[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Wstałem, trzymając list Bososamy przed sobą, żeby móc go czytać.
- Opuścisz ciało tego prawdziwego sługi Allaha i powędrujesz dalej. Będziesz wędrował nawet po
dzień sądu ostatecznego. Pozwolisz temu słudze Allaha zająć jego miejsce w niebie i zostawisz go
w spokoju.
Zwiatła w kostnicy, trzy rury fluorescencyjne, zaczęły migotać. Potem jedna z nich
poczerniała i zgasła. Pracownik kostnicy podniósł głowę i rozejrzał się z niepokojem.
- Przepalony bezpiecznik? - zapytał policjant.
- Iblisie, rozkazuję ci wyjść z tego ziemskiego ciała i przepędzam cię - wyrecytowałem głośniej, bo
zacząłem się bać. - Apeluję do twoich byłych braci w niebie Allaha. Niech zamkną przed tobą
wrota.
W kostnicy nagle zapadły ciemności. Potem zawiał wiatr: ostry, zawodzący wiatr. Taki,
który smagał skórę i był nie tylko bolesny, ale również gorący, niczym wiatr na pustyni.
Usłyszałem, jak policjant mówi coś niewyraznie, a pracownik odpowiada:
- Zwiatła... co jest z tym cholernym światłem?
- Wynoś się, Iblisiel - krzyczałem. - Wynoś się! Nie włócz się więcej między tymi opuszczonymi
dziećmi Afryki! Daj im żyć! Odejdz, żeby mogli znalezć własną drogę powrotną do islamu, ich
właściwej religii, bez pokus i bez przeszkód z twojej strony! Wynoś się!
Jakaś blada, pulsująca poświata oświetliła kostnicę. Była wystarczająca, żeby móc widzieć
rzędy szuflad, w których leżały ciała. Wystarczyła też, bym zobaczył Johna Bososamę. Jego twarz
błyszczała, jakby od potu, a oczy były szeroko otwarte.
Nagle rozległ się przerażający huk. Wysunęła się jedna z górnych szuflad. Pracownik
kostnicy powiedział: "Jezus!" i szczęka mu opadła. Policjant wyjął rewolwer, ale nie było do czego
strzelać. Panowały ciemność i wiatr... i przerażający, jękliwy zew odległej, odwiecznej pustyni.
Potem buchnął ogień. Otwierały się, jedna po drugiej, szuflady, a z każdej podnosił się trup,
który siadał, jakby był żywy. Wzdęte od gazów, szarozielone trupy, wyciągnięte z East River.
Blade ciaÅ‚a, wykrwawione na Å›mierć w nieznanych klatkach schodowych Ósmej Alei.
Fioletoworóżowe ciała zmarłych na atak serca. Trupy ciemnoczerwone od pośmiertnego zasinienia.
Każdy z nich, podnosząc się z szuflady, wybuchał ogniem. Widziałem skręcające się włosy
i skwierczącą skórę. Gęsty dym palącego się człowieczeństwa wypełnił całe pomieszczenie.
- Jezu - wymamrotał policjant. - Jezu Chryste.
Tego horroru nie mogło jednak powstrzymać wzywanie Jezusa czy chrześcijańskiego Boga.
Z ciemności i przewiewanego wiatrem dymu wychynęła niezwykle wysoka i czarna jak kruk
postać Iblisa.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Jego głowa przypominała bardziej czerep konia niż wielbłąda, a kiedy wyszczerzył zęby,
zobaczyłem jeden po drugim rzędy ociekających śliną siekaczy. Był gigantyczny, ohydny,
przerażający. Jego oczy błyszczały w zadymionym mroku jak reflektory tajemniczej, niemożliwej
do zastopowania ciężarówki. Zaryczał, ale było to raczej harmoniczne drganie, a nie ryk. Bardziej
wstrząs niż wrażenie dzwiękowe. Poczułem, jak cierpną mi zęby, a drganie przesuwa się wzdłuż
kręgosłupa.
- Iblisie! - wrzasnąłem. - Wypędzam cię!
W migotliwym świetle palących się trupów diabeł z pogardliwą wyższością pokręcił przecząco
głową.
- Nie możesz mnie wypędzić, ty głupcze  zaryczał dziwnym dudnieniem. - Tylko ci, którzy wierzą
w Allaha, mogą mnie wypędzić. Tylko ci, którzy stosują się do nauk proroka Mahometa.
- Działam w imieniu takiego człowieka! - krzyknąłem.
Mój głos był napięty ze strachu. - Tego oto człowieka: Johna Bososamy. Upoważnił mnie do tego.
Iblis się zaśmiał. Brzmiało to raczej jak łoskot kolejki podziemnej, spadającej w czeluść bezdennej
studni.
- Nie pochodzisz z jego rasy - drwił ze mnie. - Nic nie możesz zrobić.
Nie poddałem się. Nie pytajcie mnie dlaczego. Przez moment wydało mi się, że muszę mieć coś
takiego, w co bym mógł wierzyć. W końcu zobaczyłem ten rodzaj zła, które sprawia, że świat jest
taki, jaki jest. Iblis, podobnie jak szatan, był blagierem i kanciarzem; oszustem wykorzystującym
niepewność i strach.
- Mogę zrobić wszystko! - zaskrzeczałem. - Mogę cię wypędzić, ponieważ mam szacunek dla
wiary moich czarnych braci wiary w Allaha i w proroka Mahometa! Mogę cię wypędzić, ponieważ
wszyscy ludzie są równi i ponieważ ten kraj im to gwarantuje! Mogę cię wypędzić, ponieważ
przybyłem pomóc Johnowi Bososamie, gdyż uważam, że cały jego lud powinien być wolny! Mogę
cię wypędzić, ponieważ przyjąłem odpowiedzialność za to, co biali uczynili jego ludowi, ponieważ
obie rasy muszą przebaczyć sobie wydarzenia z przeszłości, rozwiązać problemy dnia dzisiejszego
i zaakceptować wzajemne prawo do zachowania tożsamości w kwestiach religii i magii!
Zrobiłem przerwę dla zaczerrpnięcia powietrza. Byłem nieprzytomny z wściekłości
i strachu.
- WynoÅ› siÄ™! - ryknÄ…Å‚em. - WynoÅ› siÄ™ i zostaw naszych braci w spokoju!
Przez chwilę atmosfera była napięta do ostatnich granic. Widmo zachwiało się i jakieś brzęczenie
nie do wytrzymania ogarnęło kostnicę. Potem palące się ciała zaczęły eksplodować. Nad głową
przelatywały mi kawały płonących zwłok, czaszki z palącymi się oczodołami, ręce pokurczone
w ogniu na kształt szponów.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl