[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystkich życiowych przekonań. Tylko jako taka
znajomość innych światów sprawiła, że Meta mogła w
ogóle słuchać.
Nawet kiedy skończył mówić o tym, o czym rozmawiali
z Kerkiem, oczy Mety wciąż patrzyły niedowierzająco.
Siedziała pełna napięcia, wparta mocno w dłonie Kerka,
jakby to jedynie one wstrzymywały ją przed rzuceniem się
na Jasona.
- Może to za wiele, aby móc sobie przyswoić za jednym
posiedzeniem - powiedział Jason. - Ujmijmy to zatem
prościej. Ufam, że potrafimy znalezć przyczynę tej
nieustępliwej nienawiści do ludzi. Może pachniemy nie tak
82
jak trzeba. Może odkryję esencję ze sproszkowanych
pyrryjskich robaczków, która nas uodporni, jeśli się nią
natrzemy. Nie wiem. Ale musimy zbadać sprawę bez
względu na wyniki. Kerk jest ze mną co do tego zgodny.
Meta spojrzała na Kerka, który kiwnął głową. Skuliła się
w nagłym poczuciu klęski.
- Ja... nie mogę powiedzieć, że się z tym zgadzam -
rzekła szeptem - a nawet, że wszystko rozumiem. Ale
pomogę ci. Jeżeli Kerk uważa, że tak trzeba.
- Tak trzeba - powiedział Kerk. - Czy mam ci teraz oddać
magazynek? Nie będziesz już strzelała do Jasona?
- To było głupie z mojej strony - odparła chłodno,
ładując pistolet. - Pistolet nie byłby mi potrzebny. Gdybym
go musiała zabić, mogłabym to zrobić gołymi rękami.
- To bardzo miłe z twojej strony - Jason uśmiechnął się
do niej. - JesteÅ› gotowa?
- Oczywiście. - Odgarnęła puszysty lok z czoła. -
Najpierw znajdziemy ci jakieÅ› mieszkanie. Ja sama siÄ™ tym
zajmę. A potem praca nowego departamentu będzie
zależała już tylko od ciebie.
83
. 10.
Zeszli po schodach w lodowatym milczeniu. Na ulicy
Meta ustrzeliła żądłopióra, który bynajmniej im nie
zagrażał. Znalazła w tym jakąś złośliwą przyjemność.
Jason postanowił nie ganić jej za marnowanie amunicji.
Lepiej, że to był ptak, a nie on.
W jednym z komputerowych budynków znalezli wolne
pokoje. Gmach był hermetycznie uszczelniony, aby żadna
z zabłąkanych form życia zwierzęcego nie uszkodziła
delikatnej maszynerii. Podczas gdy Meta pobierała pościel
z magazynu, Jason mozolnie przywlókł biurko, stół i
krzesła z pobliskiego opuszczonego biura. Kiedy Meta
wróciła z pneumatycznym łóżkiem, natychmiast rzucił się
na nie z wdzięcznością. Skrzywiła się widząc tę jawną
oznakę słabości.
- Musisz przywyknąć do tego rodzaju widoku - rzekł. -
Zamierzam wykonywać swoją pracę, o ile tylko będzie to
możliwe, w pozycji horyzontalnej. Ty będziesz moją prawą
ręką. I właśnie teraz, Prawa Ręko, chciałbym, abyś zdobyła
mi coś do jedzenia. Jeść również zamierzam w wyżej
wymienionej pozycji poziomej.
Meta wyszła z pokoju prychając z odrazą. Kiedy jej nie
było, Jason gryzł w zamyśleniu koniuszek stylusa, a
następnie zrobił kilka notatek.
Po zjedzeniu pozbawionego smaku obiadu, który
przygotowała Meta, rozpoczął poszukiwania.
- Meto, gdzie można znalezć materiały historyczne
dotyczące Pyrrusa? Wszelkie możliwe informacje o
pierwszych dniach pobytu osadników na planecie?
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Naprawdę nie
wiem... - Ale przecież musi być coś... gdzieś - upierał się. -
84
Bo jeśli nawet obecne pokolenia poświęcają cały swój czas
i energię na samoobronę, to na pewno nie zawsze tak było.
Ludzie kiedyś musieli rejestrować zmiany, robić notatki.
Gdzie będziemy tego szukali? Macie tu bibliotekę?
- Oczywiście - odparła. - Mamy wspaniałą bibliotekę
techniczną. Ale jestem pewna, że nie znajdziesz w niej nic
podobnego. Tłumiąc jęk, Jason podniósł się z łóżka.
- Pozwól, że sam osądzę. Tylko zaprowadz mnie tam.
Biblioteka była całkowicie zautomatyzowana.
Wyświetlany na ekranie indeks podawał numer
wywoławczy każdego tekstu. W trzydzieści sekund po
wystukaniu na klawiaturze numeru, na biurko trafiała
żądana taśma. Zwrócone taśmy wrzucało się do
specjalnego pojemnika, skąd automatycznie wracały na
swoje miejsce. Mechanizm pracował bez zakłóceń.
- Cudowne - zachwycił się Jason odchodząc od indeksu.
Moje uznanie dla sztuki technicznej. Tylko, że tu nie ma
nic dla nas przydatnego. Same podręczniki.
- A cóż innego powinno znajdować się w bibliotece? - W
słowach Mety brzmiało szczere zdziwienie.
Jason zaczął wyjaśniać, ale się rozmyślił.
- Pózniej się tym zajmiemy - rzekł. - Znacznie pózniej.
Teraz musimy szukać jakiejś wskazówki. Czy mogą tu być
taśmy albo drukowane książki, które nie są zarejestrowane
w tej maszynie?
- Nie wydaje mi się, aby coś takiego istniało, ale
zapytajmy Poli'ego. On tu gdzieÅ› mieszka i jest
kierownikiem biblioteki. Kataloguje nowe książki i
obsługuje maszynerię.
Drzwi wiodące w głąb budynku były zamknięte i nie
pomogło żadne stukanie ani łomotanie.
85
- Jeżeli jeszcze żyje, tylko tak zdołamy go tu ściągnąć
oświadczył Jason. Na paneli kontrolnej nacisnął guzik z
napisem  awaria". Z pożądanym skutkiem. W ciągu pięciu
minut drzwi się otwarły i ukazał się w nich Poli.
Zmierć na Pyrrusie przychodziła szybko. Jeżeli rany
zwalniały ruchy człowieka, zawsze czujne siły zniszczenia
szybko dokonywały dzieła. Poli był wyjątkiem od tej
zasady. Cokolwiek go zaatakowało, uczyniło to skutecznie.
Poli nie miał prawie całej dolnej połowy twarzy. Lewe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl