. A ja ze swej strony jeszcze raz dziękuję za
przywiezienie mi portfela. Choinka dla dzieci była udana, nie
sÄ…dzisz?
- O, tak. Bardzo.
Przypomniała sobie, jak łagodny i czuły był Max jako Zwięty
Mikołaj. Zupełnie nie przypominał Maxa - członka zarządu.
Teraz zresztą też go nie przypominał.
- Czy naprawdę musisz iść? - usłyszała pytanie, kiedy stała
już z ręką na klamce drzwi wyjściowych.
Pytanie to mogło być zadane jako wyraz grzeczności i
dobrych manier.
- Niestety, tak. Dobranoc.
- Dobranoc, Davina.
RS
91
Ale drzwi po otwarciu nie ukazały podjazdu i parku. Ukazały
ścianę. Zcianę z mgły, która kłębiła się tuż za progiem.
- Wielkie nieba! - wykrzyknął Max. - Nie widać nic z
odległości trzech metrów. Nie możesz jechać.
- Ale ja muszę - powiedziała z jakąś ogromną determinacją w
głosie i postawiwszy kołnierz kurtki weszła w mgłę.
- Nonsens. - Chwycił ją za ramię. - Nie dojedziesz nawet do
drogi.
- Więc cóż mam robić? Przez chwilę milczał.
- Musisz zostać na noc w moim domu.
RS
92
ROZDZIAA SZÓSTY
Davina przez moment stała jak sparaliżowana. Max również
milczał, czekając na jej ostateczną decyzję. Coś w rodzaju
innego mglistego oporu pojawiło się między nimi. Spojrzała raz
jeszcze w wilgotną gęstwinę ciemności i bieli. Jazda w takich
warunkach faktycznie wydawała się czystym szaleństwem.
- Może... może mgła niebawem ustąpi.
- Być może. Ale nie licz na to. Moim zdaniem zaległa na całą
noc.
Wróciła do holu, a Max zamknął ciężkie dębowe drzwi.
Poczuła się jego więzniem. Chciała przynajmniej wiedzieć, co
myśli jej strażnik, ale jego lekko napięta twarz nic nie wyrażała.
Przeszli do salonu. Max przygotował świeżą herbatę i przez
jakiś czas opowiadał historię domu i ludzi zamieszkujących go
w przeszłości. Mówił dość monotonnie, co nie sprzyjało
skupieniu uwagi, i w istocie Davina prawie go nie słuchała. Po
pół godzinie podeszła do okna: mgła jakby jeszcze bardziej
zgęstniała. %7ładne z nich nic nie powiedziało, ale oboje myśleli o
tym samym. Niebawem Max wstał i poszedł do kuchni
nakarmić Burka, a Davina ponownie podeszła do okna i uchyliła
zasłonę. Kłęby mgły wydawały się teraz żyjącymi istotami,
które forsowały dom i próbowały wedrzeć się do środka.
Przebiegł ją zimny dreszcz.
- Obawiam się, że nic na to nie poradzisz - rozległ się głos
Maxa. - Będziesz musiała zostać.
Davina pozwoliła opaść zasłonie na poprzednie miejsce i
powoli odwróciła się.
- Obawiam się, że masz rację.
- Czy chciałabyś kogoś o tym uprzedzić?
- Nie. Mieszkam sama.
Na chwilę ich oczy spotkały się.
- Jesteś głodna? Może zjemy kolację?
RS
93
Była jak najdalsza od myśli o jedzeniu czegokolwiek, jednak
kolacja oznaczała pewien bezpieczny azyl.
- Jeśli nie sprawi ci to większych trudności...
- %7ładnych. A zresztą dlaczego nie miałabyś mi pomóc?
Poszli do kuchni i Max otworzył drzwi do gospodarskiego
pomieszczenia obok, ale wcześniej przedstawił jej Burka, doga
o rozmiarach cielaka. Pies jednak był w sennym nastroju i
ledwie raczył podnieść łeb na powitanie. Zajęli się
przygotowaniem kolacji. Davina krajała chleb i smarowała
kromki masłem, zaś Max przypiekał ziemniaki w kuchence
mikrofalowej i garnirował je szynką i żółtym serem. Wykazywał
w tym dużą wprawę, jak mężczyzna, który przyzwyczajony jest
troszczyć się sam o siebie.
KolacjÄ™ jedli w salonie, trzymajÄ…c tacÄ™ z jedzeniem na
kolanach i oglądając telewizję. W przypadku Daviny nie sposób
było zresztą mówić ani o oglądaniu, ani o jedzeniu. Orientowała
się tylko, że nadają film dokumentalny o życiu dzikich zwierząt,
a zdenerwowanie i napięcie sprawiały, że ledwie przełykała
małe kęsy. W końcu przestała się zmuszać i odstawiła tacę na
podłogę.
- Nie smakuje? - zapytał Max.
- Ależ bardzo! Tylko że nie byłam tak głodna, jak myślałam.
Max w tym momencie uznał zapewne, że również zaspokoił
swój głód, gdyż wziął obie tace i zaniósł do kuchni.
Po raz trzeci podbiegła do okna, a stwierdziwszy, że mgła nie
zamierza rzednąć, podeszła do kominka. Stanęła do niego tyłem,
odwrócona twarzą do drzwi. Kiedy więc znowu pojawił się w
salonie, ogarnęli się wzrokiem w tej samej sekundzie. Zmrużył
oczy i powoli zaczął iść ku niej.
Mając za plecami szumiące i trzaskające palenisko, mogła
tylko czekać na niego. Zatrzymał się w odległości kilku
centymetrów. Przestrzegane do tej pory pozory normalności w
jednej chwili ulotniły się. Teraz chłonął wzrokiem jej ciało
podświetlone od tyłu ruchomymi odblaskami płomieni.
RS
94
Wędrował pociemniałymi oczyma od jej rozzłoconych,
płonących włosów do drżących, rozchylonych warg. Nie
dotykając jej, brał ją w posiadanie.
- Już raz całowałem twe usta - rzekł wolno, jak gdyby
wyrywał z siebie każde słowo. - Teraz też chciałbym pocałować
ciÄ™...
Milczała. Była jak zahipnotyzowana.
- ... ale nie zrobię tego - dokończył mocnym głosem. - Nie
musisz się obawiać. Nic ci nie grozi z mojej strony. Nawet
gdybym pra... - Nagle przerwał, oczekując, że ona coś powie, da
jakiś znak. Nie doczekawszy się, szybko rzekł: - Chodz,
znajdziemy ci coÅ› do spania.
Cokolwiek odurzona, udała się za nim po schodach na górę.
Została w korytarzu, on zaś po chwili wyniósł ze swojej sypialni
błękitną jedwabną piżamę i szlafrok.
- Niewątpliwie jedno i drugie będzie dla ciebie za duże, ale
tylko takimi rozmiarami dysponuję. Jeśli chcesz skorzystać z
łazienki, to tędy, proszę. Znajdziesz tam nową szczoteczkę do
zębów. Ja tymczasem przygotuję łóżko.
- Dziękuję.
Wzięła podane jej rzeczy drżącymi rękami.
- Jak powiedziałem, nie musisz się mnie obawiać. Chyba że -
jego głos nabrał ostrości - chyba że nie jest to strach.
Uciekła spojrzeniem.
- Nie... nie wiem.
Odwróciła się i szybko weszła do łazienki. Dokładnie
zamknęła drzwi.
Kąpiąc się, wyrzucała sobie głupotę swoich ostatnich słów.
Bo jakkolwiek faktycznie miała kłopoty ze zdefiniowaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl