[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powstrzymała na chwilę swą bujną wyobraznię i
rozejrzała się za czymś na deser.
- O, jest jeszcze kawałek wczorajszej szarlotki.
Gdzieś tu powinny le\eć herbatniki i biszkopty...
- Dla mnie biszkopty.
- To a\ tak zle? - zerknęła na niego.
- yle?
- Tanner, ju\ dwa razy naruszyłeś mój zapas
biszkoptów. Teraz te\ się gorączkujesz. Gdy nałóg
staje się tak powa\ny, trudno utrzymać go w tajemnicy.
- To nie nałóg.
- A co?
- Nieopanowana, nie nasycona słabość.
Rzeczywiście. Wziął dwa biszkopty naraz. Charly
zrelacjonowała rozmowę z Wesem.
- Wes twierdzi, \e znakomicie nastawiłeś skrzydło,
i \e powinno się zrosnąć bez śladu. Pod warunkiem,
\e jakoÅ› powstrzymamy George'a od zerwania plastra.
Dał mi bardzo mocny materiał na temblak. Pytałam
go te\, czy dobrze robimy, trzymajÄ…c go w niewoli.
- Co masz na myśli?
Charly sięgnęła po herbatnik.
- Martwiłam się, czy nie wyrządzamy mu krzywdy.
Na przykład, czy będzie potrafił polować? Czy nie
przyzwyczai się do jedzenia tylko z ręki? Czy po
wyjściu na wolność poradzi sobie bez nas?
- No i co powiedział weterynarz? - Tanner zebrał
talerze i odniósł do zlewu.
- śebym się nie martwiła. Nikt nie jest w stanie
oswoić śnie\nej sowy. Mają zbyt dobrze rozwinięty
instynkt łowiecki. George nie powinien mieć \adnych
kłopotów z powrotem na wolność. O, zapomniałam
NOC MYZLIWEGO
79
ci powiedzieć! Wiesz, co powiedział na temat ich
zwyczajów mał\eńskich?
- Zamieniam się w słuch.
Z coraz większą łatwością Charly skłaniała go do
śmiechu.
- Według niego, samice są tak nieśmiałe, \e w
trakcie godów samce muszą przynosić im prezenty,
najczęściej myszy albo \mije. Gdy samiec chce zachęcić
sowę, pokazuje jej prezent, a następnie chowa go pod
skrzydłem. Pokazuje, i znowu chowa. Trwa to tak
długo, a\ sowa nabierze zaufania i zbli\y się do samca.
Trudno sobie wyobrazić, \e George mo\e być taki
romantyczny! Zawsze patrzy, jakby chciał rzucić mi
się do gardła. Bo\e, jaki jest nieznośny!
- Tylko w stosunku do ludzi - Tanner odpowiedział
spokojnie. - W obronie swej rodziny walczyłby na
śmierć i \ycie. Natomiast ludziom nie powinien i nie
mo\e ufać. Kosztowałoby go to \ycie.
- Du\o wiesz o sowach, prawda?
- TrochÄ™.
Za du\o - pomyślała. Rozumiał je a\ za dobrze.
Widocznie gorzko się rozczarował, nadmiernie ufając
innym ludziom. Pasma siwych włosów dodawały mu
wprawdzie uroku, ale pojawiły się z pewnością
przedwcześnie. Musiał wiele w \yciu przecierpieć.
- Charly?
Odwróciła się w jego stronę. Chciał coś powiedzieć,
ale przez chwilę jego uwagę zaprzątnął słój na
kredensie.
- A to co takiego?
- To, co widzisz. Ró\any miód. Płatki ró\ muszą
pływać w miodzie przez całą dobę. Pózniej je odcedzę...
- Ró\any miód... - powtórzył jej słowa i spojrzał na
nią. Poczuła narastające napięcie. Tak, robiła ró\any
miód, hodowała orchidee i lubiła nosić koronkową
bieliznę. Ju\ wiedział o niej więcej, ni\
80 NOC MYZLIWEGO
inni. Wiedział za du\o. Za wiele zaryzykowała... i to
wszystko z powodu jakiegoÅ› samotnego nieznajomego.
Wszystko ma swoje granice - pomyślała. Jeśli teraz
pozwoli sobie \artować ze mnie...
- Ju\ dość długo czekam na przesłuchanie trzeciego
stopnia - spokojnie zauwa\ył.
Charly nie przerwała zmywania. Tanner stał w
drzwiach do kuchni, mniej więcej w równej odległości od
niej i od kurtki. Wydawał się gotów do ucieczki.
Charly równie\.
- Co, wyobra\ałeś sobie, \e zasypię cię pytaniami
na temat ostatniej nocy?
- Myślę, \e tak zachowałaby się niemal ka\da
kobieta. Faktycznie, nie znam \adnej, która gotowa
byłaby mnie wpuścić do domu w takim stanie, w jakim
byłem wczoraj w nocy bez odpowiedzi na parę pytań,
na przykład bez wyjaśnienia kim jestem, co mi się stało
i czy przypadkiem nie mam na pieńku z wymiarem
sprawiedliwości. Na marginesie muszę zauwa\yć, \e
w dalszym ciÄ…gu nie zamykasz drzwi na klucz, Charly.
- Powiedziałam ci przecie\, \e nie mam zamiaru
tego robić.
Charly schowała resztki gulaszu do lodówki,
wyprostowała się i spojrzała na niego.
- Wiesz, co ci powiem? Nikt nie zwraca uwagi na
\yjÄ…cego samotnie mÄ™\czyznÄ™. Nikomu nie wydaje siÄ™
dziwne, \e mÄ™\czyzna wybiera \ycie z przygodami,
decyduje się na podjęcie wyzwania. Gdy tak zachowuje
siÄ™ kobieta, ludzie strojÄ… miny. Kobieta powinna
pragnąć bezpiecznego \ycia, ale ja od dzieciństwa
wolałam ryzyko... Chciałam grać w dru\ynie basebal-
lowej.
- Charly...
Pokręciła przecząco głową.
- Chciałeś wiedzieć, czemu nie zadałam ci mnóstwa
pytań, to pozwól mi teraz dokończyć. Nie jestem
NOC MYZLIWEGO 81
wątłą roślinką i niełatwo jest mnie przestraszyć. To
prawda, \e hodujÄ™ orchidee i dziergam koronki, ale
prawdą jest równie\, \e w wieku dziewiętnastu lat
zastrzeliłam czarnego niedzwiedzia.
Lubię ryzyko i niebezpieczeństwo - przerwała, aby
wziąć oddech. - Szanuję ludzi, którzy nie lekcewa\ą
mnie tylko dlatego, \e jestem kobietÄ… i czasem potrze-
buję koronek i orchidei. I szanuję ludzi, którzy robią to,
co majÄ… do zrobienia, Tanner. Wszystko, co o tobie
musiałam wiedzieć, ju\ mi wielokrotnie powiedziałeś.
Przez dłu\szą chwilę Tanner stał bez słowa, po
czym zniknął w korytarzu. Charly słyszała szelest
kurtki i tupot cię\kich butów. Mo\e to dziwne, lecz
siedziała zupełnie nieruchomo, podczas gdy on przy-
gotowywał się do wyjścia. Z goryczą wyrzucała sobie,
i\ kolejny raz powiedziała mu więcej, ni\ zamierzała.
Ponownie pokazał się w drzwiach. Właśnie naciągał
grube rękawice. Zmierzył ją powa\nym spojrzeniem.
- A có\ to za kariera, grać w dru\ynie baseballowej?
- pokręcił głową z dezaprobatą. - Ja chciałem grać
na obronie w dru\ynie piłkarskiej z San Francisco!
To przynajmniej byłoby coś.
Uśmiechnął się szeroko, a Charly wybuchnęła
śmiechem.
- Bardzo lubię, jak się śmiejesz, Charly. Bardziej,
ni\ mo\esz się domyślać, i zapewne o wiele za bardzo.
Charly czuła się tak, jakby stała na najwy\szym
piętrze wie\y skoków do wody.
- Nie rozumiem.
- Nie mam nic, co mógłbym z tobą dzielić. Niewiele
mogę zaoferować kobiecie - wyszeptał. - Dla twojego
dobra, radzę ci, byś mnie wyrzuciła za drzwi. Po
prostu, powiedz mi, bym tu nie wracał.
- Tanner, lepiej siÄ™ rozchmurz. Co ci jest? Pewnie
zaszkodziły ci biszkopty, tyle ich zjadłeś. Jeśli chcesz,
to wracaj, jeśli nie, to nie. Po co to komplikować?
82
NOC MYZLIWEGO
Wpatrywał się w nią przez parę sekund, po czym
odwrócił się na pięcie i wyszedł. Przez okno widziała,
jak szedł pod wiatr ku drodze. Serce waliło jej jak
młotem.
Z trudem opanowała podniecenie. Tanner zafas-
cynował ją od pierwszego spotkania. Miał szczególny
dar - sprawiał, \e chciała łamać ustalone przez siebie
reguły \ycia. Jeśli tylko puściłaby wodze wyobrazni,
to wkrótce wmówiłaby sobie, \e w ten sposób Tanner
chciał powiedzieć jej o swoich uczuciach.
Charly nie miała zamiaru pozwalać sobie na takie
głupstwa. Tanner był samotnym mę\czyzną, który
pragnÄ…Å‚ towarzystwa. Przed nim inni wysiadywali
godzinami w jej kuchni. Wszyscy przychodzili z tego
samego powodu. Wiedziała, \e to jeszcze za mało, aby
zatrzymać przy sobie mę\czyznę takiego, jak Tanner.
Mógł ją tylko zranić.
Czy warto mu na to pozwolić? - pomyślała.
Zdecydowanym ruchem wstała od stołu i poszła do
szklarni. Praca to najlepsze lekarstwo. Przyda siÄ™ jej
godzina cię\kiej harówki. Najwyrazniej straciła dla
niego głowę, co nie wydawało jej się szczególnie
rozsądne. Powinna przesadzić trzy nowe orchidee,
przygotować specjalną po\ywkę dla Ophrys, po-
sprzątać. Ostatnio równie\ miewała kłopoty z utrzy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl