[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Magrib, który był z Macharem w doskonałych stosunkach, rzadko kiedy wychodził z domu i ze
sklepu i dlatego lubił, kiedy zaglądali do niego pewni ludzie w rodzaju kuzyna i opowiadali
miejskie plotki. A dzisiaj było o czym porozmawiać! Magrib nawet zapomniał o winie, o swoim
podwójnie wzmocnionym aąuilońskim i ani razu nie podniósł do ust szerokiego złotego pucharu
przez cały czas, gdy jego gość opowiadał mu, co widział. Jubiler wydawał tylko okrzyki zdziwienia
i chwytał się rękami za głowę.
W końcu Machar zakończył opowieść słowami:
- Po czymś takim nasz mądry Haszyd nie zawaha się otoczyć areny zaostrzonymi żelaznymi
prętami i kusznikami. I to najlepszymi.
- Ojojoj! - Magrib po raz kolejny ścisnął dłońmi łysą głowę. -Co to się na świecie wyprawia! Mój
drogi kuzynie, nie mogę pozwolić, żebyś dzisiaj chodził po mieście. Potwór, o którym byłeś tak
uprzejmy mi opowiedzieć, może w każdej chwili wyskoczyć z.. .z.. .z, powiedzmy, krzaków.
Zostań u mnie, dopóki nie ogłoszą na ulicach, że go pojmano. Natychmiast każę zawołać moje
nałożnice, umilą nam czas tańcami i miłością. Zostań! Moi obwiesie nie dopuszczą nikogo nawet
na pół kroku.
- Jeśli tak nalegasz, kuzynie, to z największą radością zostanę - powiedział Machar zadowolony, że
nie musiał sam prosić o przytułek i ochronę.
- Ojojoj! -jubiler domator znowu chwycił się za głowę. - Zupełnie zapomniałem o winie! Może już
jest za ciepłe!
XIV
Staruszek Kumarandż, strażnik przy kostnicy, zamknął na klucz drzwi lodowni, usiadł na ławie i
zrobił to, o czym marzył przez cały ten gorący dzień: odkorkował butelkę taniego, kwaśnego, ale
cudownie zimnego, wina, która od rana czekała na swojąporę wśród ogromnych brył lodu i
oszronionych trupów.
Dzisiaj był dzień urodzajny w nieboszczyków: straże dostarczyły do posiadłości Kumarandża aż
pięć trupów - dwóch zabitych na are-
-105-
nie w czasie walk gladiatorów, jeden ochotnik zabłądził wśród piasków i zmarł pod palącymi
promieniami morderczego słońca, malutka dziewczynka udławiła się podczas obiadu ością i jakiś
nędzarz staruszek wyciągnął kopyta pod płotem piwiarni. W sumie - Kuma-randż starannie zaginał
palce - w lodowni odpoczywa dwunastu nieboszczyków...
Jednego z gladiatorów można nawet śmiało uznać za dwóch: ogromny, łajdak, ciężki, nawet
miejsca mu był mało i jego martwi sąsiedzi musieli się nieco posunąć. Ale to nic, jutro ich
wszystkich wywiozą z miasta, za mury, zrzucą do dołu, zasypią wapnem i zakopią. I wtedy
przestanie mieć znaczenie, kim byłeś za życia- chanem czy żebraczką z placu.
Kumarandż łyknął zdrowo prosto z butelki i, ukojony, oparł się o wilgotną ścianę. Dobrze, że upał
już zasnął, noc słała obietnicę ciszy, spokoju i chłodu.
Deski z nemedyjskiego buka przypominały skórę weterana, który spędził wiele lat w pochodach:
szorstkie, podziurawione, pocięte nożami i kindżałami, przesiąknięte winem. Opierając się o nie
łokciami, zasłaniając dłońmi twarz, za stołem w wartowni siedział Jassin, naczelnik straży
Południowo-Wschodniej Bramy. Przed chwilą wybiegł stąd kapitan roty gwardzistów, przysłanej w
celu umocnienia ochrony w związku z paniką, wywołaną ucieczką gladiatora. Kapitan oświadczył,
że ma tu przejąć dowództwo aż do odwołania. Naczelnika straży wcale to nie zmartwiło - mniej sza
odpowiedzialność, mniej kłopotów, większa możliwość posiedzieć na wartowni, zatopić się w
swoich myślach. A kapitan trafił się wyjątkowo aktywny: wybiega, przybiega, kogoś gdzieś
wysyła, bez końca zmienia rozmieszczenie żołnierzy, bredzi coś o zwabieniu zbiega w pułapkę...
Typowy przedstawiciel nowej wojskowej młodzi Vagaranu: napuszony fircyk, intrygant, robiący
szybką karierę albo dzięki staraniom rodziny, albo schlebianiu na wszelkie możliwe sposoby
wpływowym wielmożom. Myśli zaprzątnięte ma tylko stopniami, pieniędzmi i rozpustnymi
rozrywkami. A wojownik z niego żaden, co z tego, że kapitan. I za mądry też pewnie nie jest...
Taak, myślał Jassin, ludzie stali się gorsi. Miasto upasło się, jak sęp padliną, dzierżawnymi
kąskami, pozostawianymi przez kupieckie karawany. A przecież on, Jassin, uważał się kiedyś za
szczęściarza właśnie dlatego, że urodził siew Vagaranie, mieście stojącym na
-106-
skrzyżowaniu kupieckich szlaków, gdzie biedacy są biedni tylko z powodu swojego wyjątkowego
lenistwa i nawet w swojej nędzy są bogatsi niż ich pobratymcy w innych miastach. Gdzie ludzie są
bardziej wykształceni i uduchowieni. Gdzie możesz być spokojny
0 swoje dzieci, bo wiesz, że nie będą musiały głodować, walczyć, włóczyć się... Ale pewnego dnia
z jego oczu spadły łuski: wokół niego żyją dwunożne bydlęta, niepokojące się tylko o swoje małe,
nikczemne sprawki. Ich mózg zarósł tłuszczem, ciała zwiotczały, męska siła wyczerpała się od zbyt
wielu spowszedniałych, codziennych orgii. Jedynym celem życia było nagromadzenie jak
najwięcej złota, jak najwięcej drogich kamieni, napchanie nimi sakiewek, kufrów, komór. Taplają
się w bagnie swoich żałosnych uciech, nie będąc w stanie wznieść ponad nie, zdolni tylko do tego,
żeby w nich tonąć, osuwać się coraz niżej i niżej, aż na same dno ohydy i łajdactwa. Pogrążyli się
w obżarstwie, pijaństwie, paleniu odurzających ziół. Rozwiązłość i wyuzdanie w ciągu ostatnich lat
rozkwitło bujnym kwieciem, jak obficie zraszany kwietnik, i rozprzestrzenia się, nie znając granic,
jak chwast. Pederastia uważana jest teraz za modną ozdobę, cośw rodzaju kokardy, kobiety w
haremach żyją ze sobą za pozwoleniem swoich mężów, łączą się nawet ze swoimi dziećmi. Doszło
już do zoofilii i nikt się jej nie wstydzi.
Gdzie jesteście, mężczyzni silni duchem i ciałem? Nie, nie ci, którzy jak prosięta kwiczą na
trybunach areny, patrząc, jak leje się krew z cudzych ciał i uważając, że to widowisko pozwala im
przeżyć coś prawdziwego... Gdzie są ci, którzy z mieczem w ręku
1 odwagą w sercu umacniają wielkość bogini Isztar na wschodzie i na zachodzie, strącając
pogańskich bożków, walczą na śmierć i życie z czarnoksiężnikami, zmuszają do uległości hordy
dzikusów, zdobywając dlaKhorai chwałę i ziemie. Ci, którzy służą wielkiej idei przeobrażenia
niewielkiej kofskiej prowincji Khorai w imperium, nie mającego równych sobie na całym świecie...
Gdzie oni są? Gdzie się podziali tacy mężczyzni? W armii Vagaranu sąjeszcze prawdziwi
wojownicy, są tacy również w straży pałacowej Haszyda..., ale można ich policzyć na palcach
jednej ręki i z każdym rokiem jest ich coraz mniej.
Naczelnik straży bramy sam niedawno był jednym z tych, którymi teraz tak pogardzał. Jednakże
pół roku temu w wyniku fałszywego donosu jakiegoś  życzliwego", trafił do więzienia, gdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl