[ Pobierz całość w formacie PDF ]

książek, przeważnie z pieczątkami uniwersyteckiej biblioteki,
wskazujÄ…cymi na przekroczony o osiem miejscowych lat termin
zwrotu.
Spojrzałem na wiszący na ścianie dyplom i trochę się zdziwi-
łem. Mieszkająca tu kobieta, Roberta Moore, była matematyczką i
kiedyś odwiedziła Paxton, aby namawiać dwoje moich uczniów do
podjęcia studiów w Centrusie. Potem we czworo zjedliśmy obiad.
 Mały jest ten świat  zauważył Charlie, lecz szeryf przy-
pomniał, że zapewne znaliśmy wielu miejscowych mieszkańców
dlatego, że obaj wykładaliśmy, a w pobliżu znajdował się uniwer-
sytet. Mógłbym spierać się z logiką takiego rozumowania, ale w
ciągu wielu lat życia nauczyłem się znajdować lepsze sposoby mar-
nowania czasu.
Wszędzie kurz i pajęczyny. Cztery duże obrazy olejne na ścia-
nie, na oko niezbyt dobre. Jeden, znacznie lepiej wyglÄ…dajÄ…cy z
dziurą po kuli, był podpisany: "Dla kochanej cioci Rób", co praw-
dopodobnie wyjaśniało obecność wszystkich czterech.
Bałagan w pokoju wyglądał na naturalny. Gdyby nie pajęczy-
ny i kurz, byłaby to typowa nora samotnie mieszkającego naukow-
ca.
Najwidoczniej kobieta znajdowała się w kuchni, kiedy stało
się to coś, co się wydarzyło. Stał tam mały drewniany stół i dwa
krzesła  jedno obciążone stertą książek i czasopism. Talerz z ja-
kimiś niezidentyfikowanymi resztkami, które być może mogłyby
naprowadzić nas na ślad. Poza tym w kuchni panował porządek, w
przeciwieństwie do pokoju: wszystkie naczynia były umyte i po-
chowane. Na środku stołu stała porcelanowa waza z kilkoma kru-
chymi, brązowymi patyczkami. Cokolwiek się tu stało, miało miej-
sce w trakcie posiłku i lokatorka nie miała czasu lub ochoty, by go
dokończyć i posprzątać. %7ładnej odzieży na podłodze, ale mieszka-
jąca samotnie osoba nie musi ubierać się do jedzenia.
Jej ubranie leżało na starannie zasłanym łóżku, nakrytym kapą,
która pod warstwą kurzu miała ciemnoczerwony kolor. Dwa obrazy
pędzla tego samego artysty spoglądały na siebie, umieszczone na
samym środku dwóch przeciwległych ścian. Komódka miała trzy
szuflady. W środku były bluzki, spodnie i bielizna, starannie złożo-
ne i poukładane. W szafie znalezliśmy dwie puste walizki.
 Cóż, nie spakowała się  zauważył Charlie.
 Nie miała czasu. Zaczekajcie, sprawdzę coś.
Wróciłem do kuchni i znalazłem widelec, którym jadła, leżący
na podłodze tuż obok krzesła.
 Spójrzcie na to.  Pokazałem im widelec, w którego zę-
bach tkwiły jakieś zaschnięte resztki.  Sądzę, że to wydarzyło się
niespodziewanie. Po prostu znikła między jednym kęsem a drugim.
 Nasza antymateria znikała powoli  przypomniał szeryf.
 Jeśli chcemy szukać podobieństw.
 Ty jesteś fizykiem  oznajmił Charlie.  Co sprawia, że
obiekty znikajÄ…?
 Kolapsary. Jednak pojawiajÄ… siÄ™ w innym miejscu.  Po-
kręciłem głową.  Przedmioty nie znikają. Tak może się wyda-
wać, ale po prostu przechodzą w inną formę lub miejsce. Cząstecz-
ka materii i antymaterii niszczÄ… siÄ™ wzajemnie, ale nadal istniejÄ… 
w formie wytworzonych fotonów. Nawet coś, co pozornie znika,
nie całkiem przestaje istnieć.
 Może to zostało zainscenizowane specjalnie dla nas  za-
sugerował szeryf.
 Co? Dlaczego?
 Nie mam pojęcia dlaczego. Jednak wydaje mi się to jedy-
nym możliwym wyjaśnieniem. Było dość dużo czasu, żeby wszyst-
ko przygotować.
 Zażartujmy sobie z tych renegatów  rzekł Charlie z prze-
sadnym miejskim akcentem.  Niech wszyscy upozorujÄ… nasze
zniknięcie czternastego galileusza sto dwudziestego ósmego roku.
Zostawcie swoje ubrania i nago odejdzcie na palcach. Tymczasem
my wyssiemy antymateriÄ™ z "Time Warp" i zmusimy ich do powro-
tu.
 A potem wyskoczymy z kryjówki.
Szeryf rozzłościł się.
 Wcale nie twierdzę, że to rozsądne wyjaśnienie. Po prostu
mówię, że na razie żadna inna teoria nie pasuje do dowodów.
 Zatem znajdzmy więcej tych dowodów.  Machnąłem
ręką.  Wychodzimy przez okno, czy przez drzwi?
21
Zanim zapadł zmrok, przeprowadziłem kilka rozmów z Mary-
gay. Zmieniali się przy lornecie, lecz nie dostrzegli żadnych śladów
życia oprócz tych, które my pozostawiliśmy w śniegu. Jednak na-
wet i te były ledwie widoczne dla najbystrzejszych obserwatorów,
którzy dokładnie wiedzieli, czego mają szukać, gdyż lorneta dawa-
ła tylko piętnastokrotne powiększenie. Tak więc teoretycznie mo-
gły się tu gdzieś kryć tysiące ludzi.
Było to jednak mało prawdopodobne w świetle tego, co zasta-
liśmy i czego nie znalezliśmy. Wszystko wskazywało, że zdarzyło
się coś nieprawdopodobnego: o 12:28 w południe, 14 galileusza
128 roku wszyscy ludzie, każdy Człowiek i Taurańczyk rozpłynęli
siÄ™ w powietrzu.
Dokładny czas ustaliliśmy w oparciu o jedną poszlakę: stojący
zegarek znaleziony na podłodze warsztatu, w którym było pełno ta-
kich ciekawostek. Obok nie chodzącego zegarka leżało ubranie.
Kiedy dojeżdżaliśmy do centrum miasta już zaczynało się
ściemniać, więc postanowiliśmy odłożyć dalsze poszukiwania do
następnego dnia. Byliśmy śmiertelnie zmęczeni i zdołaliśmy utrzy-
mać otwarte powieki jeszcze tylko przez chwilę, wystarczającą na
spożycie kolacji złożonej z różnych konserwowych produktów, po-
pitych wodą ze stopionego śniegu. W kuchni Roberty był barek z
winem, ale nie wzięliśmy ani butelki, nie chcąc okradać zaginionej.
Opadliśmy z Charliem na ruchome nosze, czy też stoły opera-
cyjne z tyłu pojazdu. Udało nam się znalezć nawet jakieś nadmu-
chiwane poduszki. Szeryf położył się na podłodze, oparłszy głowę
na drewnianym klocku, który znalazł na ulicy.
Wstał o poranku, wyraznie zmarznięty, i zbudził nas, włącza-
jąc ogrzewanie. Przez kilka minut niemrawo narzekaliśmy na brak
herbaty, którą moglibyśmy popić zimną wędzoną rybę i owoce.
Musielibyśmy włamać się do jakiegoś domu po przybory i herbatę,
a potem rozpalić ogień. Byłoby to łatwe w Paxton, gdzie w każdym
domu był praktyczny kominek. W Centrusie było centralne ogrze-
wanie i przepisy o ochronie powietrza.
Nagle zapragnąłem wrócić do Paxton, częściowo wiedziony
ciekawością, a trochę irracjonalną nadzieją, że ta dziwna plaga nie
objęła całej planety i mój dom będzie takim samym miejscem, ja-
kie opuściłem dwa miesiące, czy też dwadzieścia cztery lata temu. I
że zastanę tam Billa, urażonego ale poza tym niezmienionego.
Zobaczyliśmy trzy statki dryfujące po niebie z zachodu  sła-
be złociste gwiazdy w półmroku. Włączyłem radio, ale nic nie
nadawali  milczeli, najwidoczniej spali.
Miałem nadzieję. Tu i teraz wszystko mogło się zdarzyć.
Szeryf chciał najpierw zajrzeć na posterunek. Był to jedyny
budynek w Centrusie, który dobrze znał, więc jeśli na wyższych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl