[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To pora lunchu, ale... - Urwał. - Chcesz jeść od razu? Dzień należy do nas.
- Chętnie najpierw się przejdę - odparła.
- Zwietnie. To nam zaostrzy apetyt. - Schował do bagażnika pustą miskę Elli. - Tędy - rzekł, po czym
ruszyli razem przed siebie.
ROMANS Z PISARZEM
79
- Ile lat ma Ella? - zapytała Candida.
- Prawie trzy. I nie wyobrażam sobie teraz życia bez niej.
- No tak. Z psami tak już jest, prawda? - Szli chwilę w milczeniu, po czym Candida przełknęła ślinę,
szykując się do poruszenia tak ważnego dla niej tematu. - Kiedy się przekonałeś, że chcesz pisać,
Max? %7łe chcesz być zawodowym pisarzem?
- zapytała niewinnie.
- Och, nie pamiętam... ale to było dawno temu
- odparł szorstko, odwracając wzrok. - Chyba od dnia, w którym skleciłem pierwsze zdanie.
Kiwnęła głową.
- Pewnie spory na to wpływ miała twoja matka? Zaskoczyła ją jego obcesowa odpowiedz.
- Można tak powiedzieć.
Przeszli kilka kilometrów, niewiele się do siebie odzywając. Słońce grzało ich w plecy i Candida
zatrzymała się na chwilę, by zdjąć okulary i wytrzeć nos chusteczką.
- O rety - rzekła. - Naprawdę jest dziś ciepło.
- Usiądzmy na chwilę - powiedział, natychmiast podchodząc do porośniętego trawą pniaka.
- Tu powinno być nam całkiem wygodnie.
Siadł, wyciągając przed siebie długie nogi. Po chwili wahania Candida dołączyła do niego. Siedzieli
przez chwilÄ™ w przyjaznej ciszy.
- Miałeś naprawdę świetny pomysł - odezwała się, odwracając się w jego stronę. - Taki wyjazd na
80
SUSANNE JAMES
łono natury bije na głowę sobotnią wizytę w supermarkecie i sprzątanie mieszkania!
- Słynę z dobrych pomysłów - odparł lekkim tonem. Przez chwilę przyglądał jej się uważnie.
- A tak przy okazji, to wiem, że okulary przeciwsłoneczne są przydatne, ale zasłaniają twoje oczy... a
one są zbyt urocze, by pozostawały w ukryciu.
- Urwał na chwilę. - Skąd je wzięłaś? Candida poczuła, że się rumieni. Choć miała
matkę, którą uważano za piękność, wiedziała, że to po ojcu odziedziczyła ciemne oczy, otoczone
długimi, naturalnie podwiniętymi rzęsami.
- Zamówiłam je sobie na urodziny z katalogu wysyłkowego - powiedziała lekko. - A skoro mowa o
oczach, to po kim ty odziedziczyłeś swoje? Do którego z rodziców jesteś podobny?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odparł. Zerknął na zegarek. - Chodz, zaczynam się robić
głodny.
Gdy po jakimś czasie wrócili do samochodu, Candida zapytała:
- Jak długi to był spacer?
- Och, nie przeszliśmy więcej niż pięć kilomet-  rów - odparł, pochylając się nad otwartym bagaż-
nikiem. Wyjął z niego kosz piknikowy i postawił na trawie obok porośniętego mchem głazu, gdzie
natychmiast usiadł, pokazując Candidzie, by zajęła miejsce obok niego.
Candida wyłożyła na talerz małe bułeczki, ka-
ROMANS Z PISARZEM
81
wałki wieprzowiny zapiekanej w cieście, marynowane jajka i pomidorki koktajlowe. Oprócz tego
mieli jeszcze pudełko z sałatką z selera, ogórka i awokado i kilka mniejszych z różnymi pysznymi
dipami. Była to iście królewska uczta!
- Od czego zaczniemy? - zapytała z uznaniem Candida. - W życiu tego wszystkiego nie zjemy.
- Nie bądz taka pewna, że dużo z tego zostanie. Umieram z głodu - odparł.
Napełnił dwa kieliszki winem, i podał jej jeden.
- Sprawdz, czy ci smakuje - rzekł. - Zawsze je kupuję na wyjątkowe okazje.
Candida postanowiła zignorować ten kolejny zawoalowany komplement, który robił na niej coraz
mniejsze wrażenie, ale gdy tylko aksamitny płyn dotknął jej języka, wiedziała, że wino jest naprawdę
doskonałej jakości.
- Dobre. - Tyle tylko powiedziała.
Max nałożył sobie jedzenie na talerz, po czym oparł się na jednym łokciu.
- Pytałaś mnie o moje pisanie - rzekł i pociągnął łyk wina. - Ty też kiedyś o tym myślałaś? Podobno
większość ludzi skrywa w sobie nienapisaną książkę. Ty także należysz do tej kategorii?
Candida ledwie była w stanie uwierzyć własnym uszom! To była właśnie sposobność, na którą tak
niecierpliwie czekała! Idealny moment na to, by odpowiedzieć:  Tak, kiedyś rzeczywiście napisałam
książkę, Max, którą wydało małe, niezależne
82
SUSANNE JAMES
wydawnictwo, a którą ty zmieszałeś z błotem. I już nigdy więcej nie miałam śmiałości wrócić do pisa-
nia! Ani nie będę miała!" No dalej, powiedz mu, powiedz. Ciekawe, jak zareaguje!
Max zerknął na nią, czekając na odpowiedz na swoje pytanie. I oczywiście dostrzegł zmianę jej
nastroju. Lekko zmarszczył brwi.
- Wszystko... w porządku, Candido? - zapytał. Uśmiechnęła się. Po co psuć taki idealny dzień?
Jak mogła to zrobić? Nie, pewnego dnia nadarzy się idealna okazja - była tego pewna - ale nie dzisiaj!
- Wszystko jest... super, dziękuję - odparła lekko, zaskoczona i nieco rozczarowana własnym
tchórzostwem.
Przez długą chwilę przyglądał jej się, po czym powoli odstawił swój kieliszek i talerz, a potem jej.
Nachylił się w jej stronę i Candida wiedziała, co ma zamiar zrobić. Wiedziała, na co się zanosi. I nic w
związku z tym nie była w stanie zrobić. Zresztą wcale nie chciała!
Delikatnie przyciągnął ją do siebie, patrząc głęboko w oczy; Candida poczuła się niczym schwytane w
pułapkę zwierzę, oszołomiona gorącą, namiętną wiadomością płynącą z jego hipnotyzujących oczu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl