[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aktorkami i modelkami.
- Dlatego, kiedy zobaczą mnie z tobą, uznają, że tym razem się zakochałem.
Ta rozmowa bardzo poprawia mi samopoczucie, pomyślałam kwaśno.
- Nasz romans trwałby kilka tygodni - kontynuował Phin. - Wiele by cię nie kosz-
tował. Od czasu do czasu musiałabyś się wybrać ze mną na przyjęcie. Pózniej z sobą
zerwiemy; ja będę dalej prowadził życie singla, a ty odzyskasz Jonathana.
- Naprawdę sądzisz, że się uda? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Chcesz, żeby do ciebie wrócił?
- Tak.
- Mimo że czujesz się przy nim nudna i przeciętna?
- Kocham go. - Azy znów wezbrały mi pod powiekami.
- No dobra. Przeżyjemy ognisty romans. Pokażemy Jonathanowi, że wcale nie je-
steś nudna; że w towarzystwie innego mężczyzny jesteś spontaniczna i namiętna. Kiedy
to zobaczy, zrobi mu się żal, że pozwolił ci odejść.
- Na czym będzie polegał ten nasz romans? - zapytałam. Podejrzewałam, że nie
zdołam przekonująco odegrać swojej roli. Spontaniczność i namiętność kojarzyły mi się
z utratą kontroli, a ja lubiłam spokój, ciszę, poczucie bezpieczeństwa. - Jak się do niego
zabierzemy?
- Hm. - Phin błysnął zębami w uśmiechu. - Zaproszę cię do siebie do domu. Na
drinka. Jak tylko zamkniemy za sobą drzwi, rzucę się na ciebie, zacznę cię całować. Bę-
dziesz odwzajemniać moje pocałunki, po chwili pociągniesz mnie w stronę sypialni...
R
L
T
- Przestań! - przerwałam mu, czerwieniąc się po uszy. Z przerażeniem uświadomi-
łam sobie, że z trudem łapię oddech. Przy Jonathanie nigdy się tak nie czułam. Pociesza-
łam się, że wszystkiemu winne są drinki. - Chodziło mi o to, jak... Przecież nie roześlę do
wszystkich mejla z informacją, że sypiamy z sobą.
Phin nie rozumiał, czym się przejmuję.
- Wybierzemy się na kilka imprez, zaczniemy wychodzić razem z biura... chociaż
nie, lepiej, jak będziemy przychodzić razem. To wystarczy. Ludzie się zainteresują. Sta-
raj się czerwienić, kiedy ktoś będzie wymieniał moje nazwisko. Ja oczywiście nie będę
potrafił utrzymać rąk przy sobie, zwłaszcza wtedy, gdy w pobliżu będzie Jonathan.
Serce waliło mi młotem. Czy było je słychać? Zwilżyłam usta. Powtarzałam sobie
w duchu, że najważniejszy jest Jonathan, że chcę wzbudzić jego zazdrość i go odzyskać.
- Jeżeli uwierzy w nasz romans, uzna, że nie jestem już nim zainteresowana.
- Trzeba to mądrze rozegrać - ciągnął Phin. - Kiedy Jonathan zacznie wodzić za
tobą wzrokiem, musisz dyskretnie dać mu znać, że wciąż ci się podoba. Najlepiej, gdy-
byście mieli okazję spędzić razem kilka godzin... - Pstryknął palcami, jakby nagle wpadł
mu do głowy świetny pomysł. - Wiem! Poleci z nami do Kamerunu! Jeśli podczas tam-
tejszych gorących nocy nie zdołasz go uwieść, to... - Rozłożył bezradnie ręce.
Znów pogrążyłam się z zadumie. Usiłowałam wymyślić dobry powód, dlaczego
pomysł romansu jest kompletnie bez sensu. Trzecie martini nie pomogło w myśleniu.
Spojrzałam na pusty kieliszek. Nie byłam w stanie się skupić.
Phin powiódł wzrokiem za moim spojrzeniem.
- Wystarczy już? - spytał z rozbawieniem, a mnie ogarnęła złość.
Rozsądna dziewczyna odpowiedziałaby, że tak, a ja byłam odpowiedzialna na
trzezwo, po alkoholu zaÅ›...
- Nie - oznajmiłam. - Jeszcze się napiję.
Phin uniósł brwi.
- JesteÅ› pewna?
- Abs...absolutnie.
- Będziesz miała kaca - ostrzegł. Kąciki ust mu zadrżały. - Martini dla pani, dla
mnie piwo - poprosił kelnerkę.
R
L
T
Nie odzywałam się, dopóki ta nie odeszła od stolika. W głębi duszy wiedziałam, że
pomysł Phina to szaleństwo, ale nie potrafiłam tego logicznie uzasadnić.
- Czyli wierzysz, że się uda? - spytałam w końcu.
- A jak nie, to cóż strasznego się stanie? Przynajmniej będziesz wiedziała, że się
starałaś. I nawet jeśli nie odzyskasz Jonathana, to udając moją dziewczynę przed dzien-
nikarką z  Glitza", pomożesz poprawić wizerunek firmy. Dla oddanej pracownicy to
chyba ważne? - Obserwował uważnie moją twarz. - Owszem, ryzyko istnieje - dodał
poważniejszym tonem. - Ale kto nie ryzykuje, ten nie osiąga celu.
Przygryzłam wargę.
- To co? - Podniósł szklankę z piwem. - Umowa stoi?
Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam: skinęłam głową.
- Stoi.
- Dzień dobry, słoneczko! - zawołał Phin, a ja aż skrzywiłam się z bólu.
- Błagam, ciszej - szepnęłam, nie podnosząc głowy znad biurka. Położyłam ją tam
natychmiast po wejściu do pokoju, jakieś dwadzieścia minut temu. Po raz pierwszy w
życiu spózniłam się do pracy. Byłoby mi wstyd, gdybym miała siłę się wstydzić. Ale
resztki siły, jaka mi pozostała, musiałam zachować na wciąganie i wypuszczanie powie-
trza. Tylko to byłam w stanie robić.
- Oj! - Phin stał nade mną i się śmiał. - Czyżbyś wczoraj wypiła o jedno martini za
dużo?
- Odejdz - jęknęłam. - Daj mi umrzeć!
- yle siÄ™ czujesz?
- Jakim cudem na to wpadłeś? - warknęłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl