[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jasne.  Lex skinął głową.
W holu kancelarii Burtona leżał duży, miękki dywan w dyskretnym,
piaskowym kolorze brandy. Z okna rozciągał się piękny widok na Stamford.
 Po prostu nie wierzę, że Bradley mógłby coś takiego zrobić 
powiedziała Olivia, kiedy czekali na windę, która po chwili zatrzymała się
na dziesiątym piętrze.  Ktoś go na pewno do tego namówił.
Weszli do środka. Lex milczał. Jemu z kolei trudno było uwierzyć, by
to Keely mogła stać za całą tą sprawą. Nikt nie musiał namawiać jego brata
do popełnienia przestępstwa. Bradley śmiał się z Leksa, że to on któregoś
dnia wejdzie w konflikt z prawem, ale tak naprawdę Lex doskonale widział
jego szkolne oszustwa: ściąganie, odpisywanie zadań i podrabianie podpisu
matki. Myślał czasami, że nie prowadzi to do niczego dobrego.
43
RS
Lex westchnął głęboko.
 Na pewno nikt nie zmusił go do ucieczki, mamo.
Ale jeśli to Keely Stafford mu pomogła, musi znać sposób, by oczyścić
Olivię z zarzutów. Powinna więc zrobić to jak najszybciej.
 Po prostu nie wiedział, co w tej sytuacji zrobić, i dlatego się gdzieś
zaszył  odparła Olivia.  Musiało mu być bardzo ciężko.
 Czy komukolwiek udało się zmusić Bradleya, żeby zrobił coś, czego
nie chciał zrobić?  zapytał retorycznie.
 Nie mógł działać sam. Słyszałeś, co mówił Frank.
 Możliwe, ale obawiam się, że to był jego pomysł  tłumaczył
cierpliwie.  Najpierw uprawiał hazard, a kiedy zaczęły się kłopoty, wpadł
na pomysł wyprowadzenia pieniędzy z firmy. A potem sytuacja wymknęła
mu siÄ™ spod kontroli.
 Nie, nie...
Na twarzy Olivii pojawił się wyraz bólu. Winda zatrzymała się na
parterze, a ona popatrzyła z przestrachem na zgromadzonych w holu ludzi.
Bała się wysiąść, w końcu jednak wyprostowała się i oboje wyszli z windy.
 Boże, co ja zrobię?  szepnęła.  Zabiorą mi wszystko. Jak mógł
tak postąpić? Jak mógł zostawić mnie w takiej sytuacji?
Lex podał jej ramię, by miała się na czym oprzeć. Po chwili wyszli na
ulicę. I dopiero teraz Olivia rozpłakała się po raz pierwszy. Stanęli na
chodniku, a Lex gładził ją bezradnie po plecach. Mówił sobie, że znajdzie
sposób na to, by wydobyć matkę z kłopotów.
I zacznie od Keely Stafford.
 Jesteś pewna, że sobie poradzisz?  spytała jeszcze raz Jeannie,
zapinając guziki jesionki i patrząc z niepokojem na córkę.
Keely uśmiechnęła się do niej.
44
RS
 Nie zapominaj, że jestem księgową. Poza tym Lydia ma mi pomóc.
 Jemioła leży na stoliku na zapleczu. Keely skinęła głową.
 Tak, wiem. Sama ją tam położyłam.  Spojrzała na zegarek.  No,
chyba powinniście już jechać. Zwłaszcza że miałaś się zająć ustawieniem
kwiatów przed przyjęciem  przypomniała matce i pocałowała ją w
policzek.
Jeannie westchnęła.
 No dobrze, masz rację. Raz jeszcze dziękuję. Tylko nie siedz cały
czas w kwiaciarni. Idz też zobaczyć świąteczną iluminację. Zawsze to
lubiłaś. I pamiętaj o tych świątecznych ozdobach. Są...
 No już!  Keely wskazała drzwi.
 IdÄ™, idÄ™.
Matka w końcu rzeczywiście wyszła z kwiaciarni i Keely mogła
odetchnąć z ulgą. Lydia miała przyjść nieco pózniej, kiedy już zaczną się
uroczystości i pojawi się więcej klientów. Na razie czekał ją okres
względnego spokoju.
Tak się jej wydawało.
Wciągnęła w nozdrza zapach kwiatów i rozejrzała się wokół. Było tu
naprawdę miło i pomyślała, że chętnie pracowałaby wśród kwiatów. Ta
kwiaciarnia stanowiła punkt zwrotny w życiu rodziny. Mieli najpierw
wszystko: pieniądze, prestiż, członkostwo miejscowego klubu, a potem
została im tylko kwiaciarnia. Keely pomagała tu, żeby zarobić na wakacyjne
wyjazdy. Tutaj też na zapleczu wypełniała niektóre z podań o zwrotne
stypendia, które pozwoliły jej skończyć studia.
A potem przyszedł tu Bradley, by zamówić bukiet na urodziny matki, i
Keely beznadziejnie się w nim zakochała. W każdym razie wydawało się jej,
że jest zakochana. Było jej trochę głupio, że po tym, jak w wieku czternastu
45
RS
lat spotykała się z nim na kortach, teraz, po pięciu kolejnych, była zmuszona
do pracy w kwiaciarni. Mimo to nauczyła się już, że wartości człowieka nie
mierzy się pieniędzmi, a prestiż powinien się opierać na własnym dorobku i
charakterze, a nie reputacji rodziny.
Jednak teraz zrobiło się jej jeszcze bardziej głupio. Znowu znalazła się
w kwiaciarni matki  tym razem za sprawą Bradleya. Tyle wysiłku włożyła
w to, by skończyć studia, a potem znalezć dobrą pracę, że poczuła żal za
tym, co zostawiła w Nowym Jorku. Próbowała powstrzymać gniew i
wziąwszy ciężki wazon, zaniosła go do przeszklonej chłodni, gdzie stały
róże, orchidee, lilie i inne egzotyczne kwiaty.
Nagle usłyszała, że ktoś otwiera drzwi wejściowe. Tak wcześnie, na
długo przed uroczystością? Keely westchnęła cicho i spojrzała w tamtą
stronÄ™.
Przed nią stał Lex Alexander.
Chciała odruchowo zamknąć za sobą drzwi chłodni, ale i tak byłoby ją
widać. Wyszła więc, chociaż kwiaciarnia wydała jej się nagle bardzo mała. I
pusta.
Lex nie rozglądał się dookoła, tylko podszedł wprost do niej.
 Szukasz jakiejś wiązanki?  spytała.
 Nie, ciebie  padła odpowiedz.
Był wyższy, niż go zapamiętała. Wręcz górował nad nią, dlatego
wysunęła nieco w górę brodę.
 W tej chwili pracujÄ™.
 Przecież widzę, że tu nikogo nie ma. Musimy porozmawiać.
Jego zielone oczy pociemniały i nagle poczuła się dziwnie. Załomotało
jej serce, nie chciała być z Leksem tu sama.
 Muszę się zająć kwiatami  bąknęła.
46
RS
 W porządku. Nie będę ci w tym przeszkadzał. Keely westchnęła i
podeszła do lady. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl