[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słoju na półce. Były jeszcze butelki z olejem i z kolorową lemoniadą. Przy drzwiach stała
prawie pusta beczka ze śledziami i duży syfon z miedzianej blachy, z wodą sodową
sprzedawaną na szklanki. Na kontuarze, pokrytym nie najczystszą ceratą, stała mocno zużyta
waga szalkowa. Wszystko tu było szare i zakurzone. Może tak się nam wydawało, gdyż przez
dawno nie myte szyby przedostawało się do
wnętrza bardzo mało światła. Pestki ważyła nam sklepowa o starej, pomarszczonej
twarzy, w czepku na głowie, otulona grubą chustą, jakby było jej zimno.
W pobliskich domach mieszkali %7łydzi. Niektórzy mieli długie brody i pejsy, chodzili w
czarnych chałatach i w okrągłych czapkach jarmułkach. Gdy weszliśmy raz na podwórko
domu, w którym mieszkał nasz kolega, zobaczyliśmy trzech starszych od nas chłop-:
ców,
ubranych na czarno, z długimi pejsami, zajętych głośną rozmową. Okazało się, ze mieszkając
od lat w jednym domu, nigdy z naszym kolegą nie rozmawiali. Różnili się od nas nie tylko
ubio- J rem. Nie grali w piłkę, nie ganiali za kółkiem, nie bawili się w berka ani w
chowanego, podobno nawet nigdy nie wychodzili na spacery \ ze swymi dziewczętami, tylko
ciężko pracowali i modlili się, śmiesz-1 nie się kołysząc, pochyleni nad grubą księgą. Uczyli
się w swojej J szkole w zupełnie innych językach w jidysz i po hebrajsku j i może
dlatego właśnie tak wielu z nich mówiło słabo po polsku, J Kiedy indziej kolega zaprowadził
nas na inne podwórko dzielnicy § żydowskiej, z masÄ… komórek i różnych budyneczków.
ZobaczyliÅ›my żydowski dom modlitwy bóżnicÄ™ i stojÄ…cÄ… w pobliżu mykwÄ™" « %
kąpielisko, w którym każdy %7łyd raz w miesiącu powinien się wykąpać, Gdy słuchaliśmy tych
opowieści, przed ganek bóżnicy wyszedł jakiś stary człowiek z długą brodą i w okularach. Z
daleka patrzył, obserwując nasze zachowanie, Podobno był to dobry znajomy naszego kolegi,
szames" posługacz bóżniczny ale spłoszeni jego groznym spojrzeniem wycofaliśmy
się na ulicę Prusa, aby po powrocie do domu długo rodzicom opowiadać o naszych odwie-
dzinach w innym świecie, o istnieniu którego dopiero dowiadywaliśmy się.
Nie chcieliśmy już chodzić na te podwórka, ale ten sam kolega w pewien piątkowy
wieczór a było to, jeśli dobrze pamiętam, po naszej próbnej spowiedzi % zaprosił nas do
siebie i tam zobaczyliśmy, jak obchodzono cotygodniowe święto szabas". Widzieliśmy
przez okno palące się w mieszkaniach świece w dużych świecz-r nikach i starych brodatych
%7łydów, ubranych w tałes" biały szal w czarne paski, zakończony frędzlami, nazywanymi
cyces" kiwających się montonnie nad grubymi książkami. %7łyli obok nas, a tak zupełnie
inni i właściwie obcy. Wszystko było u nich inne, innym mówili językiem - kolega nauczył
nas kilku wyrazów
inaczej ubierali się, inne mieli zwyczaje oraz zupełnie inną religię. Nawet inaczej się modlili.
Dzieci żydowskie, od lat mieszkając obok naszego kolegi, biegając po wspólnym podwórku,
nie bawiły się z nim, nie wędrowały na wspólne spacery, a nawet unikały rozmów.
Za ulicą Kościelną zaczynały się fabryki. Ich właścicielami też byli %7łydzi, Ale to już byli
zupełnie inni %7łydzi. Zza wysokiego parkanu otwartym kanałem wypływały do Utraty
niebieskie ścieki, o dziwnym, ostrym zapachu siarki. Tu była fabryka ultramaryny Sommera
i Nowera". Dalej rozciągały się zabudowania fabryki fajansu. Właścicielami obu tych fabryk
byli %7łydzi. Ubrani po europejsku, mówili dobrą polszczyzną. Stanisław Ehrenreich,
właściciel fabryki fajansowej, mieszkał w pałacyku otoczonym wysokimi drzewami, Za
starymi i obskurnymi budynkami fabrycznymi stały nie mniej ponure murowańce"
koszarowe czworaki postawione dla robotników.
Gdy poznaliśmy już prawie całą przykościelną dzielnicę, chodziliśmy na dalekie spacery
po okolicznych polach. Zrywaliśmy kwiaty, strojąc przydrożne kapliczki, a pózniej, jeśli była
pogoda, kąpaliśmy się w gliniankach. Wędrując polnymi ścieżkami przypominaliśmy sobie
katechizm, recytowaliśmy wyuczone przykazania i te boskie, i te kościelne, przede
wszystkim jednak, wysłuchując tylu umoralniających nauk, staraliśmy zmienić się na lepsze,
być stale dobrymi. Nie tylko wierzyliśmy, ale nawet odczuwaliśmy, prawdopodobnie tylko
ten jeden raz w życiu, że jest z nami Anioł Stróż, nie opuszcza nas, patrzy na nasze uczynki,
zna nasze najskrytsze myśli. Słoneczno-różowo-błękitny był ten mój świat, pełen dobrego
Pana Boga. Dopiero znacznie pózniej, po wielu latach, zamiast opiekuńczego Anioła Stróża
wynalazłem sumienie, które miało mnie strzec od złego.
Nauki trwały przez cały lipiec. Nie wyobrażano sobie, aby któreś dziecko nie przystąpiło
do Pierwszej Komunii. Grozba odesłania do domu lub skreślenie z listy przygotowujących
się przerażała wszystkich, zmuszając nawet największych leniów do pilności, do codziennej
obecności na naukach", a także do uczenia się na pamięć prawie całego katechizmu.
Po egzaminie sprawdzającym nasze wiadomości, pomyślnym
dla wszystkich, uczył nas ksiądz wikary zachowania się w czasie spowiedzi, na razie
takiej na niby, jeszcze nie w konfesjonale. Dopiero następnego dniu, w sobotę po południu,
odbyła się prawdziwa spowiedz, do której przystępowaliśmy pełni zdenerwowania, wzru-
szeni i przejęci, a jak się okazało najczęściej tak bezgrzeszni, że nie mieliśmy się z
czego spowiadać.
W kolejce do spowiedzi staliśmy we trzech, Mietek, Genek i ja, przepychając się, gdyż
każdy z nas chciał iść na końcu, jako ostatni, aby dowiedzieć się od poprzedników
wszystkich szczegółów, usłyszeć, jak odbyło się wyznanie grzechów. Nasz nierozłączny
przyjaciel Dziunia" chodził na nauki" do swojej parafii na Zbikourtc:
Wieczorny pacierz odmawiała ze mną cała rodzina, klęcząc wokół stołu. Przed rokiem w
ten sam sposób modliliśmy się w intencji Jurka.
W pierwszą niedzielę sierpnia, bez śniadania, w podniosłym nastroju, świątecznie umyty i
uczesany, z białą wstążeczką na rękawie granatowej marynarki, przystępowałem do komunii.
Kościół był tak zatłoczony naszymi rodzinami, że z trudem mogliśmy przecisnąć się do
ołtarza. Na pamiątkę tego dnia, przeżywanego naprawdę głęboko, otrzymaliśmy obrazki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radom.pev.pl
Chodakiewicz M. Zagrabiona pamięć. Wojna w Hiszpanii 1936 1939
Jakub Sprenger, Henryk Instytor Mlot na czarownice
198. Thorpe Kay Milioner z Portugalii
Walter Schellenberg Wspomnienia
Żarnowski J. Polska niepodległa 1918 1939
Hawke, Simon Time Wars 3 The Pimpernel Plot
Czy wspominalem, ze Cie potrzeb Estelle Maskame
Traci Briery & Mara McCuniff The Vampire Memoirs (lit)