[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To dobrze, usiłował przekonać samego siebie. Dzięki temu było mu łatwiej igno-
rować jej urzekający uśmiech. I udawać, że jej szare, lśniące oczy wcale nie robią na nim
wrażenia.
Szła obok, milcząc, bawiła się szalem zawiązanym wokół szyi. Patrzyła w drugą
stronę, więc Corran mógł jej się przyglądać. Wyobraził sobie, jak obsypuje tę smukłą
szyję pocałunkami.
Potrząsnął głową. Dość. Gdzie w tym sens? Lotta nie jest kobietą, jakiej szukam,
przypomniał sobie. Nie pasowała do Mhoraigh. Nie ma sensu wyobrażać sobie, co by
było, gdyby posmakował tych miękkich, słodkich ust. Gdyby...
R
L
T
Nie ma sensu.
Sam nie wiedział, po co zaproponował spacer, lecz czuł się tak dobrze w towarzy-
stwie Lotty.
Podekscytowany Pookie skakał wokół Meg, która posłusznie dreptała obok pana.
Minęli plażę i poszli dalej wzdłuż brzegu, aż dotarli do wąskiej ścieżki, która do-
prowadziła ich do kolejnej plaży. Za ich plecami szczyty wznosiły się ku niebu, a przed
nimi lśniły spokojne wody jeziora.
Lotta patrzyła urzeczona.
- Pięknie - szepnęła w końcu.
- Zawsze mówiłem, że to moja plaża. Kiedyś często tu przychodziłem, bo wiedzia-
łem, że nikt mnie nie znajdzie. Kto by zresztą szukał.
Usiadł na kępie trawy wyrastającej spomiędzy kamieni. Po chwili Lotta dołączyła
do Corrana, sadowiÄ…c siÄ™ blisko, ale nie dotykajÄ…c go.
Paleta pomarańczy na niebie powoli ustępowała miejsca różnym odcieniom fioletu,
ale naprawdę ciemno miało się zrobić dopiero przed północą. Jak miło, że nie ma mu-
szek, pomyślała Lotta i wsparła się na łokciach. Słyszała wiatr poruszający wysoką trawą
i lekki szum fal.
I pulsowanie. I bicie własnego serca.
Corran był bardzo blisko. Wpatrywał się w jezioro. Patrzyła na niego i nie potrafiła
oderwać wzroku. A gdyby go teraz dotknęła...
Nagle spojrzał na nią.
- Nic nie mówisz - odezwał się. - O czym myślisz?
Lotta czuła się, jakby stała na krawędzi. Jeden krok i nie będzie odwrotu. Zrobiła
ten krok. Słowa popłynęły z jej ust, zanim zdążyła pomyśleć.
- Zastanawiam się, czy znajdę dość odwagi, żeby cię poprosić, byś mnie
po-pocałował.
- Znalazłaś?
- Co?
- OdwagÄ™.
- A jeśli powiem, że tak?
R
L
T
- To chyba będę musiał spełnić twoją prośbę.
- Och. - Czerwień policzków zdecydowanie się pogłębiła. Teraz przydałby się
mrok zmierzchu. - Tylko... musisz wiedzieć, że... nigdy nie miałam chłopaka.
Do tej pory nie udało jej się zaskoczyć Corrana. Teraz popatrzył na nią szeroko
otwartymi oczami i zamrugał.
- Nigdy?
- Nie. - Oblizała usta. Skoro już zaczęła, mogła mu powiedzieć całą prawdę. Bar-
dziej zażenowana już nie będzie. - Jestem dzie-dziewicą. Między innymi dlatego wyje-
chałam. %7łeby... stracić cnotę - szybko dokończyła. - To byłby tylko romans, nic na stałe -
dodała prędko, zanim Corran zdążył się odezwać. Chciała wyrzucić z siebie wszystko,
zanim opuści ją odwaga. - Wiem, nie jestem w twoim typie. Po prostu zastanawiałam
się... - Głęboko odetchnęła. - Chodzi o to, że szukałam kochanka, tylko nie wiedziałam,
jak się do tego zabrać. I pomyślałam, że...
- %7łe ja się nadam? - dokończył, kiedy zamilkła.
Nie wyglądał na urażonego. Kiedy ośmieliła się na niego zerknąć, zobaczyła na
jego twarzy uśmiech. Poczuła przypływ optymizmu.
- Nikogo innego tu nie ma - zauważyła.
- Rzeczywiście.
Wyciągnął rękę i dotknął policzka Lotty. Przeszedł ją miły dreszcz.
- Może zaczniemy od pocałunku. Co ty na to?
- Dobrze.
Założyła niesforny kosmyk za ucho i odchrząknęła. Była przerażona i jednocześnie
podniecona. Bała się, że coś zrobi nie tak.
- Nie mów mi, że nigdy się nie całowałaś.
- Właściwie to nie. - Jak mu wytłumaczyć samotność księżniczki i złotą klatkę, w
której zamknęła ją babka?
- Niesamowite - stwierdził. - Jesteś jak księżniczka z bajki, która siedzi zamknięta
w wieży i czeka na księcia, który ją pocałuje...
- CoÅ› w tym stylu.
Corran pokręcił głową.
R
L
T
- To jak? Poprosisz mnie?
- Czy mógłbyś mnie pocałować? - spytała grzecznie.
Wtedy Corran się uśmiechnął - prawdziwym, szczerym uśmiechem, który uskrzy-
dlił duszę Lotty. Marzyła o takim uśmiechu.
- Owszem, mógłbym - powiedział, ale tego nie zrobił.
Chwycił za to szal Lotty i powoli go zdjął. Poczuła, jak miękki, chłodny jedwab
ześlizguje się ze skóry. Przymknęła oczy. Nie mogła się doczekać, a zarazem potwornie
się denerwowała.
Wreszcie!
Usta Corrana dotknęły kącika jej ust. Otworzyła szeroko oczy.
- To już? - Nie zdołała ukryć rozczarowania w głosie.
- Nie. - Uśmiechnął się od ucha do ucha. - To dopiero początek.
Pocałował ją w brodę, potem w policzek, w ucho, a pózniej przeniósł się na szyję.
Lotta odruchowo odchyliła głowę. Po chwili usta Corrana - tak ciepłe i miękkie - prze-
ślizgnęły się po jej ustach i znów zabrał się do całowania policzka, ucha, szyi, tyle że z
drugiej strony. Prawdziwa tortura! Ale za to jaka rozkoszna! Lotta co prawda odczuwała
przyjemność, ale też irytację. Niechże Corran wreszcie wezmie się do rzeczy!
W końcu odnalazł jej usta. Lotta posłuchała instynktu i zarzuciła Corranowi ręce na
szyję. Tak długo wodził językiem po jej wargach, aż poddała się i rozchyliła je. Przestała
się kontrolować.
Położyli się na trawie, która łaskotała Lottę w szyję. Nieważne. Liczył się przy-
jemny ciężar Corrana, jego dłonie przesuwające się po udzie Lotty i zakradające się pod
bluzkę. Z radością dotykała jego napiętych mięśni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl