[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oczywiście, że bez urazy odparłem. Każdy ma prawo do sekretów.
Otóż to. Skinęła mi uprzejmie głową i zręcznie wmieszała się w tłum.
Natychmiast zaroiło się przy niej od wielbicieli, a męskie spojrzenia niemal rozbierały ją z
sukni, koncentrując się głównie na wydatnym biuście. Uśmiechnąłem się do własnych myśli i
przepchnąłem w stronę Springera, który wydawał jakieś polecenia ochmistrzowi.
Zaraz zacznie się walka powiedział, kiedy tylko mnie zobaczył. Będziecie obstawiać,
mistrzu Madderdin?
Wzruszyłem ramionami.
Nawet nie widziałem zapaśników. Ale kto wie?
Szczerze doradzam postawić na Rufusa obniżył głos. Ten człowiek ma kopyto w
pięściach.
W sali bankietowej przygotowano arenę, na której mieli wystąpić zapaśnicy. Całkiem sporą, bo
liczyła może piętnaście na piętnaście stóp, co oznaczało, że zawodnicy będą mogli wykazać się
nieco większym kunsztem oraz zręcznością i nie skończy się na tym, że staną naprzeciw siebie,
okładając się pięściami tak długo, aż jeden z nich padnie.
Burgrabia Linde siedział niedaleko areny na wysokim fotelu i pogryzał tłustego kapłona.
Zobaczył mój wzrok i pokiwał mi dłonią. Skłoniłem się uprzejmie, ale nie podszedłem. I tak kręciło
się wokół niego mnóstwo ludzi, a Linde głównie poświęcał uwagę pewnej czarnowłosej ślicznotce
w karmazynowej sukni, która urodą niemal była w stanie zaćmić Ritę.
Idą krzyknął ktoś obok mnie i odwróciłem się w stronę, którą pokazywał.
Otworzyły się drzwi, a do komnaty wkroczył potężny, rudowłosy i rudobrody mężczyzna o
wytatuowanym, błyszczącym od oliwy ciele.
Haaaargh! zawył basowo, unosząc dłonie nad głowę. Gdzie jest ten, którego mam zabić,
burgrabio?
Linde uśmiechnął się szeroko i pokiwał dłonią, dając znak, żeby olbrzym wszedł na arenę.
Rufus wyjaśnił Springer z szacunkiem w głosie. Kawał bydlaka, co?
Faktycznie. Zapaśnik miał niemal siedem stóp wzrostu, a jego ciało wydawało się jednym
węzłem muskułów. Przedramiona miał mniej więcej grubości moich ud. Ale widzicie, mili moi,
wasz uniżony sługa radził już sobie nie z takimi kolosami. Bowiem w walce pomiędzy dwoma
ludzmi nie wszystko zależy od wagi, wzrostu oraz siły. Liczą się też spryt oraz szybkość. No i
specjalne umiejętności, jak chociażby wiedza o tym, w które miejsce na ciele należy uderzyć, aby
pozbawić rywala przytomności, tchu lub zadać mu jak największy ból. Nie mówiąc już o tym, że w
czasie zwykłej walki nie trzeba stosować się do sportowych reguł i można na przykład sypnąć
przeciwnikowi w oczy shersken. A człowiek, którego w ten sposób potraktowano, myśli tylko o
tym, by trzeć, trzeć i trzeć potwornie piekące oczy. Tyle, że jak wetrze sobie shersken pod powieki,
to ostatnim, co zobaczy, będą jego własne palce.
Rufus stanął na arenie i prężył się, prezentując mięśnie tłoczącym się wokół gościom
burgrabiego. Za chwilę jednak uwaga tłumu skoncentrowała się na postaci, która jako druga weszła
do komnaty. Ten człowiek również był półnagi i również wysmarowany oliwą, ale posturą oraz
wagą nie dorównywał Rufusowi. Miał czarne, krótko ścięte włosy i paskudną bliznę biegnącą od
kącika prawego oka aż po lewą część górnej wargi. Nie była to, co prawda, blizna tak odrażająca
jak mego przyjaciela Kostucha, niemniej i tak robiła wrażenie.
Finneas. Niebezpieczny człowiek pokręcił głową Springer.
Niebezpieczny był ten, kto go tak drasnął powiedziałem.
Kiedy drugi z zapaśników szedł w stronę areny, zdałem sobie sprawę z faktu, że wynik tej
walki wcale nie jest przesądzony. Rufus był o wiele potężniejszy, ale Finneas miał lekki chód i
czujne spojrzenie. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie jest amatorem. Jego muskuły nie były
tak imponująco wielkie jak Rufusa, ale miałem pewność, że znalezienie się w objęciach tego
człowieka musi być równie przyjemne, co bliskie spotkanie z imadłem.
I co? Obstawiacie? zagadnÄ…Å‚ Springer.
Sto na Finneasa? spytałem.
Przyjmuję z największą chęcią zaśmiał się Springer. Dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień.
Zapaśnicy stanęli w przeciwległych kątach areny, a jeden z dworzan burgrabiego rozpoczął
afektowaną i niezwykle nudną prezentację. Wszystko po to, by goście mieli czas na dokonanie
zakładów. Potem na arenę wkroczył sędzia.
Nie wolno gryzć rzekł. Nie wolno wydłubywać oczu. Kto poprosi o litość, ma ją
otrzymać, lecz przegrywa walkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- okiemkrytyka.xlx.pl
Carranza Maite Wojna czarownic 01 Klan Wilczycy
Jakub Sprenger, Henryk Instytor Mlot na czarownice
Komuda Jacek Warchoły i pijanice
Dąbała Jacek Największa przyjemność świata
McMinn_Suzanne_ _Radosna_eskapada
Jack L. Chalker And the Devil Will Drag You Under
D102. Adams Kelly (Jamison Kelly) Bez serca