[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Widzę, że przez te kilka dni dowiedziałaś się o mnie pani rzeczy.
Skinęła głową, świadoma ciężaru jego ciała bezlitośnie przygniatającego ją do łóżka.
Kołdra, na której leżał, opatulała ją tak ciasno, że nie mogła się ruszyć.
- Tak, Chance, istotnie dowiedziałam się o tobie paru rzeczy.
- Wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że nie wrobiłem twojej siostry.
- Tak. Wystarczająco dużo, żeby to wiedzieć - zgodziła się cicho.
Spróbowała poruszyć nogami pod kołdrą, ale nie mogła ich przesunąć więcej niż o
parę centymetrów. Uczucie zamknięcia w pułapce było silniejsze niż kiedykolwiek przedtem.
- Nie powinnaś była spotykać się z Braxtonem - powiedział Chance. - Może gdybym
od razu wkroczył do akcji, nie posunąłby się teraz do szantażu.
- Nie rozumiem. Co mógłbyś zrobić? Przecież o niczym nie wiedziałeś.
- Wiedziałem, że umówiłaś się z kimś na lunch i znałem nazwę restauracji. Chciałem
pojechać za tobą i sprawdzić, co knujesz, ale poszedłem do tej nieszczęsnej powozowni.
- Chciałeś za mną jechać? - Zrobiła wielkie oczy. - Skąd wiedziałeś o restauracji?
- Na bloczku przy telefonie pozostały wgłębienia po długopisie - wyjaśnił
niecierpliwie. - Zapomniałaś, że z zawodu jestem detektywem? - W jego głosie usłyszała
drwinę. - Poza tym wiedziałem, że wcale nie jesteś zawodową gospodynią, mimo skłonności
do wyrzucania wszystkiego, co znalazłaś w kredensach i szafach. Przyznaję, że nie
spieszyłem się z odkrywaniem tajemnic, ale to dlatego że chciałem zdobyć twoje zaufanie na
tyle, żebyś sama mi się zwierzyła.
Rachel zwilżyła usta.
- Zwierzyła? Z czego?
- Byłem ciekaw, dlaczego postanowiłaś szukać tu schronienia. Zakładałem, że przed
czymś uciekałaś i dowiedziałaś się o tej pracy od pani Vinson. Ale tego dnia, kiedy
wybierałaś się na lunch do miasta, uznałem, że lepiej będzie, jeśli dowiem się, z kim jesteś
umówiona. Przeszkodził mi w tym wypadek w powozowni. Kiedy się ocknąłem, byłaś już w
domu.
- Nie wiedziałam, że byłeś w stosunku do mnie taki podejrzliwy.
Rachel bezskutecznie próbowała wyciągnąć ramię spod kołdry. Chance wydawał się
nie zauważać jej wysiłków. Był zbyt pochłonięty studiowaniem jej twarzy.
- Dziś uznałem, że moja cierpliwość się skończyła. Zatelefonowałem do Herba Dixona
i przypomniałem mu, że jest mi winien przysługę. Kazałem mu cię sprawdzić, a on
natychmiast wykrył twój związek z Gail Vaughan.
- Co? - Ogarnęła ją fala gniewu, usuwając w cień niepokój i rozpacz, a nawet poczucie
winy. - Kazałeś mnie sprawdzić? Prowadziłeś dochodzenie na mój temat?
- Zanim usiedliśmy dziś wieczór do kolacji, wiedziałem, kim jesteś, i domyślałem się,
że twoja obecność tutaj ma coś wspólnego z Gail - potwierdził bezlitośnie.
- Dlaczego więc nic nie powiedziałeś, kiedy wkroczyłeś tu kilka minut temu? -
warknęła. - Dlaczego pozwoliłeś, żebym opowiedziała ci całą tę historię, skoro i tak już
wszystko o mnie wiedziałeś?
- Bo chciałem usłyszeć ją od ciebie. Poza tym wcale nie wiedziałem wszystkiego. Na
przykład nic mi nie było wiadomo o awanturze z Braxtonem. I o tym, że przyjechałaś tu, aby
mnie ukarać, ale zrezygnowałaś z zemsty, kiedy uznałaś, że jestem głupi, ale uczciwy. Nadal
nie wiem, czy to komplement, ale przynajmniej dzięki temu dowiedziałem się czegoś o tobie.
- Niby czego?
- A tego, że może jesteś trochę tępa, ale za to na pewno uczciwa. Nie potrafiłabyś się
mścić na niewinnym. To, że nie chciałaś rozmawiać o mnie z Braxtonem, kiedy spotkałaś go
po raz pierwszy, jest bardzo charakterystyczne. Masz w sobie dużą dozę prawości. Nawet
kiedy szukasz zemsty.
- Bawiłeś się ze mną w kotka i myszkę - oskarżyła go Rachel. - Najpierw próbowałeś
wyciągnąć mnie na zwierzenia, potem mnie śledziłeś, a w końcu nasłałeś na mnie
detektywów. Przy czym cały czas zachowywałeś się tak, jakbym naprawdę była gospodynią.
Traktowałeś mnie jak służącą.
- Przecież sama wybrałaś tę rolę.
- Gdybym tylko mogła wyciągnąć ręce spod kołdry, zacisnęłabym je na twojej szyi!
- Mnie też chodziły po głowie podobne myśli. Ale wolę wyładowywać wściekłość w
inny sposób.
Pochylił się nad nią i przycisnął wargi do jej ust. Rachel najpierw stawiała opór, zła,
że zabawił się jej kosztem, udając, że nic o niej nie wie. Ale on nie przestawał całować. Czy
znaczyło to, że przebaczył!? Nic wiedziała, co myśleć, targały nią sprzeczne uczucia, a jej
rozpalone zmysły znowu domagały się spełnienia.
Pragnęła go. Ale gdyby to było tylko pożądanie, potrafiłaby mu się oprzeć. Problem
polegał na tym, że zakochała się w swojej niedoszłej ofierze, i fakt, że Chance poznał prawdę,
nie zmienił stanu jej uczuć. Choć była na niego zła za sposób, w jaki się z nią droczył, nadal
była w nim zakochana.
W każdym razie w tej chwili walka nie miała najmniejszego sensu, skoro jej ruchy
krępowała kołdra. Była całkowicie unieruchomiona w miękkim więzieniu i zdawała sobie
sprawę z tego, że Chance nic tylko o tym wiedział, ale świadomie to wykorzystywał.
Jego wargi tak długo natarczywie błądziły po jej ustach, aż z cichym jękiem
kapitulacji i pożądania rozwarła je, odpowiadając na jego pocałunek.
- Och, Rachel - westchnął w upojeniu i przywarł do niej, wsuwając głębiej język.
Rachel czulą na sobie ciężar jego napiętego z podniecenia ciała. Bez względu na to,
czego się o niej dowiedział, nadal jej pragnął. Ta świadomość tchnęła w nią nadzieję i jeszcze
bardziej rozpaliła namiętne pragnienie złączenia się z nim w jedno.
Kołdra krępowała ją coraz bardziej. Próbowała poruszyć się: bez skutku. Pokręciła
niespokojnie głową i usłyszała głęboki, niski śmiech.
- O co chodzi, najdroższa? Czego chcesz?
- Puść mnie - poprosiła szeptem.
- Nie jestem pewien, czy się odważę. Możesz mi rozbić głowę.
- Nie, chcÄ™ tylko...
- Tak? - ponaglił ją, kiedy urwała na chwilę. - Czego chcesz, kochanie?
- Chcę się z tobą kochać.
- A co z zemstÄ…?
- Nie drażnij się ze mną, Chance. Powiedziałam ci, że już nie chcę zemsty. -
Próbowała obrócić się pod kołdrą, starając się znalezć jakąś szparę w miękkich ściankach
swojego wiezienia. Nagle coś przyszło jej do głowy. Podniosła oczy i napotkała utkwiony w
sobie wzrok Chance'a. - Może powinnam zapytać, czego ty chcesz ode mnie. Czy to nie jest
przypadkiem jakiÅ› rodzaj kary?
- No wiesz - oburzył się. - Teraz mam lepsze rzeczy do roboty, moja piękna, niż
wymierzanie ci kary. Poza tym, prawda jest taka, że zrobiłaś jedynie to, co sam bym zrobił,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- radom.pev.pl
Montgomery Ink 4 Written in Ink Carrie Ann Ryan
Elizabeth Ann Scarborough Song of Sorcery
0799. Sands Charlene Druga szansa
Krentz Jayne Ann (Quick Amanda) PrĂłba Czasu
Krentz Jayne Ann Przygoda na Karaibach(1)
Krentz Jayne Ann Głębokie wody
Amanda Steiger Eloria's Tear (pdf)
Graham Heather Pod sloncem Florydy